Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Co można kupić za 15 zł

Zestaw w McDonaldzie, pewnie nawet powiększony. Ciuszek z przeceny. Kilka książek z Allegro, czasem nawet z przesyłką (właśnie się zorientowałam, że ponad tydzień temu wyklikałam ekwiwalent zostawionego rok temu w samolocie "Mr Vertigo" Austera i zapomniałam zapłacić, hańba mi). Dwie paczki świeżego bobu (jedna nie starczy na kolację dla mnie, TŻ i bardzo łakomego kota, któremu dodatkowo trzeba obierać ze skórki). I pewnie wiele innych mniej lub bardziej potrzebnych artykułów, ale mnie wystarczyło na 10 gladioli, zwanych też mieczykami z rynku Jeżyckiego[1].

To jedna z tych rzeczy, które łączą mnie z Jane Brocket (chociaż trochę nie rozumiem jej zachwytu malwami, jakoś do mnie nie trafiają). Ale mieczyki i tulipany - proszę mnie doliczyć. Ostatnio krążyłam koło straganu z kwiatami i odeszłam z niczym, bo nie było nic, co jest dokładnie teraz - były nieśmiertelne róże, drobne goździki, gerbery. Lubię sezonowość - kwiaty i owoce dostępne cały rok się nudzą i przejadają.

Kot czarno-biały też lubi. Tyle że spożywczo.

[1] Na rynku Jeżyckim przewodnik oprowadzał wycieczkę. Bardzo podoba mi się pomysł bez względu na to, czy turyści byli z daleka, czy rdzenni i poznawali mniej znane zakątki miasta. Niesamowicie nie rozumiem ludzi, którzy ograniczają się do stałych tras - dom, szkoła, praca, rzadziej odwiedziny u znajomych, ale też z zegarkiem w ręku, a najlepiej taksówką, żeby czasu nie tracić. Widziałam u wielu urodzonych Poznaniaków to zdziwienie, że mnie interesuje miasto. Że chodzę po różnych miejscach, mimo że nie mam tam nic do "załatwienia". Że zaglądam w bramy, siadam na ławce i przystaję, żeby przeczytać napis na murze. To moje miasto.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 27, 2008

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 3

« Ludzie poszukują - Straszny dom »

Komentarze

orlinos

1) Mr Vertigo – prooooszę, nie zmuszaj mnie do kolejnych zakupów! I tak mam nieprzyzwoity stosik książek, aż mi się czytać nie chce… Pocieszam się, że jeszcze nic nie wiem o tej książce, więc są dla mnie jakieś szanse. Z drugiej strony, ciekawie piszesz, więc Twój gust może mnie skusić. Niedobrze…

2) „Chodzę po różnych miejscach…” – moja przyjaciółka kiedyś, podczas spotkania na pogaduchy, zaprowadziła mnie przy okazji do jakiegoś, kompletnie nieznanego mi zakątka w środku miasta. Zdaje się, że była tam kiedyś świątynia żydowska, czy coś podobnego. Kompletnie mnie tym zaskoczyła, ja właśnie należę do opisywanych przez Ciebie osób, które nawet jak przejeżdżają obok, to nie obserwują, „patrzą, ale nie widzą”.

Chociaż u mnie nie wynika to z życia z zegarkiem w ręku, a nadmiernie rozbudowanego życia, ekhem, wewnętrznego. Ale o tym nie będę przynudzał. ;-)

KAnusia

Upodobanie do włażenia w każdą dziurę mam od zawsze. Natomiast uświadomiłam sobie jakiś czas temu, że mimo, iż jestem rodowitą warszawianką, to miasto znam słabo, nikt mi go nigdy nie pokazał. Zatem zaczęłam je pokazywać sama sobie, krok po kroku. I mam z tego olbrzymią frajdę. Tylko czasem ludzie się dziwią, czemu łazimy po mieście z aparatami, jak jacyś turyści, skoro tu mieszkamy :)

;DD

Piekne kwiaty ;D

Skomentuj