Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Seriale

Episodes

Beverly (Tamsin Grieg[1]) i Sean (Steven Mangan[2]) Lincolnowie, brytyjscy scenarzyści, właśnie odebrali nagrodę za serial komediowy, kiedy dopada ich Merc Lapidus, amerykański producent, który sugeruje remake nagrodzonego serialu w USA. Multi dinero, multi fik-fik, scenariusz już macie, sami wybierzecie obsadę, Los Angeles, willa z basenem, Emmy i sława. Pierwszy sezon rozpoczyna się przewrotnie od finału, gdzie małżeństwo Lincolnów właśnie sypie się w gruzy, bo pojawiła się ta trzecia, a produkcja serialu to dramatyczne rozczarowanie. Zacznijmy od tego, że Lapidus w ogóle zakupionego serialu nie oglądał, trzeba go dostosować do realiów amerykańskich, któr zdecydowanie cenią inny typu humoru, znika oryginalny tytuł, a co najgorsze, główny bohater, elokwentny erudyta - dyrektor szkoły, zostaje zastąpiony trenerem hokeja. Zamiast dystyngowanego aktora szekspirowskiego po 60. zostaje zatrudniony… Matt LeBlanc, wyciągnięty z lamusa odtwórca roli Joeya z “Friends”.

Jest to absolutnie pyszny serial, w którym nie chodzi zupełnie o komediowe wygrywanie różnic między Brytyjczykami a Amerykanami, chociaż oczywiście jest robione z wielką przyjemnością w każdym odcinku. Beverly jest osobą mocniej stąpającą po ziemi, neurotycznką, nie cierpi Ameryki, ale z czasem zaprzyjaźnia się z kochanką producenta, Carol, oraz nie jest w stanie odmówić imprezom, na których rozdawane są gratisy. Sean łatwo daje się uwieść przyjacielskiemu LeBlancowi, mimo kryzysu, który następuje, kiedy ten ostatni zbyt hojnie macha swoim przyrodzeniem (a wieść niesie, że jest imponujące). Po trzech sezonach wszyscy pracujący przy serialu serdecznie go nienawidzą (serialu, nie Matta, chociaż jego też kilka osób chętnie by wywiesiło na pierwszym napotkanym drzewie), ale mają syndrom sztokholmski, na szczęście sezonów jest pięć i w kolejnych historia wychodzi na szersze wody aż do zgrabnego finału.

[1] Friday Dinner Night, Black Books czy wreszcie cudowny Green Wing.

[2] Holistyczna Agencja Dirka Gently w wersji brytyjskiej i Green Wing, gdzie Mangan jest adoratorem Grieg, ale układ między nimi jest jakże inny.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 7, 2019

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Friday dinner night

Co piątek do domku na londyńskich przedmieściach przyjeżdżają na szabasową kolację Adam i Jonny, dorośli synowie Jackie i Martina. Martin jest przygłuchy i ciągle mu gorąco (męska menopauza?), więc często chodzi po domu w bieliźnie, dodatkowo ma dość luźne podejście do higieny. Adam i Jonny płatają sobie czasem dość grube żarty (z których włożenie surowego jajka w pantofel jest z tych łagodniejszych), oraz obydwaj są z kolei odpytywani o związki przez zaniepokojoną Jackie. Jackie jest dość znerwicowana, zwłaszcza że wieczory często kończą się katastrofami (kanapa spadająca ze schodów, zatrucie 20-letnią konserwą, wizyta uprzejmego inaczej kochanka jednej z babć albo drugiej babci, zwanej Straszną nie bez powodu) oraz zawsze przerywane są czasem kilkukrotnymi wizytami sąsiada, Jima; Jim ma psa, którego się boi, kocha się w Jackie, a poza tym absolutnie nie rozumie społecznych norm (i chowa psie kupy do kieszeni).

Dla mnie to jeden z zabawniejszych seriali komediowych, cieszę się na kolejny sezon. Owszem, humor bywa niewybredny, a całość jest pomyślana raczej jako farsa, a nie intelektualna rozrywka, ale co w tym złego?

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 6, 2019

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


1983

W tytułowym 1983 roku PRL-owską Polską wstrząsnęła seria zamachów, wyburzających kawałki miast (taki 11 września na większą skalę), w których zginęło sporo ludzi, ale dzięki temu państwo wstało silniejsze, a ZSRR odeszło od bram, socjalizm nie został obalony. 20 lat później Polska w dalszym ciągu jest socjalistyczna, ale bardzo zamożna (ale na ulicach dalej maluchy i polonezy); jest broń atomowa, polskie smartfony, narodowi żyje się dostatniej, chociaż nie można podróżować, a każdy jest inwigilowany przez SB, stanowiące państwo w państwie. Rząd jest wspierany przez Kościół Narodowy, chociaż jeszcze przed 1983 rokiem to właśnie kościoły były ostoją opozycji. Tak, absolutnie nic nie trzyma się w tym kupy - nie ma Wałęsy, Polaka-papieża, Europy Zachodniej (poza dziwnymi desantami Irlandczyków, ewidentnie szpiegami nie mówiącymi po polsku); czytałam “wyjaśnienie”, że ta rzeczywistość jest alternatywna nie od 1983 roku, tylko wcześniej. Jedyne, co można z tym zrobić, to traktować “1983” jako luźne sf z elementami PRL-u, inaczej nic się nie klei[1].

