Ja cię, Zuzanka, uduszę, albo nie: przyślę mojego męża i JEMU tłumacz, dlaczego ZNOWU skończyły się półki z miejscem na książki.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Jak wcześniej u Austera mi się nie zdarzało, polubiłam bohatera od pierwszej strony. Za szczerość, lekkość, poczucie humoru, uczciwość i takie miłe wrażenie, że polubilibyśmy się, gdybyśmy się spotykali. Nathan Glass jest rozwiedzionym 60-latkiem, z rakiem płuc w remisji, emerytowanym agentem ubezpieczeniowym. Z żoną nie utrzymuje, córka się na niego obraziła, przeprowadza się więc na Brooklyn, bo tam spokojnie i spisuje śmieszne historie, które zdarzyły się i mu, i jego znajomym podczas całego życia. I nagle wpada na swojego bratanka, Toma Wooda, którego kiedyś bardzo lubił, ale urwał mu się z nim kontakt. I nagle przestaje być samotny, bo wpada w sam środek historii, która połączy kilka par, zjednoczy rodzinę, doprowadzi do jednej śmierci i sprowadzi do życia Nathana kilka barwnych osób.
Jest trochę właściwego dla Austera erudycyjnego przegadania. Tom jest niedoszłym doktorem literatury amerykańskiej, piszącym o stworzeniu współczesnej utopii - hotelu Egzystencja, w którym spełniają się marzenia. O tym sobie rozmawiają z Nathanem i antykwariuszem Harrym, po czym trafiają do pensjonatu prowadzonego w Vermont przez niejakiego pana Chowdera i odkrywają, że utopia istnieje. Brakuje mi trochę wiedzy o amerykańskich autorach, żeby docenić to, o czym rozmawiają, ale Auster umiał to podać tak, że ładnie się w dość lekką powieść o życiu wkomponowało.
Fantastyczny Brooklyn, miejsce, o którym marzę. Miejsce, w którym można - jak na wakacjach - poznawać codziennie inny zakątek, znaleźć sobie przytulne restauracyjki, antykwariaty i skwerki i patrzeć na ludzi. Leniwie, niespiesznie, aż do wyrobienia sobie w życiu codziennego rytmu. To kiedy ta emerytura i dlaczego tak późno?
Inne tego autora:
#47