Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Jeden w przód, dwa w tył

Mogłabym podpisać się pod dzisiejszą notką Anny, że wszystko to kwestia oczekiwań. Walę głową w ścianę, wkurzam się, płaczę ze złości i bezradności, irytuję i padam na twarz, bo chcę czegoś więcej niż dostosować cały dzień do rytmu dziecka - wstać o 7, walcz^Wbawić się do 11, iść spać na dwie godziny, walcz^Wbawić się, spacerować, karmić i przewijać do 20, po czym przez 3 godziny udawać, że nie jestem matką, tylko że jestem sama dla siebie. Dni, kiedy bez żalu kładę się na podłodze i pozwalam Majowi po mnie skakać, kiedy chodzę za nią tam, gdzie ona chce, nawet jeśli to oznacza krążenie w kółko i zbieranie kawałków żwiru, są lepsze. Mniej stresujące. Weselsze. Ale ja się cała składam z oczekiwań. Czekam na wspólne pieczenie pierniczków. Na wydrążanie dyni. Na klejenie krzywych łańcuchów na choinkę. Na budowanie domów z klocków. Na wspólne czytanie. Na trochę prywatnego czasu dla siebie i nie, nie myślę tu o czasie, który będę spędzała w pracy. Na ciszę w głowie, podróżowanie bez konieczności uspokajania, uciszania, opowiadania, pozwalania na wkładanie palca do kasownika. Na samo podróżowanie bez konieczności lepienia maksymalnie dwugodzinnych tras bądź słuchania buntu i naporu z tylnego siedzenia. Dlatego burzę się wewnętrznie na to, że względny spokój mogę zyskać tylko schodząc na poziom wykładziny. Dalej tego nie umiem. Dalej mi źle z ciągle brudną, a przecież co chwila mytą, podłogą, koniecznością wkładania dziecka do łóżeczka, żeby pozwoliło na posortowanie prania (a dziecko jakoś tego nie lubi), z zabieraniem mi każdego przedmiotu i rzucaniem go w kąt po sekundzie, kiedy już go nie mam w rękach. I źle mi, że nie mam siły zrobić sobie rano makijażu, a lakier na paznokciach miałam ostatnio pod koniec sierpnia, nie wspominając o tym, że co dwa dni wyjmuję z szafy żakiet, patrzę na niego ze smutkiem, wieszam z powrotem i zakładam polar, bo na cholerę żakiet do piaskownicy (a jak się założy na chustę, to wyglądam, jakbym miała garb, nie żeby w polarze nie było inaczej).

A najgorzej jest, gdy okazuje się, że mam okazję zrobić coś, na co mam ochotę. Tyle że wtedy już nie mam na nic chęci. Palce, piasek, grawitacja.

Po czym wraca z pracy TŻ i pokazuje mi radosną rozczochraną blond szczeżuję, która stoi z ramionkami odgiętymi do tyłu i szykuje się do kolejnego skoku na moje kolana ("So what if you catch me, where would we land? ") i pyta, czy to przez nią jestem zła i smutna. I coś w tym jest, że wystarczy jeden uśmiech.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 7, 2010

Link permanentny - Kategoria: Maja - Skomentuj - Poziom: 2

« Wtorek - Dlaczego mama gryzie syfon »

Skomentuj