Jestem kobietą i między innymi z tego względu zdecydowałam się na rozpoczęcie kursu na prawo jazdy w szkole dla kobiet. Nie że jakoś specjalnie boję się mężczyzn, ale ta szkoła przynajmniej się wyróżniała wśród miliona innych. I węszę ciekawostki socjologiczne.
Pominę to, czego w szkole się uczy, z przyczyn obiektywnych.
Duża i elokwentna prowadząca. W grupie 6 pań. Różnych.
Na początku zaraz po pytaniu "jak panie nas znalazły" padło pytanie: "Która z Pań jest tutaj nie z własnej woli?". Prowadząca objaśniła, że panowie częstokroć przychodzą zapisać żony bądź konkubiny bez wiedzy zainteresowanych i potem z uporem rodzica na wywiadówce przychodzą pytać o postępy delikwentki bądź restrykcyjnie egzekwować obecność.
Krótka część zajęć poświęcona została na zapobieżenie problemom małżeńskim, jakie mogą pojawić się w wyniku uzyskania przez panią prawa jazdy.
Po pierwsze, nie wolno partnerowi machać przed nosem dokumentem, jeśli partner takowego nie posiada, albowiem mężczyzna pod tym względem jest bardzo wrażliwy i może zrobić się niemiły, a tego żadna kobieta nie chce.
Po drugie, to nie partnera należy posadzić na fotelu pasażera, bo partner - najczęściej posiadający prawo jazdy od lat wielu - będzie się ze świeżo upieczonej królowej kierownicy śmiał, irytował jej błędami, wytykał, rzucał "gdzie jedziesz, idiotko, nie widziałaś, że tu jednokierunkowa", przez co kobieta się w sobie zamknie, denerwuje, zacznie popełniać więcej błędów, zacznie jej gasnąć silnik, a ostatecznie wysiądzie z samochodu i trzaśnie drzwiami, powodując z siedzącym w samochodzie partnerem kłótnię, a tego żadna kobieta nie chce. Dlatego, zanim pani nie nabierze wprawy, jeździć tylko z koleżanką, siostrą, mamą.
Po trzecie, nie należy od kobiet wymagać cyferek. Kobiety w przeciwieństwie do mężczyzn nie umieją zapamiętać numeru drogi czy odległości, więc należy im podawać koordynaty opisowe: "Basia, jedź na Koluszki, na skrzyżowaniu z kościołem skręć w lewo". To nie wada, tak jest urządzony świat. Dlatego kobiety nie umieją czytać map i nie nadają się do pilotowania. Oczywiście, są też kobiety, które się na liczbach wyznają, matematyczki albo coś, ale statystycznie się nie liczą.
Są oczywiście mężowie-skarby, co nie zmuszają, nie irytują się, nie śmieją i pozwalają kobiecie pilotować. Ale to rzadkość. Mieszkam z rzadkością.
Tyle pierwsze zajęcia.