Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Brian i Kate przeżyli cztery szczęśliwe lata - urodził im się syn, Jessie i córka, Kate. Kiedy Kate miała 2 lata, zachorowała na szczególnie zjadliwą odmianę białaczki. Białaczki, w której po kolei każda metoda leczenia okazywała się nieskuteczna, a nie było dawcy z wewnątrz rodziny. Dlatego urodziło się trzecie dziecko - Anna z In Vitro, wybrana w laboratorium ze względu na możliwość przeszczepów, Anna, która od pierwszego dnia na świecie zaczęła służyć siostrze jako bank tkanek. Krew pępowinowa, potem szpik, wreszcie - kiedy Anna miała 13 lat - nerka. I mimo że do tej pory nie było łatwo z kolejnymi przerwami w remisji, zaczęło być jeszcze gorzej, bo Anna wystąpiła do sądu o samodzielne podejmowanie decyzji medycznych, dla swojego dobra, a nie dla dobra 16-letniej już siostry.
Mimo że napisana w tonie lekkim, to jednak rozpisana na narrację uczestniczących w historii osób sprawa procesu o życie na własny rachunek jest jak uderzenie w głowę. Nie ma łatwych odpowiedzi, nie ma recepty na to, czy jedno życie jest ważniejsze od drugiego. Jest za to o wyborach, konsekwencjach, nadziei i jej braku. Dodatkowo to zakończenie, które chyba tylko ratuje przedmowa autorki, że w przypadku jej dziecka - mimo 10 operacji - był happy end.
I to nie jest tak, że to jest dramat - to naprawdę taka łagodna obyczajówka z wątkiem romansowym na drugiem planie (i psem). Ale sos gatunkowy, jakim jest podlana, jest bardzo ciężki.
#32