Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Od razu mówię, że mam do tego filmu stosunek osobisty, bo byłam współfundatorem. Trochę, bo trochę, ale jednak (i mam t-shirt). Bardzo lubię Zacha Braffa, nie tylko za rolę w "Scrubs" i ogromnie podziwiam, że ma odwagę robić, to co ma ochotę. Pierwszy film nakręcił, bo chciał podotykać Natalie Portman. Ten - bo chciał pokazać to, co ma w głowie.
Aidan (Braff) jest aktorem, który nie gra, z braku propozycji. Rodzinę (dwójkę dzieci) utrzymuje pracująca w korporacji na nie wymagającym intelektu stanowisku żona (Kate Hudson, ślicznie eteryczna) z depresją i ojciec (Mandy Patinkin), płacący za żydowską szkołę dzieci. Wtem przestaje płacić, bo ma nawrót nowotworu i chce się chwycić ostatniej szansy. To dla Aidana taki moment, żeby poskładać swoje życie od nowa - stosunki z dziećmi, żoną i bratem z syndromem Aspergera.
To film dla nerdów, którzy żyją z mottem w głowie: "Rób to, co kochasz", dodatkowo okraszony świetną ścieżką dźwiękową, z ironicznymi dialogami i zauważalnym wpływem poczucia humoru Woody Allena. Piękne kalifornijskie pejzaże i cały majątek w słoiku na przekleństwa.
To film, po którym zostaje uśmiech na twarzy.