Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Koniec lat 50. Berlin jeszcze nieprzedzielony murem, chociaż mentalnie podział jest już silny. Minęło ponad 10 lat od zakończenia wojny, więc wszyscy udają, że nie było nazistów, wszyscy pracowali jako listonosze i pielęgniarki. Catherine Schöllack, owdowiała podczas wojny, prowadzi elegancką szkołę tańca (przy Kurfurstendam 56) i usiłuje zapewnić godną przyszłość swoim trzem dorosłym już córkom. Godną na miarę 1956 roku - córki mają się zachowywać tak, żeby nie przynieść jej wstydu i wyjść dobrze za mąż; egzekwuje to chętnie wymierzanymi policzkami, pogardą i przemocą psychiczną. Mąż jednej z córek, Helgi, okazuje się być niezainteresowany kobietami? Trudno, fasadę trzeba utrzymywać, potrzeby kobiet nie są ważne. Druga, Evie, zakochała się w piłkarzu z NRD, w dodatku żonatym? Nie ważne, rozwodów nie ma, lekarz z wziętej kliniki psychiatrycznej to lepsza partia. Wreszcie trzecia, Monika, najbardziej krnąbrna, wyrzucona ze szkoły gospodarstwa domowego, zostaje zgwałcona. Czy budzi to w jej matce chęć opieki czy raczej próbuje ugrać na tym awans społeczny? Ależ. W tle rewolucja rock’n’rolla, ciągle nieuregulowana kwestia żydowska, przemoc, kwestionowalne praktyki medyczne (np. nadużywanie elektrowstrząsów), trudne życie homoseksualistów (zwłaszcza podzielonych między Wschodnie i Zachodnie Niemcy) i wnikliwa analiza zdobyczy feminizmu ostatnich 50 lat.
Absurdalnie, to właśnie toksyczna matka, ze wszystkimi jej wadami, trzyma wszystkie wątki w ręku, dodatkowo jest najciekawszą postacią, mimo że główną bohaterką jest niepokorna Monika, która chce tańczyć rock’n’rolla. Niestety, zarówno Monika, jak i jej siostry, są dość papierowe; śliczna Evie jest głupiutka i mimo że zakochana, decyduje się na spełnienie marzenia matki, zaś Helga, której ślub otwiera pierwszy sezon, okazuje się szybko równie toksyczna jak matka (tyle że pozbawiona elegancji tej drugiej). Wadą serialu jest niezbilansowanie nastroju - dla przykrycia rzeczy niewygodnych często sytuacje przechodzą w groteskę, po pełnej grozy scenie, kiedy Monika zostaje wysłana na randkę z gwałcicielem, pokazują nieledwie slapstikowe kręcenie reklamy szybkowaru. I już nawet odpuszczam, że głównym amantem został potomek Kapitana Jaszczura ze znanej przeróbki Upadku (wiem, jestem okropna), ale operetkowe elementy serialu trochę mi zepsuły oglądanie. Zdecydowanie za to uratował całość Berlin: fascynujące, jaką część ze scenografii odtworzono, a jaką zagrało istniejące dziś miasto (chociaż oczywiście Berlin Wschodni wygląda jak Łódź).