Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Karin Fossum - Zabójstwo Harriet Krohn

Dość nietypowa książka o śledztwie prowadzonym przez Konrada Sejera, bo narratorem jest przestępca. Charles Olav Torp, wdowiec uzależniony od hazardu, nareszcie spłaca długi, a za pozostałe pieniądze kupuje 17-letniej córce rasowego konia. Córka wybacza ojcu dawne winy, cieszy się, że podjął pracę w stajni, razem chodzą na grób matki, sielanka. Dwie rzeczy jednak spędzają Torpowi sen z powiek - problemy zdrowotne, w pewnym momencie zdiagnozowane jako fgjneqavravr ebmfvnar oraz morderstwo, którego dokonał w celu uzyskania pieniędzy. Pierwsza część książki opisuje, jak do zbrodni doszło, druga - walkę Torpa ze sobą, zwłaszcza w obliczu zacieśniającego się kręgu podejrzeń. Rola Sejera jest - podobnie jak w “Zbrodni i karze” - w zasadzie ograniczona do oczyszczającego wyznania zbrodni.

Inne książki tej autorki tutaj.

#155

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 28, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, kryminał, panie - Skomentuj


Mary Kubica - Zajmę się tobą

Heidi pracuje w organizacji pomagającej ludziom dotkniętym ubóstwem, zwłaszcza emigrantom, nie mówiącym dobrze po angielsku. W drodze do pracy zaczyna regularnie widywać młodą żebraczkę z niemowlęciem, nie może przejść nad tym obojętnie. Zabiera dziewczynę - Willow - do swojego domu, ku zaskoczeniu męża i nastoletniej córki, a także samej Willow, której ewidentnie w życiu wiele dobrego nie spotkało. Jakiekolwiek wątpliwości znikają, kiedy Heidi bierze na ręce niemowlę - brudne, wyziębione, z infekcją, głodne; wie, że będzie dla niego doskonałą matką, zawsze marzyła o wielodzietnej rodzinie, czemu na przeszkodzie stanęła dramatyczna choroba.

Narracja jest trójosobowa. Opowieść Heidi przerywana jest historią jej męża, brokera Chrisa, który - wiecznie w delegacji - jest coraz bardziej zaniepokojony całą sytuacją, a dodatkowo usiłuje się oprzeć pokusie romansu z piękną koleżanką z pracy, pamiętając o wszystkim tym, co kocha w swojej żonie. Trzecim głosem jest głos Willow, sieroty rozdzielonej z młodszą siostrą, adoptowaną przez maniaka religijnego, który odciął ją od życia i molestował przez lata.

Największym walorem książki jest zaskoczka fabularna, niestety większość wątków jest dość toporna i z tezą - nieprzepracowana trauma wraca, system opieki społecznej jest niewydolny, niezaspokojony instynkt macierzyński prowadzi do tragedii.

Akcenty polskie: do biednych emigrantów należą oczywiście Polacy, zaś w domu Heidi je się na polskiej porcelanie.

Inne tej autorki tutaj.

#153

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 24, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, kryminał, panie - Skomentuj


Kristina Ohlsson - Pojedynek z diabłem

Czasem jest tak, że kolejna książka autora, którego się czytało z przyjemnością, jest absurdalnie słaba i z zupełnie innej kategorii. Podobną sytuację miałam z Łowcą głów Nesbo, kiedy po bardzo udanej serii o Harrym Hole’u dostałam beletryzowany scenariusz kiepskiego thrillera. Tutaj niestety jest ta sama sytuacja, dodatkowo nie zarejestrowałam, że to drugi tom cyklu, a autorka ma taką manierę, że bierze za pewnik czytanie po kolei, więc radośnie zdradza zaskoczki fabularne z poprzedniego tomu. Jak chcecie czytać, to zacznijcie od “Zagadki Sary Tell”, ja już sobie daruję, bo znam finał.

