Więcej o
beletrystyka
Przyznam, że sięgnęłam po przeczytaniu recenzji u Zakurzonej [2019 - link nieaktualny], ale też, żeby zobaczyć, za co Nobel. Wprawdzie odpowiedź nie jest jakaś oczywista, ale zrzucam to po części na formę (opowiadania), a po części na niespecjalne zainteresowanie biografiami. Historie opowiadają o kobietach, o związkach, w których są, o ludziach, którzy je wspominają. To nie są historie szczęśliwe, raczej pełne niepokoju, poczucia straty i chęci wyskoczenia z układu, w którym są - historie o zdradzie, ucieczce, zmianie. I odwadze, czasem brawurze (niekoniecznie przemyślanej), żeby to zrobić. Każde opowiadanie to reminiscencja; to ten moment oświecenia, kiedy po latach dowiadujesz się (albo zastanawiasz się), co spotkało kogoś, kogo znałaś kiedyś. Jak się potoczyła jej/jego historia, czemu wtedy zachował/a się tak, a nie inaczej. Ja jestem ciekawa, nie wiem, jak Wy.
Nie że nie podobało mi się, ale nie jest to typ pisania, do którego będę wracać. Ponownie zareklamuję kindle'a - kindle jest miły i książka nie zajmuje miejsca na półce.
Inne tej autorki:
#89
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 3, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
beletrystyka, opowiadania, panie, 2013
- Skomentuj
Porwała mnie wartka narracja świata, w którym miłość może się zdarzyć ot, choćby przed wizytą u terapeutki. To krótka, bo kilkutygodniowa, historia początku związku niezłoszczącego się Arka z szaloną Justą; historia o tym, jak wygląda życie Arka, jak powoli wkręca się w dziwny świat właśnie poznanej dziewczyny, jak reagują na nią jego znajomi, jak ona reaguje na jego problemy. Dzień po dniu - praca, facebook ("dziś polubiłem..."), piwo ze znajomymi, Justa, wygrzebywanie się z traum dzieciństwa, wyjazd na koncert, kolejny samotny onanizm pod prysznicem, w piekarniku zapiekanka, kot zwymiotował, była żona, moja dziewczyna jest w szpitalu psychiatrycznym, artykuł-wywiad z Anną Dymną, cmentarz z grobami rodziców i babki. Każdy z występujących w nim ludzi jest inaczej poskręcany, inaczej odczuwa, co innego chce w życiu osiągnąć. Każdy ma swoje fobie i dramaty, z których albo się leczy, albo blokuje je używkami, szybką miłością czy zmianami. Każdy potrzebuje kogoś, żeby porozmawiać, upić się czy zrobić coś głupiego. I każdy myśli, że ta miłość, która właśnie przychodzi, to właśnie ta, która będzie ostatnią, ostateczną i najpełniejszą.
To książka o dojrzewaniu do samego siebie, dojrzewaniu do związku, o uzyskaniu spokoju na myśl o przeszłości i równowagi w kwestii brać-dawać. Chyba.
Mam poczucie kilku niewypalonych (albo naładowanych pustymi nabojami) strzelb - po co nazywać bohatera Aureliuszem Kicem, skoro ma to służyć tylko efektowi komicznemu? Po co jechać do fikcyjnego Jemotani, skoro reszta akcji dzieje się w bardzo realnym tu i teraz - fundacja Anny Dymnej i Owsiak, Mediolan z koncertem Keitha Jarreta czy organizacja koncertu Madonny w Londynie? Wreszcie - czemu wszystko dzieje się nie wiadomo gdzie, chociaż ta topografia miasta gdzieś się buduje?
Nie pisałam, bo byłam chora.
Inne tego autora:
#82
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 20, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 6
Najpierw o tym, co mnie rozczarowało. Brakuje mi w tej książce mądrej postaci jakiegoś życiowego wykolejeńca, złotoustego pijaczka, co to jak Himilsbach wprowadza bajkowy element do rzeczywistości. Poza tym zostałam zaskoczona. Powagą, prawie że patosem kilku złączonych ze sobą historii - zamożnej warszawskiej klasy średniej z Żoliborza (z ulicy Dygasińskiego), syna opiekującego się chorą psychicznie matką (zamieszkałych w willi obok) oraz pary młodych Ukrainców, którzy do Warszawy dotarli "za chlebem". Wszystkich łączy Iwanka, nieco egzaltowana naiwna wiolonczelistka, która wbrew woli matki przyjechała do swojego narzeczonego, Mykoły, jazzmana rozwożącego pizzę. Przyjechała, żeby w krainie okazji - Polsce - zarobić na mieszkanie, mimo że oznacza to utratę statusu - mycie warzyw w śmierdzącej wodzie, upokorzenia (pobrzmienia w tle celebryta W., porównujący Ukrainki do brzydkich robotów) i rezygnacji z marzeń o muzyce.
