Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o beletrystyka

Karen Blixen - Pożegnanie z Afryką

Już sam tytuł (i jeden z najbardziej rozpoznawalnych w literaturze początków) zdradza zakończenie - baronowa Blixen, Dunka, po latach, jakie minęły od opuszczenia przez nią farmy u stóp gór Ngong, opowiada o swoim życiu w Afryce. Nie jest to opowieść fabularna, tylko zbiór luźno ze sobą powiązanych (zwykle bohaterami) historii, osadzonych w latach 1913-1931. Trudno uniknąć tutaj enumeracji - jest (w kolejności dowolnej) o chrześcijaństwie[1] w pogańsko-islamskiej Afryce, kolonializmie[2] i roli białego człowieka, polowaniach, afrykańskim prawodawstwie, życiu rodzinnym czy zwierzętach.

Przede wszystkim doznałam ogromnego zaskoczenia, bo - w przeciwieństwie do filmu (Streep, Brandauer, Redford) - nie jest to historia o miłości. Gdzieś, pod koniec, wspomniany jest Denys Finch Hutton jako jeden z wielu przyjaciół autorki, trochę historii ze wspólnych polowań, wreszcie jego niespodziewana śmierć w wypadku nie-wypadku. Oczywiście widać głębokie i nieskrywane uczucie, jakim autorka darzyła Denysa, ale pokazane jest w delikatny i subtelny sposób, bardziej na marginesie zapisków. W ogóle za to nie pojawia się (poza kilkoma drobnymi wzmiankami w ostatniej części książki) niewierny mąż autorki, w filmie "ten trzeci".

Chociaż nie, kłamię, to jest historia o miłości. O miłości do Afryki - gdzie najpiękniejsza przyroda, najświeższa i najmniej skażona zachodnią cywilizacją, gdzie perspektywy i chęć życia. Można to oczywiście odczytywać jako nostalgiczne wspomnienia ponad 50-letniej re-emigrantki, dla której pobyt w Afryce był tożsamy z młodością i czasem życiowych okazji, chociaż im bliżej końca, tym opowieści stawały się bardziej minorowe i opisujące upadek również tego, co było w Afryce piękne jeszcze 20 lat wcześniej.

[1] Wspomnienia o misjach i próbach wtłaczania Kikuju w świat wierzeń chrześcijańskich były tymi momentami, kiedy z irytacją przewracałam oczami; autorka - osoba niespecjalnie religijna - mimo swojej otwartości na świat, w kwestii wiary bywała irytująca.

[2] Tu oczywiście można by rozpocząć dyskusję, czy wystarczająco etyczny był neokolonializm baronowej Blixen, ludzkiej pani, która za 180 dni niskopłatnej pracy w roku pozwała odwiecznym właścicielom swojej farmy żyć na niej i pracować (chociaż - uczciwie dodam - dbała o nich, leczyła, uczyła i próbowała podnieść ich poziom życia).

#59/12

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 30, 2017

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2017, beletrystyka, panie, kenia - Komentarzy: 2


Doris Lessing - Lato przed zmierzchem

45-letnia Kate Brown stoi w drzwiach własnego domu na przedmieściach Londynu i szykuje się do podania kawy gościowi swojego męża. Przez ostatnie 25 lat jej życie było wypełnione przyjemną, powtarzalną krzątaniną - czwórka dzieci (już prawie wszystkie dorosły), dom pełen ich gości i mąż, wzięty lekarz, zwykle w rozjazdach. Okazuje się, że za chwilę zapadnie decyzja (w zasadzie zostanie podjęta przez męża Kate), która zmieni resztę życia kobiety. Znajomy męża proponuje jej posadę na wakacje - organizacja rządowa pilnie szuka tłumaczki konferencyjnej z i na portugalski, a Kate zna ten język doskonale (ojciec był Portugalczykiem). Kate się waha, ale dzieci rozjeżdżają się na wakacje, mąż planuje 4-miesięczną praktykę w USA, a dom będzie wynajęty. Oczywiście, mimo początkowych wątpliwości, świetnie sobie radzi w roli profesjonalnej tłumaczki, dostaje więc propozycję dłuższej współpracy w organizacji, co finalizuje przygotowanie kolejnej konferencji, tym razem w Stambule. Po konferencji Kate decyduje się na wakacje w Hiszpanii z przygodnie poznanym, młodszym od niej Amerykaninem. Po różnych dziwnych zdarzeniach, bardzo chora wraca do Londynu, gdzie po rekonwalescencji dojrzewa do powrotu do domu.

