Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
... ale jak wspominałam, nie mam ręki do roślin (a konkretnie do konewki, bo w przeciwieństwie do żywiny nie upomina się, jak jest głodna), a i szpital, i trzy tygodnie popasu ekipy remontującej 1 (słownie: jeden!) balkon piętro wyżej, po której pobycie pozostał kurz, gruz, brud, śmierdząca szmata malowniczo wetknięta między szczebelki barierki i niedopałki papierosów niezbyt roślinności pomogło. Zazdroszczę balkonów, na których coś żyje. Od dawna mam w głowie scenkę, widzianą pewnego letniego wieczoru kilka lat temu - para starszych ludzi, siedzących na ślicznym, głębokim balkonie, pełnym kwiatów i patrzących razem w tym samym kierunku. Takiego balkonu sobie życzę.