Jest o zmierzchu miłości, o codziennej degeneracji związku. Jest o pustce w życiu żony przy mężu, o toksycznej przyjaźni, zaniedbanym i niekochanym dziecku i wreszcie o matkach. O ich wpływie na życie dzieci, ambicjach, nadziejach i wreszcie krzywdzie, jaką - świadomie lub podświadomie wywołują. Nawet - wydawałoby się - prostoduszna, ciepła Wolska, matka biznesmena Bruna (w domu znanego jako Bronek), powinna umieć wychować mądrych, empatycznych, troskliwych synów. Ale nie.
I zakończenie, którego się nie spodziewałam i mnie poskładało. Tak się nie robi.
Inne tej autorki tu.
#81
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 15, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Po prawie 500 stronach gęstej, dygresyjnej, pięknie skomponowanej prozy pozostałam ambiwalentna. Pięknie jest ta książka napisana, taki składny strumień świadomości, życie w pigułce, ewolucja bohatera od dziecka do ojca; II wojna światowa, czerwony krawat w PRL-u, pierwsza potańcówka w szkole, zgubiony but[1], bieda i damy lekkich obyczajów, choć gołębiego serca. Tyle że jakoś mnie nie porwała. Nie czytałam z jakimkolwiek nastawieniem, ale mimo plastyczności obrazu, mimo fotograficznej precyzji w tworzeniu słowem panoram i portretów, nie zachwyciła. Zmęczyła mnie ta książka, miejscami wytrąciła z rytmu, zostawiając za dużo niedopowiedzeń[2] i zbyt szerokich przeskoków między wspomnieniami. Wiem, wspomnienia nie są linearne, jedna myśl łączy się łańcuszkiem z drugą, czasem absurdalnie oderwaną, a mimo to spójną. Tyle że dla wspominającego. I chociaż też nie mogę powiedzieć, że nie dostałam rodzinnej, choć niechronologicznej sagi z fabułą i twistem, to bardzo brakowało mi zawiązania akcji.
I zła jestem, bo nie mogę znaleźć mojego ulubionego kryminału Janeta na półce. Czarna okładka bez napisu na grzbiecie, to nie pomaga. A miał być dla wywietrzenia głowy po Myśliwskim.
Ryzykować "Traktat"? Czy też mnie zmęczy i wypluje nieco poszarzałą?
[1] Jaka trauma. Nienawidziłam tego rozdziału, kiedy na kilkuset stronach szukają zgubionego buta. Wiem, wojna była, matka oszalała z biedy; zostawiony kilka wsi dalej chory ojciec, a oni idą na kolanach, szukając w zapadających ciemnościach drugiego do pary ("ale lewy czy prawy?").
Najbardziej beznadziejna wyprawa na świecie. Bo ja już wiem, że nie znaleźli, a oni cały czas wierzą, że przecież musi się znaleźć.
[2] Anna. Co z Anną?! I jak Piotr wybrnął z tej przerażającej pogadanki w kombinacie buraczanym, gdzie nie wspomogła go książeczka z życiorysem Stalina? Gdzie but? I wreszcie - co z Kruczkiem?
J. mi pożyczyła, dziękuję.
#78
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 5, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 3
Jak "Dziki tymianek" obiecywał, tak "Wrzesień" jest dokładnie tym, czego oczekiwałam - pachnącą Szkocją, pełną rodzinności historią pewnego lata, które wszyscy spędzają w oczekiwaniu na wielki bal na kilkaset osób. Jakkolwiek bardzo nie lubię tego typu recenzji, to uważam, że najmniej istotna jest tu fabuła, która prowadzi do rozwiązania konfliktu między dwoma zaprzyjaźnionymi od lat rodzinami - zubożałymi Balmerino i zamożnymi Airdami. Co jest ważne, to brytyjska prowincja, nieco bezczasowo zawieszona między historią a współczesnością, zwyczaje i tradycje, kontestująca młodzież i zachowawcza starszyzna, zimny wychów młodzieży (oddawanie 8-latka do 10-letniej szkoły z internatem), małe miasteczka z ploteczkami i psychicznie chora dawna służąca, krążąca na wysokich obcasach jak Erynia.