Po tych wspomnianych 20 latach, Kajetan - student prawa, osierocony w zamachach w 1983 roku - na obronie pracy magisterskiej dostaje podchwytliwe pytanie o wolność, ale mimo niezrozumienia tematu (patrz wyżej) zdaje. Jego profesor, ważna figura polskiego prawa, opowiada o procesie o zabójstwo, kiedy zarówno on, jak i prowadzący sprawę milicjant, Anatol, wiedzieli, że skazują niewinnego człowieka oraz pokazuje mu potem tajemnicze zdjęcie z pewnego ślubu z 1982 roku, kiedy “to się wszystko zaczęło”. Nie wiadomo, co się zaczęło, bo tej nocy profesora ktoś zabija. Kajetan zaczyna drążyć, porozumiewa się z Anatolem, razem trafiają na trop “Lekkiej Brygady”, anarchistycznej opozycji młodzieżowej, która chce rozsadzić państwo.

I jeszcze to dałoby się wszystko obronić, jakby do tego siadł ktoś z umiejętnością napisania sensownego scenariusza. Ale nie. Bohaterowie kręcą się po Warszawie (która czasem kręcona jest bodajże i we Wrocławiu), tu ktoś ginie, tam coś wybucha, SB aresztuje milicję, w Małym Sajgonie (enklawie osiadłych Wietnamczyków, skądinąd scenograficznie perełka) rządzi mafijny boss Wujek, który jest nie do ruszenia nawet przez rząd. Na 8 odcinków są trzy czy cztery sceny seksu, kilka pań pokazuje piersi (przy czym czasem zupełnie pretekstowo, np. agentka po pozyskaniu płyty z tajnymi materiałami idzie pod prysznic, a potem goła zaczyna zawartość przeglądać) oraz obowiązkowo jest katastrofa samolotowa pod Moskwą, zatajona przez rząd (śmierć ministra), ślad prowadzący w przeszłość, katastrofa w kopalni oraz szpiedzy z różnych ugrupowań, często dość niejasnych.

Mimo zatrudnienia topowych polskich aktorów (Więckiewicz, Chyra, Zborowski, Błaszczyk, Zbrojewicz, Olszówka) gra aktorska jest teatralna, a pierwszoplanowi aktorzy (Kajetan i Ofelia, bo tak w alternatywnej Polsce były nazywane dzieci urodzone pod koniec lat 70., serio) są z kartonu. Z kartonu są też dialogi, nieudolnie tłumaczone na polski z angielskiego (dlaczego?! Przy takim budżecie nie znaleźli nikogo, kto by je napisał po polsku bez błędów językowych i pozwalających na zagranie, a nie na recytację?!), przy czym na szczególne wyróżnienia zasługują: Wujek, recytujący patriotyczne kocopoły o podniosłości “Inwokacji” głosem robota oraz pani-na-zamku-Tałty, mówiąca prawie że dialogami z Harry’ego Pottera.

Oczywiście, że obejrzę drugi sezon, chociażby po to, żeby się popastwić nad scenariuszem.

[1] Kilka dziur w fabule (nie będę wyliczać nieścisłości w pokazaniu PRL-u), w rot13, bo mogą zdradzać fabułę: 1) cb pb cebsrfbe, jfcółcynahwąpl mnznpul m 1983 ebxh, cbxnmnł Xnwrgnabjv mqwępvr v anzójvł tb qb śyrqmgjn?
2) qynpmrtb nofbyhgavr avxg avr xbwnemlł yhqmv mr mqwępvn, qltavgneml nxghnyavr h jłnqml?
3) wnx Cbyfxn, ovrqan v j fgnavr jbwraalz, antyr mnpmęłn olć abjbpmrfaą xenvaą, avrmnyrżaą bq HFN v Rhebcl Mnpubqavrw, avr jfcbzvanwąp b MFEE?
4) wnx xbśpvół, bcbmlpwn jborp cnegvv, JGRZ fgnł fvę wrw fbwhfmavxvrz?
5) wnxvz phqrz xvyxhfrg Jvrganzpmlxój vajvtvyhwr mn cbzbpą Genfmrx 17 zvyvbaój Cbynxój?

Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 26, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 6


Killing Eve

Eve wprawdzie pracuje w MI5, ale zajmuje się ochroną świadków; praca raczej biurowa i raczej nudna. Podczas kolejnego zebrania w sprawie roztoczenia ochrony nad dziewczyną zamordowanego polityka, przykuwa jej uwagę modus operandi zbrodniarza. Niestety nikt jej nie wierzy, że to może być kobieta. Eve się angażuje, mimo że przekracza to jej kompetencje, wypytuje naćpaną polską modelkę (sic!) i okazuje się, że jej podejrzenia były trafne - zabójca to kobieta. W dalszym ciągu akcji Eve zostaje zwolniona (między innymi) za niesubordynację, ale natychmiast przygarnia ją sławna w wywiadzie specjalistka od szpiegostwa rosyjskiego, która proponuje jej stworzenie zespołu poszukiwawczego kobiety-zabójczyni. Jak to w wywiadzie, informacje przechodzą w dwie strony i niedługo potem następują kolejne morderstwa, a zabójczyni - korzystająca z wielu pseudonimów i przebrań - przedstawia się jako Eve Polastri. Obie panie zaczynają mieć obsesję na swoim punkcie.

Ten serial, przede wszystkim, jest zabawny mimo brutalności i psychopatii Villanelle, która z równą uciechą przymierza sukienkę czy patrzy na konwulsje umierającego. Eve ma mózg jak komputer, bezbłędnie trafiając w poszukiwaniach coraz bliżej przestępczyni, ale nietypowo jest roztargnioną i niezorganizowaną kobietą po czterdziestce, lubiącą słodycze i marudną o poranku. Drugi plan bogaty - geek komputerowy, ekscentryczna lady-szpieg, prowadzący Villanelle jak z rosyjskiej bajki (a co ciekawe, to Duńczyk, z "Mostu"), a wszystko w pięknych okolicznościach europejskich miast.

Teraz do niedoróbek, bo niestety są. No na litość, jak bardzo trzeba się (nie) przyłożyć do researchu, żeby mąż głównej bohaterki, Polak z pochodzenia (istotne w pierwszych odcinkach) nosił nazwisko Polastri? Rdzennie polskie, jasne. Jak bardzo słabe jest też puszczanie się w pojedynkę za brutalną morderczynią, z wiadomym skutkiem? Niewiarę trzeba zawieszać na kołku wielokrotnie, bo wiele jest scen typu "nadludzkim wysiłkiem" czy przewidywania czyjegoś postępowania na bazie nikłych przesłanek. Nie przeszkadza to jednak specjalnie, bo akcja wartka, a jak będę duża, to chcę być taka jak Eve.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 17, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 5


Karppi

Sofia Karppi, policjantka po przejściach, której mąż niedawno zginął w wypadku, zostawiając ją z dwójką dzieci, wraca do Helsinek. Sprawa, którą dostaje, jest na pierwszy rzut oka łatwa - nad brzegiem rzeki znaleziono damskie ubrania potencjalnej samobójczyni. Do ekipy zostaje włączony młody i gładki policjant, Sakari Nurmi, też - jak się okazuje dalej - po przejściach, ale mniej określonych. Potencjalna samobójczyni okazuje się jednak zamordowana, zawinięta w plastik (zupełnie jak Laura Palmer) i zakopana w białej bieliźnie, z bukietem kalii, na placu pod budowę kontrowersyjnego osiedla. Wszystkie tropy prowadzą do właściciela firmy, Alexa Hoikkali, wizjonera, który planował zasilenie wybudowanych domów w energię wiatrową za pomocą nowego, obiecującego technicznie materiału na wiatraki. Zamordowana Anna - mężatka z dwójką dzieci - okazuje się być kochanką Hoikkali, który jednocześnie starał się bez skutku o dziecko z żoną, znaną aktorką; dla obojga zainteresowanych (męża Anny i żony Alexa) informacja o sekretnym związku i ciąży Anny była szokiem. Dodatkowo ktoś zaczyna szantażować Alexa, porywa mu żonę, a sprawa się komplikuje, kiedy wstępny czas śmierci Anny przestaje pasować do obserwacji policyjnych, bo widziano ją co najmniej dzień po potencjalnej śmierci. Na śledztwo nakładają się osobiste problemy Sofii, którą nastoletnia pasierbica oskarża o przyczynienie się do śmierci ojca, do tego strasznie irytuje są zarówno współpraca z Nurmim i ograniczenia nakładane przez szefostwo. Nurmi też nie jest zachwycony, bo Sofia jest lekkomyślna, woli działać sama niż współpracować, a do tego jego podrywka okazuje się być narkomanką.