Doceniam wnikliwość tej książki - Kate nieustannie analizuje siebie i świat wokół pod kątem roli kobiety. Wyłapuje frazy i wzorce, których ona sama (świadomie i nieświadomie) używa do określenia ról; do pewnego momentu traktuje je jak pewnik, od pewnego - zaczyna kontestować porządek świata, który bez słowa protestu wtłoczył ją wprost z bycia najbardziej pożądaną dziewczyną w okolicy w rolę gderającej, wiecznie krzątającej się matki i zdradzanej żony. Gorzko uśmiecha się, relacjonując rozpad swojego małżeństwa, które jednocześnie traktuje jako bardzo dobre i pełne zrozumienia. Z drugiej strony książka jest przeraźliwie przegadana - autorka wkłada w relację bohaterki moralitet na kondycję ludzkości lat 70. - bezsensowność działań organizacji międzynarodowych i aktywistów, płytkość kontaktów międzyludzkich, zatrucie środowiska, biedę i na tym tle miałkość jest własnych rozważań o negowaniu swoich potrzeb (#problemypierwszegoświata). Dodatkowo przez 3/4 powieści przewija się powracający motyw proroczego snu Kate i jej umiejętności wpływania na fabułę śnienie, w którym niesie umierającą fokę przez zmrożoną krainę. Zapewne ma ogromne znaczenie symboliczne, ale jest męczący i niczego nie wnosi.

#51/#10

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 6, 2017

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2017, beletrystyka, panie - Skomentuj


Henning Mankell - Szwedzkie kalosze

Frederick, emerytowany doktor budzi się w trakcie pożaru - płonie jego dom na wysepce. Dom, w którym żyli jego dziadkowie, rodzice i on chciał też doczekać końca swoich dni. Po wygaszeniu ognia okazuje się, że spłonęło wszystko, co miał, a dodatkowo ślady wskazują na podpalenie, więc zamiast odbudowywać swoje życie, musi stawić czoła przesłuchaniom i podejrzeniom, że sam podpalił dom w celu wyłudzenia odszkodowania. Wprowadza się do przyczepy, którą zostawiła jego dorosła córka (poznana całkiem niedawno, we "Włoskich butach") i próbuje uporządkować życie. Wkurza go fakt, że próbując odkupić sobie odzież, trafia tylko na rzeczy made in China; próbą powrotu do normalności mają być tytułowe szwedzkie kalosze[1]. Nagle przyjeżdża córka, nie dogadują się ze sobą, po wyspie kręcą się śledczy i czterdziestoparoletnia dziennikarka, która robi reportaż o podpaleniach, ale bardzo mu się podoba.

Nie jest to ani stricte powieść kryminalna, chociaż Frederick poszukuje sprawcy podpaleń (nie tylko jego dom spłonął) oraz usiłuje wyjaśnić, czemu Polka, pod której domem parkował samochód w porcie, była przerażona i co spowodowało jej nagłą śmierć[2]. Poprzedni tom był rozliczeniem z niezakończonym związkiem miłosnym, tutaj to uporządkowanie bycia ojcem (i - zepsuję niespodziankę - dziadkiem). Niespecjalnie polubiłam bohatera, jest nieprzyjemny, celowo niegrzeczny, łamie normy społeczne (po wproszeniu się na nocleg do domu znajomej, grzebie w jej prywatnych rzeczach i kłamie) i ewidentnie czuć u niego starczą niechęć do wszystkiego co inne, nowe i nieznane.

