Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Zawsze, kiedy siadam w kinie i gasną światła, mam napad paranoi. Że ktoś umrze. Że ja tu siedzę, a powinnam być gdzie indziej. Że przepieprzyłam życie i w zasadzie nie mam żadnych perspektyw. Zwykle przechodzi (no, poza seansem "Blue Velvet", kiedy jechałam przez miasto brzydkie i smutne), ale kiedyś z takim potwornie chandrowatym nastrojem wyszłam z kina i chyba ostatecznie poryczałam się w poduszkę. Chyba nie rozumiem.