Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

O tym, że się zgubiliśmy w Dolinie Charlotty

... albowiem po bardzo długiej (przeplatanej ale daleko jeszcze nudzi mi się) drodze, krotochwilnie, wybrałam sobie pensjonat nad stajnią. Sam pensjonat doskonały, drewno, haftowane zazdrostki, strych, skosy, a dla Maja łóżko na antresoli, na którą się wchodzi po drabinie. Ale dojazd do niego okazał się nietrywialny. Do głównego budynku dojechaliśmy, dostałam klucz i mapkę oraz skrótową instrukcję od recepcjonistki, po czym malowniczo wykonaliśmy kilka rundek off-roadu po leśnych drogach z zakazem ruchu, wróciliśmy, skąd przyjechaliśmy, spożyliśmy kolację w lokalnej restauracji przedziwnie ekskluzywnej i już za drugim razem trafiliśmy do pensjonatu "Pod Żelazną Podkową". Jedyne półtorej godziny później.

Na stanie mamy konie, osła, owce (małofutrzaste z czarnymi pyszczkami oraz jedną megafutrzastą wyglądającą jak chow-chow z afro), kozy, kucyki, jaskółki oraz dwa krótkołape psy. Przyjazność 10.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 4, 2015

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: dolina-charlotty, polska - Komentarzy: 2

« O zielonym - O piasku i muszelkach »

Komentarze

Tores-

Prawdą jest, co ta kobieta rzecze - restauracje tam zaskakują ekskluzywnością i ceną latte. Może czekają na Paderewskiego nieustająco.

Zuzanka

Więc złego nie powiem na jakość jedzenia, ale to zdecydowanie high class fancy shmancy - pięknie podane nieduże porcje rzeczy dość oczywistych (typu panierowane kąski kurczaka i frytki czy smażona ryba z ryżem) za dość absurdalne pieniądze. Tego dnia już się poddaliśmy, bo dziecina głodna i nieco zestresowana po błądzeniu, w następne dni już była opcja wyboru. O czym niebawem.

Skomentuj