[1] I do końca książki ich nie dostaje. Nie jest zresztą jedyny zawieszony wątek, nie wyjaśnia się sprawa skradzionego samochodu zmarłej Polki, ani [2] jej w zasadzie naturalnej (wylew) śmierci.

Inne tego autora tutaj.

#38

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 11, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 1


Eric Malpass - Wiatr niesie deszcz

1914. Walijka Nel chwilę po ślubie z Tomem, szczęśliwa na pikniku ze wspólnymi przyjaciółmi i kuzynką, dowiaduje się, że Anglia jest na progu wojny. W 1918 jest już wdową, z 4-letnim synkiem, Benbowem i żyje na łasce swoich wiecznie niezadowolonych teściów, którzy korzystają z niej jak z darmowej służącej, na każdym kroku wymagając posłuszeństwa. Przez przypadek wychodzi na jaw, że jest zakochana w jednym z przyjaciół swojego zmarłego męża i chwilę po ogłoszeniu zakończenia wojny, ku zgorszeniu teściów i reszty rodziny zmarłego męża, wychodzi ponownie za mąż. Wprawdzie miewa chwile, kiedy czuje, że jest szczęśliwa, ale nauczona stawiania siebie na ostatnim miejscu, podejmuje kolejne życiowe wybory, które wpychają ją w niekorzystne dla niej sytuacje.

To mniej znana książka Malpassa, może dlatego, że prawie zupełnie pozbawiona elementów humorystycznych (mimo 4-letniego chłopca, którego poczynania są osią akcji). Losy niezamożnej rodziny kupieckiej Dormanów, srodze doświadczonej przez los przez dwie wojny światowe, są bogato obudowane rozmyślaniami o istocie wojny, nieumiejętnościach przewidywania wielkiej polityki i obserwacjami ludzkiej małostkowości, mierności i złośliwości. To wszechstronnie ponura książka, dość przestarzała w wymowie, dodatkowo niespójna kompozycyjnie. Końcówka książki, dziejąca się w 1978 roku, po przejściu 60-letniego już Benbowa na emeryturę i jego traumatyczna wyprawa do Berlina Wschodniego, opisanego jak mentalne więzienie w kontraście do radosnej, wolnej Anglii, wygląda na należącą do zupełnie innej książki.

Inne tego autora tutaj.

#37/#8

Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 7, 2017

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2017, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Carlos Ruiz Zafón - Gra anioła

Rok 1917. Młody pomocnik, David Martin, redakcyjny z ambicjami pisarskimi dostaje szansę na publikację w gazecie. O dziwo mu wychodzi, dostaje stałą kolumnę za sprawą swojego protektora, właściciela gazety Pedra Vidala, budząc przy tym nienawiść całej redakcji. Kiedy już ma dość, odchodzi, wynajmuje przedziwnie zapuszczony dom, remontuje go[1] i zaczyna pisać popularną literaturę pod pseudonimem, marząc o wydaniu czegoś pod własnym nazwiskiem. Otrzymuje nagle intratną propozycję[2] od tajemniczego nieznajomego, który za sporym wynagrodzeniem chce napisania dzieła o nowym porządku religijnym[3], które porwie tłumy. Przeszkody znikają - wiążący go kontraktem wydawcy giną w tajemniczym pożarze, ukochana Christina decyduje się wyjść za mąż za bogatego Vidala, książka napisana pod własnym nazwiskiem nie przynosi mu sławy, w zasadzie nie ma powodu, żeby nie wziąć łatwych pieniędzy za rok pracy. Tylko Davida nagle ogarnia strach (nie wspominając o dramatycznej depresji po stracie ukochanej), bo sporo wydarzeń jest trudno wytłumaczalnych. Podobnie jak w "Cieniu wiatru", David zbiera drużynę - sprytną i ironiczną asystentkę Isabellę, księgarza Sempere (dziadka Daniela) wraz z przyjacielem donem Gustavo i emerytowanego policjanta po przejściach. Niestety, tuż za nim jest nieufna policja, tym bardziej podejrzewająca Davida, im więcej się trupów ściele dookoła.