Jeśli chcecie czytać, szukajcie innego tłumaczenia, bo to, które mam (wydawnictwo Baran i Suszczyński, tłumaczył Bogdan Baran) jest zwyczajnie słabe. Polskie konstrukcje zdań są kalkami z angielskiego, nowoczesna córka kupuje ubrania u Oxfama, a dama tradycyjna u Harroda, zdolna kucharka przyrządza cielęce chopsy albo idzie się na lunch na tradycyjną rybę z chipsami. Owszem, nie przeszkadza to w lekturze, ale mam duży niedosyt, bo da się lepiej. Niestety, szybki rzut oka w internetsy pokazuje, że wydanie w Inter Esse i Książnicy ma tego samego tłumacza. Nie wiem, czy Prószyński w końcu wydał swoje tłumaczenie.
Inne tej autorki tu.
#76
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 27, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Irvinga czytam z rozpędu i nadziei, że sprzeda mi tak urokliwą historię jak niegdyś
"Świat według Garpa". Niestety. Irving od lat sprzedaje, nieco zmieniając sztafaż, ciągle ten sam zestaw fobii i artefaktów - niepełna rodzina, samotny rodzic z dzieckiem, które umiera nagle i za wcześnie, niedźwiedź, śmierdzący stary pies i pisarz, szukający pomiędzy światem powieściowym, tym we własnej głowie i realnymi wspomnieniami.
Akcja "Ostatniej nocy" zaczyna się w latach 50. w New Hampshire, kiedy na skutek zbiegu okoliczności zostaje zabita Indianka, pomagająca w kuchni w tartaku. Kucharz włoskiego pochodzenia, Domenic i jego syn, Daniel, którzy niechcący śmierć spowodowali, uciekają, bo nie dość, że kucharz z nią sypiał, to jeszcze była konkubiną lokalnego szeryfa o mocno poszlakowanej opinii. Z pomocą jednego z drwalów, Ketchuma, którego z Domenikiem łączy mroczna przeszłość (i śmierć matki Daniela) zaczynają ponad 40-letnią pielgrzymkę, kiedy pod przybranym nazwiskiem uciekają przed ścigających ich szeryfem. Nawet w latach 90. nie ma żadnego problemu ze zmianą nazwisk, mieszkań, a nawet kraju - bo ostatecznie lądują w Kanadzie. Zostawiają po kolei wszystkich przyjaciół (i kochanki), które się przez ich życie przewijali; Domenic pracuje cały czas jako kucharz, a Danny zostaje pisarzem. Osią książki jest tajemnica sprzed lat, dzięki której zawiązała się przyjaźń Ketchuma i Domenica, ale dookoła tego owijają się historie napotkanych ludzi, domów, związków i sporo elementów amerykańskiej historii (wojna w Wietnamie, polityka Busha, atak na WTC).
Na nieco wyższym poziomie to książka o pisaniu. Danny do ostatniego rozdziału buduje historię, pisząc swoją ostatnią powieść właśnie o wydarzeniach "Ostatniej nocy", wybierając najważniejsze pierwsze zdanie, tworząc akcję z fragmentów, czasem od końca, żeby - jako zwieńczenie - napisać początek historii po tym, kiedy już doskonale zna zakończenie. Ta warstwa była cenna, zwłaszcza reakcja Domenica i Ketchuma na książki wydawane przez Danny'ego - oni pamiętali wydarzenia inaczej, czasem rozpoznawali więcej niż Daniel chciał napisać, czasem - mimo stwierdzenia, że wzorował się na jakieś rzeczywistej postaci - nie widzieli podobieństw. Klamrę zamykającą ostatni rozdział doceniam kompozycyjnie, ale całości powieści to nie ratuje.
Inne tego autora:
#71
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 29, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panowie
- Skomentuj