Martin Benner, syn Szwedki i Amerykanina, był policjantem w Teksasie, ale po tragedii przed laty, o której nigdy nikomu nie opowiadał (a o której oczywiście wie kupa ludzi, dodatkowo Benner zaczyna wtem się z niej wszystkim zwierzać), wrócił do Szwecji i został adwokatem. Przeszłość go dopada - Lucyfer, szef mafii z Teksasu, porywa jego adoptowaną córkę, pali dom jej dziadków i zmusza adwokata do odnalezienia syna Sary, Mio, który jednocześnie jest synem Lucyfera. Niezależnie, ktoś wrabia Bennera, więc policja uważa go za podejrzanego w sprawie śmierci trzech osób, związanych z Sarą. Oczywiście wszystko jest zmanipulowane, Lucyfer doskonale wie, gdzie jest jego syn, a sprawa ma drugie dno. Wielokrotnie wzdychałam, kiedy następował kolejny niespodziewany zwrot akcji, przeprowadzony z gracją nosorożca, kiedy wyskakiwał kolejny deus ex machina albo kolejna tajemnica była ujawniana przez głównego bohatera. Szkoda mi nawet czasu, żeby się popastwić nad tym, jak źle skonstruowany jest bohater, jak niesympatyczny, a całość śledztwa przypomina woreczek z puzzlami, do których ktoś w losowych momentach dokłada brakujące albo niepasujące elementy.

Inne tej autorki tutaj.

#151

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 18, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, kryminał, panie - Skomentuj


Magdalena Tulli - Szum

Kaczka Dziwaczka bez imienia. Neuroatypowa, z dysleksją i dysgrafią, zamknięta w sobie, bo nauczyła się, że za szczere wypowiedzi są kary, zarówno w szkole, jak i w domu. Nieustająco porównywana z Nim, synem siostry matki, elokwentnym, poprawnie się wyrażającym, najlepsze świadectwo, predestynowany do kariery życiowej. Wyśmiewana przez rówieśników, karana przez nauczycieli za nieodrobione lekcje i kłamstwa (wszak informacja, że jej ojciec jest Włochem, to na pewno zmyślenie, bo jaki Włoch by przyjechał mieszkać w PRL-u). Nie umie w przyjaźń, bo co w zasadzie może komukolwiek zaoferować? Wspomnienia z dzieciństwa przeplatają się ze współczesnością, demencją i śmiercią matki, śmiercią ciotki; w życiu obu sióstr jest szrama po pobycie w obozie, ciotka dawała sobie zawsze lepiej radę, matkę prześladował duch “dobrego” esesmana, zabitego w dniu wyzwolenia obozu. Mniej lub bardziej udane związki, macierzyństwo, w którym - co ważne - udaje się narratorce nie powielić krzywdzącej narracji. Książka urywa się tak, jak się zaczęła, z nierozwiązanymi wątkami i niedopowiedzeniami, ale to cenna lektura, mimo że nie stwierdzę, że zrozumiałam ją w całości.

Oczywiście widzę spore podobieństwa do opowieści o Dziuni - niekochane, trudne, niewdzięczne i niezrozumiane dziecko (chociaż nie wiadomo tak naprawdę, jak wyglądało jej życie z ojcem, lekko zarysowanym na marginesie czy wyjazdy do babci do Mediolanu), które rozwija się i dojrzewa do roli matki mimo trudnego startu, obciążonego traumą poprzedniego pokolenia. Tu jednak nie ma groteski i ukrytej pod nią przemocy również fizycznej, jest alienacja, krzywdzenie słowem i zaniedbaniem, niska samoocena rzutująca na dużą część życia narratorki. Symboliczny proces, stanowiący finał książki, raczej kończy się wybaczeniem niż karą.

#150 (wypiję za to!)