Tutaj rzeczywiście pojawia się w jakimś stopniu realizm magiczny - niektórych wydarzeń nie da się wyjaśnić na gruncie logiki, sam bohater ma tak ogromne poczucie nierealności, że nie potrafi oddzielić czasem jawy od snu. Wiem, że to książka o książkach, o czytaniu i pisaniu, ułudzie, ale czasem to trochę przeszkadza, bo jednak po pierwszym tomie chciałam zgrabnego, logicznego wyjaśnienia intrygi, które jednak nie do końca zostaje zaserwowane. Zamiast tego jest alegoria, a ja słaba w alegorie jestem.

[1] Na litość, jak Wam ekipa budowlana, z miarką w oku i w garści dla pewności, mówi, że jest coś nie tak z wymiarami, bo pomieszczenie powinno być dwa razy większe niż jest, to naprawdę warto się nad tym pochylić, a nie zastanawiać się latami nad smrodkiem wionącym ze stojącej przy ścianie szafy.

[2] Oraz operację usuwającą guza na mózgu oraz inicjację erotyczną w prezencie, kto by się nie oparł.

[3] Nie wiem, jak Wy, ale ja się w zasadzie od razu domyśliłam, co z tego wyjdzie (Zrva Xnzcs).

Inne tego autora tutaj.

#36

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 31, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Czytam hurtem

Barbara Gordon "Adresat nieznany" - stary ni to kryminał, ni to przygodówka. Ślad jak zwykle prowadzi w przeszłość, do małego miasteczka przyjeżdża siostrzeniec starszej pani kioskarki, żeby odkryć, czy jego zmarły w czasie wojny ojciec nie zostawił w miasteczku skarbu. Przy okazji poszukiwań skarbu giną ludzie, milicję myli (oczywiście nieumyślnie) prywatne śledztwo bohaterów. Mało socjalistyczne.

Inne tej autorki.

Wanda Falkowska "I kłamstwo zabija" - bardziej socjalistyczne, pieśniarka (huhu) Paula Piano zostaje zastrzelona po koncercie. Dzielny milicjant chodzi po mieście, odpytuje, wyciąga informacje, aż znajduje mordercę. Trochę deux ex machina.

Inne tej autorki:

Natalia Rolleczek - Kuba znad Morza Emskiego i Choinka z Monte Bello. Niby powieść dla dzieci i takich trochę starszych dzieci, ale tak naprawdę dla dorosłych. Kuba ma 7-8 lat i zaskakująco mało łapie z tego, co się dzieje w dorosłym świecie. Co chwilę wpada w tarapaty, z których wyciąga go szacowna krakowska rodzina, która chwilę pokwęka, nawet jak przestępstwo jest sporego kalibru (wyciąganie pieniędzy od chorych, których dziadek-lekarz przyjmuje darmo, bo to socjalizm). W zasadzie obie książki są o rodzinie - "Choinka" to opis oczekiwania na Wigilię, która początkowo ma się nie odbyć, potem jednak jest zaplanowana, bo ma przyjechać brat dziadka, który po wojnie został w Anglii. Każdy z dorosłych członków rodziny przeżywa jakąś dziwną przygodę, a mały Kuba plącze się tu i ówdzie. W "Kubie" przy budowie nowego domu chcą zabrać rodzinie ogród, tytułowe Morze Emskie, zarośnięty i zaniedbany, ale stanowiący kwintesencję szczęśliwego dzieciństwa - zardzewiały wodociąg, stare jabłonie, krzaki porzeczek i malin. W tamtych czasach (uwaga dla młodszych czytelników) nie było czegoś takiego jak własność prywatna i jak komitet uznał, że na terenie ogrodu doktora Kępy ma być postawiony dom, to był. Mimo wszystko, książki są pozytywne i ciepłe, a scena Wigilii poruszająca.

Inne tej autorki.

#26-28

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 8, 2006

Link permanentny - Tagi: prl, panie, beletrystyka, klub-srebrnego-klucza, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj