Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Siaja jest Inuitką, mieszka od zawsze w maleńkim miasteczku na absolutnej północy. Tu się urodziła, tu chodziła do szkoły, tu wyszła za mąż za szkolnego przystojniaka, tu urodziła dziecko. Teraz, kiedy córka idzie do szkoły, chce zacząć pracować, a nie tylko dorywczo zajmować się wolontariatem. Problem w tym, że jej mąż - lokalna gwiazda sportu i tradycji - woli, żeby była w domu. Siaja odchodzi od męża, przeprowadza się do nieco ekscentrycznej matki, a kiedy w ramach buntu na imprezie całuje się z pierwszym napotkanym przystojnym obcym, ten okazuje się jej nigdy nie widzianym ojcem.
To bardzo przyjemny obyczajowy komediowy snuj, taki crossover “Przystanku Alaska” i “Parks & Recreation”. Dużo lokalnego klimatu i kultury Inuitów, emancypacja dziewczyny, co do której wszyscy zawsze mieli jakieś oczekiwania, a teraz wreszcie może sama podejmować decyzje i nie ulegać presji małej społeczności, trochę absurdalnych sytuacji i sympatyczny drugi plan. Niezobowiązuje, ale miłe.