+1, co do linijki:) (ok, moze przy nastoletniej ciazy waham sie. Ale to dlatego, ze mnie i moje pokolenie przekonywal swiat..
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Łatwo się wzruszam, zwłaszcza teraz, jeśli film jest o tym, że jest dziecko. W zasadzie fabuła jest pretekstowa - 16-letnia Juno próbuje, jak to jest z życiem erotycznym i bach, zachodzi w ciążę, decyduje, że dziecko urodzi i odda do adopcji. I przez tę fabułę podchodziłam niechętnie, co było z gruntu niesłuszne. Film jest niesamowicie kojący - ślicznie filmowany, błyskotliwy dialogowo, ze świetnym soundtrackiem i ciepły. Taki comfort food dla głowy, jak chyba wszystkie Sundance-podobne filmy. Sytuacja, w której normalnie wszyscy przegrywają - 16-letnia młoda matka, chłopak, z którym dziecko poczęła, na próżno starające się o dziecko małżeństwo, zaskoczeni sytuacją rodzice Juno; tutaj okazuje się, że każda sytuacja ma wyjście. Juno jest inteligentna, rozważna, ma wszystko poukładane i czasem okazuje się, że jest o wiele bardziej dojrzała od dorosłych, którzy potykają się o własne wybory. Zgrabnie, choć nietypowo, rozwinięty jest wątek porozumienia między Juno a Markiem, adoptującym z żoną dziecko Juno (a ich dialogi o muzyce i słabych horrorach są urocze). Do tego film jest zwyczajnie lekki - bez moralizatorstwa, natrętności i zadęcia. Że bajka? Nie szkodzi. W życiu trzeba trochę bajki.
I aktorzy - śliczna i przekonująca Ellen Page, trochę słaby Michael Cera (który w zasadzie od czasów "Arrested Development" nie dorobił się niczego więcej niż zdziwionej miny), doskonały Jason Bateman i J. K. Simmons, a w tle cameo Rainna Wilsona.
Jak wspomniałam na blipie, chciałabym, żeby moja córka wyrosła na taką mądrą dziewczynę (a nastoletnia ciąża to wcale nie jest takie wielkie i ostateczne nieszczęście, jak mnie i moje pokolenie przekonywał świat).