To mój pierwszy fiński kryminał i niestety podejście raczej nieudane. Do fabuły wtłoczono za dużo wątków, oprócz morderstwa jest wątek eko-terroryzmu (na pierwszy rzut oka absurdalny w zestawieniu z wspieraniem czystej energii wiatrowej), walki o zyski w firmie i szpiegostwo przemysłowe (nieco diaboliczna siostra Alexa, która za jego plecami prowadzi jakieś mętne interesy oraz Anna okazuje się być bardziej interesowna niż zakochana), niejednoznaczna postać męża w żałobie czy wreszcie tropy prowadzące w przeszłość Anny, znanej niegdyś pływaczki, zaplątanej w handel sterydami oraz wykorzystywanej seksualnie przez lokalnego działacza. Nie pomaga ignorująca wszelkie procedury Sofia, rzucająca się w najbardziej zagrożone miejsca, bo wydaje jej się to aktualnie najlepszym pomysłem. Nawet od biedy jestem w stanie zaakceptować, że Sofia traktuje drzwi jako zbędną przeszkodę, może to fiński zwyczaj, ale w pewnym momencie śledztwo przenosi się do Niemiec, gdzie para fińskich policjantów bez oporów wchodzi do zabezpieczonego przez niemiecką policję mieszkania; no tu jakoś nie wierzę, że działają zgodnie z prawem. Dodatkowo trochę męcząca jest metoda rzucania się na pierwszego lepszego podejrzanego, odtrąbianie zakończenia śledztwa i tylko z powodu uporu Karppi wyjaśnianie luźnych wątków... i tak kilka razy. Zdecydowanie pomogłoby przycięcie o kilka odcinków.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 9, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Ku’damm 56/Ku’damm 59

Koniec lat 50. Berlin jeszcze nieprzedzielony murem, chociaż mentalnie podział jest już silny. Minęło ponad 10 lat od zakończenia wojny, więc wszyscy udają, że nie było nazistów, wszyscy pracowali jako listonosze i pielęgniarki. Catherine Schöllack, owdowiała podczas wojny, prowadzi elegancką szkołę tańca (przy Kurfurstendam 56) i usiłuje zapewnić godną przyszłość swoim trzem dorosłym już córkom. Godną na miarę 1956 roku - córki mają się zachowywać tak, żeby nie przynieść jej wstydu i wyjść dobrze za mąż; egzekwuje to chętnie wymierzanymi policzkami, pogardą i przemocą psychiczną. Mąż jednej z córek, Helgi, okazuje się być niezainteresowany kobietami? Trudno, fasadę trzeba utrzymywać, potrzeby kobiet nie są ważne. Druga, Evie, zakochała się w piłkarzu z NRD, w dodatku żonatym? Nie ważne, rozwodów nie ma, lekarz z wziętej kliniki psychiatrycznej to lepsza partia. Wreszcie trzecia, Monika, najbardziej krnąbrna, wyrzucona ze szkoły gospodarstwa domowego, zostaje zgwałcona. Czy budzi to w jej matce chęć opieki czy raczej próbuje ugrać na tym awans społeczny? Ależ. W tle rewolucja rock’n’rolla, ciągle nieuregulowana kwestia żydowska, przemoc, kwestionowalne praktyki medyczne (np. nadużywanie elektrowstrząsów), trudne życie homoseksualistów (zwłaszcza podzielonych między Wschodnie i Zachodnie Niemcy) i wnikliwa analiza zdobyczy feminizmu ostatnich 50 lat.

Absurdalnie, to właśnie toksyczna matka, ze wszystkimi jej wadami, trzyma wszystkie wątki w ręku, dodatkowo jest najciekawszą postacią, mimo że główną bohaterką jest niepokorna Monika, która chce tańczyć rock’n’rolla. Niestety, zarówno Monika, jak i jej siostry, są dość papierowe; śliczna Evie jest głupiutka i mimo że zakochana, decyduje się na spełnienie marzenia matki, zaś Helga, której ślub otwiera pierwszy sezon, okazuje się szybko równie toksyczna jak matka (tyle że pozbawiona elegancji tej drugiej). Wadą serialu jest niezbilansowanie nastroju - dla przykrycia rzeczy niewygodnych często sytuacje przechodzą w groteskę, po pełnej grozy scenie, kiedy Monika zostaje wysłana na randkę z gwałcicielem, pokazują nieledwie slapstikowe kręcenie reklamy szybkowaru. I już nawet odpuszczam, że głównym amantem został potomek Kapitana Jaszczura ze znanej przeróbki Upadku (wiem, jestem okropna), ale operetkowe elementy serialu trochę mi zepsuły oglądanie. Zdecydowanie za to uratował całość Berlin: fascynujące, jaką część ze scenografii odtworzono, a jaką zagrało istniejące dziś miasto (chociaż oczywiście Berlin Wschodni wygląda jak Łódź).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 21, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj