Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Ruth, salowa w domu opieki, wraca do domu po ciężkim dniu, żeby odkryć, że ktoś ją okradł - zniknął laptop rodzinne srebra odziedziczone po babci. Policja nie wydaje się tym specjalnie przejmować, co gorsza zrzuca na Ruth odpowiedzialność za słabe zabezpieczenie domu. Rozczarowana kobieta zaczyna własne śledztwo od przejścia się po dzielnicy i ankietowania sąsiadów, czy może coś widzieli (nie, nie widzieli). Tak trafia do domu Tony’ego, z którym jakiś czas wcześniej miała spięcie w kwestii defekacji jego psa na trawniku. Nieporozumienie z psem się wyjaśnia, a Tony okazuje się mieć dla Ruth najwięcej współczucia ze wszystkich. Kiedy w telefonie Ruth pojawia się alert o lokalizacji laptopa, ponownie zignorowana przez policję prosi o wsparcie Tony’ego. Po odzyskaniu laptopa kolejnym tropem jest targowisko ze starociami, gdzie Ruth odnajduje swoje srebra i trafia na złodzieja, dzięki czemu może podać policji dane jego samochodu. A co policja? Oczywiście, ignoruje sprawę, traktując ją coraz mniej poważnie, co - nie dziwmy się coraz bardziej wściekłej i rozczarowanej do świata Ruth - daje kobiecie asumpt do walki o swoje.
Film był dla mnie sporym zaskoczeniem, bo spodziewałam się łagodnej historii o niedostosowaniu łagodnej bohaterki do świata, a dostałam krwisty - choć pełen humoru - thriller w klimacie “Fargo”, z gęsto ścielącymi się trupami. Co wcale nie było wadą, bardzo przyjemna rozrywka na zimowy wieczór.