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 15, 2020

Link permanentny - Tagi: panie, 2020, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Donna Tartt - Tajemna historia

Richard, niezbyt zamożny Kalifornijczyk, dostaje stypendium na prestiżowej uczelni w Nowej Anglii. Jako że przez dwa lata uczył się greki, jego marzeniem jest studiowanie u profesora Morrowa, ekscentrycznego filologa, który prowadzi indywidualną, kilkuosobową grupę i wybiera studentów dość starannie. Bohater szybko się orientuje, że wspólnym mianownikiem grupy jest zamożność; metodą fake it till you make it dostaje się do grupy. Paczka studentów Morrowa - dandys Henry, bliźnięta Camille i Charles, stanowiące prawie jedną osobę, hedonista Francis i wreszcie chaotyczny Bunny - powoli i ostrożnie dopuszczają Richarda do swojego świata, gdzie po początkowym zachwycie blichtrem, zaczyna się ukazywać drugie dno. Jak wiadomo ze wstępu, grupa zabija Bunny’ego - pierwsza część książki opisuje, dlaczego, druga zaś, co się stało po zbrodni.

I wciągałam strona po stronie jak pyszne spaghetti, zachwycona opisem uniwersyteckiego światka Ameryki lat 80. Biedny Richard, awansuje z ekstremalnych czasem warunków do równego traktowania przez kolegów z wyższych sfer tylko dzięki temu, że zamienia ojca, pracownika stacji benzynowej, na właściciela szybu naftowego i łzawej bajeczce o odcięciu od funduszy; w głowie oczywiście już nastawiam się na walkę przed zdemaskowaniem. Tymczasem to wcale nie jest ważne, kiedy już jesteś w grupie, to na zawsze. Chyba że jesteś Bunnym, trochę ograniczonym, ale sprytnym piłkarzem z dużą ilością wdzięku, któremu zwykle uchodzą wszelkie przewiny i psoty - drobne kradzieże, chamskie uwagi czy naciąganie innych na restauracje i wyjazdy. Do czasu. Richard dowiaduje się, ze Bunny szantażuje grupę, ob zvzb gęcbgl mbevragbjnł fvę, vż cbqpmnf ceóol jrwśpvn j zvgbybtvpmaą rxfgnmę (nyxbuby, frxf, anexbglxv, tłbqmravr fvę) tehcn orfgvnyfxb mnovwn cemlcnqxbjrtb cemrpubqavn. Richardowi, absurdalnie, cała sprawa nie przeszkadza, czuje się dumny i potrzebny w rozwiązaniu problemu. Dużo tu Dostojewskiego, szastania literaturą i wyższą koniecznością, przeplatanego narkotycznymi i alkoholowymi wizjami. I tak jak doskonale się tę książkę mi czytało, tak po przeczytaniu nie zostaje z niej nic. Bohaterowie są antypatyczni, czyny nieusprawiedliwialne, a liczne próby wywiedzenia czytelnika na manowce, żeby choć przez chwilę poczuł, że bohaterowie nie mogli inaczej i choć przez chwilę ich usprawiedliwił, irytowały mnie niepomiernie. Więc jak ktoś Wam mówi, że “Szczygieł” może i słaby jest, ale debiut Tartt znacznie lepszy, to nie słuchajcie go, ta sama klasa literatury.

Inne tej autorki tutaj.

#149

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 10, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, kryminał, panie - Skomentuj


Małgorzata Musierowicz - Noelka

Byłam przekonana, że do pewnego momentu czytałam Jeżycjadę na bieżąco, ale brak notek pokazuje, że chyba nie albo się tego wstydziłam (ja? wstydzić się nawet najgorszych lektur? phleeze). I teraz tak się zastanawiam, czy nadrobić całość, co pewnie samo w sobie dużo czasu nie zajmie, ale czas pisania o książkach to już piechotą nie chodzi.

