Ludzie się do siebie nie uśmiechają. Unikają kontaktu wzrokowego. Mijam te same osoby z wózkami, mimo mojej kaprawej pamięci do twarzy zaczynam rozpoznawać (nie bójmy się przyznać, głównie po paletk^Wwózkach rozpoznaję), krzeszę z siebie uśmiech. Bez odpowiedzi. Nie zależy mi na kontakcie; leniwe spacery z Mają, podczas których śpiewam jakieś zapamiętane na dnie pamięci urywki Młynarskiego, Pidżamy Porno czy "Piątków z Pankracym", nie czując zupełnie siły karcących spojrzeń przechodzących pań o zaciętych ustach, uśmiecham się i opowiadam jej o mijanych domach, kotach, dyniach i o tym, że właśnie wjechałyśmy kółkiem wózka w psią kupę, są kojące. A Maja umie słuchać. Chyba że akurat śpi.
PS Okrutnie mnie bawi pojawiająca się tu i ówdzie akcja "One Photo Per Day". Że aż przez miesiąc codziennie zdjęcie jedno. Złośliwie sobie czasem wchodzę i patrzę, po ilu dniach się skończyło. W tym roku nie robiłam zdjęć, kiedy byłam chora, zmęczona albo przepracowana. Zwłaszcza zimą. Wiem, idea OPPD jest nieco inna i w oryginalnym ujęciu [2020 - link nieaktywny] ciekawa, ale na prowadzenie uhmtego bloga to ja już trochę nie mam czasu.