Noelkę swego czasu uwielbiałam, czytałam ją ładne kilka razy, zachwycona wigilijną podróżą bohaterki po jeżyckich mieszkaniach, siorbiąca razem z nią na potencjalnie niesłownego chłopaka, co miał przyjść, a nie przyszedł (licealne story of my life). Tak bardzo mnie ujął opis wigilii pod Kaponierą i kamienicy na Roosevelta 5, że zaczęłam rozważać studia z Poznaniu, efekt znacie. Ale do brzegu. Elka Stryba, mająca na wyłączność dziadka, stryjecznego dziadka i dzieląca ojca tylko z jego pracą, wpada w furię, kiedy dowiaduje się, że dziadek spuścił na drzewo chłopaka, egzotycznego Baltonę, na którego czekała, stryj zaprosił na wigilię handlarę spod Kaponiery (swoją dawną miłość, malarkę sprzedającą obrazy), a ojciec planuje spędzić wigilię z jakąś obcą babą. Szukając Baltony, trafia najpierw do domu Borejków, gdzie na wejściu zostaje zaliczona do rodziny, a potem do Kowalików, skąd z Tomciem Kowalikiem w stroju Gwiazdora wyrusza - jako Aniołek - na świąteczną fuchę rozdawania prezentów. Jak to w opowieści wigilijnej, wszyscy się ze wszystkimi godzą, magia świąt, a na końcu pocałunek.

Tyle że w tej na pozór uroczej opowiastce autorka zawarła tyle krinżu, uprzedzeń i cudownych zbiegów okoliczności, że więcej chyba nie można. Wypukłe czoło zdradza inteligencję, małe oczka chytrość. Ludzie bogaci są prymitywni, biedni są wielcy duchem. Dla zawiązania intrygi kobiety u Strybów giną tuż po urodzeniu dziecka - najpierw żona dziadka Metodego, przez co Grzegorz nie zaznał kobiecej ręki, potem matka Elki, której owdowiały ojciec nie potrafił okazać miłości. Grzegorz przez *rok* umawiał się z - spoiler alert - Gabrysią i mimo jej wielkiej miłości do całej rodziny, nigdy w rozmowie nie wyszło, jacy są, więc na wigilię idzie przekonany, że to straszne snoby. Cała historia wizyty u Dominikanów, w ostoi miłości i prawości, gdzie azyl znajdą wszyscy, zakończona zgarnięciem żebraczek z Rumunii (nazywanych zamiennie Cygankami), jest słodka do momentu, kiedy dziewczynki są w obcym domu rozebrane i wykąpane, mimo że nikt nie jest się z nimi w stanie porozumieć. Wolna duchem Aniela Kowalik skarży się, że Bernard jest bezrobotny i *tylko* zajmuje się dziećmi, zaś doktor Kowalik traktuje zamążpójście Idy jako koniec jej kariery. Na każdym kroku odbywa się okrutny fat-shaming, jako że dystynktywną cechą Pulpecji jest żarłoczność, podobnie Elka - poza loczkami i orzechowymi oczami - jest, po wielokroć podkreślane, obfita. Najlepsza babcia, Mila Borejko, ostoja tolerancji, nie lubi swojej “dziwnej” wnuczki, bezosobowego Tygryska, który mógłby mieć jakąś dziewczęcą ksywkę. Mnie osobiście boli rozciagnięcie topografii, gdzie Tomcio z Elką wychodzą z Noskowskiego 2, wsiadają w tramwaj pełen wesołej gwiazdkowej ekipy, jadący w kierunku Ogrodów, jadą, jadą, jadą, śmiechom i facecjom nie ma końca, wreszcie wysiadają pod Teatrem Nowym. Dla tych nie z Poznania - miejsca te dzieli 400 metrów, jeden przystanek tramwajowy. Nie mam siły się już pastwić nad czasem, gdzie przez chyba 4 godziny Tomcio i Elka odwiedzają jakieś 10 domów, rozsypanych po całej dzielnicy, w każdym jedząc pierogi i makowce, śpiewając i rozdając prezenty. Tym wszystkim, którzy chcą dać swoim dzieciom trochę sielskiej, poznańskiej opowieści, radzę dodanie didaskaliów w wielu miejscach, nie tylko w tych, które się zdezaktualizowały historycznie jak Delikatesy “To Tu” na Dąbrowskiego albo wysokość emerytury w milionach.

EDIT Zapomniałam o tej śmiesznej scenie, kiedy Grzegorz stoi nad karpiem miotającym się w przedśmiertnych drgawkach i bezrefleksyjnie stwierdzającym, że chyba ryba umiera i można by ją dobić.

#145

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 4, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, mlodziezowe, panie - Komentarzy: 5