Więcej o
Oglądam
Od razu mówię, że jestem stronnicza. Przed obejrzeniem filmu przeczytałam blogi Barbarelli, Haniuty, Soso i lejdis [2020 - linki nieaktywne]. Byłoby pewnym nadużyciem stwierdzenie, że mam do filmu stosunek osobisty, ale czuję w nim dużo każdej ze wspomnianych blogbrities, więc automatycznie film traktuję jako pewne przedłużenie tego przyjemnego uczucia, jakie miałam podczas czytania.
Nie będę odstawać, bo powiem, że mnie się bardzo (wbrew temu, że po Usenecie się przetacza fala wieszania psów, że dla idiotów i niewysublimowanych umysłowo dresów, co to ich śmieszy, jak ktoś zaklnie i że pewien gatunek nietoperza z bali sobie robi loda). Dialogi bardzo dobre (na palcach mogę policzyć kwestie, które mi się nie podobały), niezła fabuła (pomijając epizod sprzed 25 lat z wyklejonym obrazkiem, no żałość to była), aktorzy grali, a nie odtwarzali swoje role z innych filmów (Szycowi świetnie wychodzą prymitywne przygłupy), doskonałe cameos Makłowicza i Bikonta. Popłakałam się ze śmiechu przy legionistach Piłsudskiego. "Wody odeszły" mnie zachwyciły.
Teraz parę łyżek smoły. Od razu mówię, że to czepialstwo po znajomości, mało wpływające na odbiór filmu jako takiego.
- osoby odpowiedzialne za scenografię proszę powłóczyć na arkanie. Lejdis noszą sandałki i biust na wierzchu w październiku tak samo jak w sierpniu, a jak w gorący polski sierpień uwierzę, tak jednocześnie upalny październik to jednak trochę za dużo. Ja wiem, że plan zdjęciowy miał kilkanaście-dziesiąt dni, ale warto dbać o takie szczegóły jak zmiana lakieru do paznokci - aktorki cały film mają identycznie zrobione pazurki bez względu na strój, no ja przepraszam. Strój też niezbyt - widać, że garderoba ograniczona, tutaj pasek ten sam do różnych ciuchów, tutaj się ciuchy powtarzają. Wnętrza na bogato pochodzą w większości z Almi Decor, na mniej bogato - z IKEI. Jakby kto się pytał - to widać.
- product placement - OHYDNY. Posypywanie brokułów FitUpem? Eksponowanie torby z bielizną? Pokazywanie laptopa i samochodu od tyłu, żeby markę było widać? Nie było aż takiego przegięcia jak w "Killerach", ale i tak można było część wyciąć bez szkody.
- timeline - co chwila mowa o 15 sierpnia, o kolejnej rocznicy. A tu nagle jedna z lejdis zapomina, że dziś akurat przypada kolejna rocznica i w ogóle nie spodziewa się nocnej niespodzianki. Wiadomo, ma ciężkie przeżycia, ale mimo to...
Tak czy tak - porcja przyzwoitej rozrywki, zwłaszcza dla pań. Inteligentni panowie bez przerostu maczismo dadzą sobie radę (zwłaszcza że panie chętnie pokazują bieliznę i ładne fragmenty anatomii). Dodatkowo podczas oglądania można wychwytywać smaczki - co pochodzi od której autorki scenariusza.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 11, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 5
Jak już wspomniałam przy okazji Scrubsów, nie jestem fanką seriali medycznych. House ma medycyny dużo, bo w zasadzie każdy odcinek toczy się według schematu: przychodzi pacjent, co to nie wiadomo, co mu jest, House wynotowuje objawy, zespół robi analizy i do połowy, a czasem 3/4 odcinka zgadują, co to za egzotyczna choroba tym razem jest, przy czym zwykle House zgaduje najwcześniej, a potem dajem hinty, żeby reszta nadążyła. Dodatkowo pojawiają się zwykle dość obleśne wizualizacje tego, co choroba robi w środku pacjenta (typu coś obleśne smolistego wylewa się do naczyń krwionośnych albo coś pęka z obrzydliwym *plop*). Tyle na medyczny minus (w niektórych przypadkach zdarzało mi się nie patrzeć na ekran). Na plus - doskonały Hugh Laurie, grający tytułowego dr. House'a, niesamowicie egoistyczny, zarozumiały i bardzo tekściarski kulejący diagnostyk, uzależniony od środków przeciwbólowych, do tego dość różnorodny set aktorów drugoplanowych, służących do tego, żeby jeździć do domów pacjentów i znajdować potencjalne źródła chorób czy też do wzajemnego toczenia konfliktów i pokazywania kawałków życia osobistego oraz różnorodnych interakcji z Housem. Serial o wiele lepiej ogląda mi się z wikipedią pod ręką, co radziłabym i scenarzystom, bo po co wszyscy się mają męczyć cały odcinek, szukając diagnozy, skoro w wiki są już wszystkie opisane. Nie jestem szczególnie zachwycona, ale nie jest to bardzo zły serial.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 7, 2008
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 8
Jak tytuł wskazuje, przez cały film Lola biegnie. Musi zdobyć 100 tys. marek (to było jeszcze w czasach, jak Niemcy nie mieli unii monetarnej), które jej chłopak zgubił i w ciągu 20 minut musi oddać jakiemuś lokalnemu mafioso. Chłopak chce napaść na sklep w okolicy, co raczej nie skończy się dobrze; Lola ma 20 minut na zdobycie pieniędzy i zapobiegnięcie napadowi. Problem w tym, że nie wiadomo, w którą stronę powinna biec i co robić - poprosić o pożyczkę ojca? Napaść na jego bank? Zagrać w kasynie? Film jest podzielony na trzy równoległe epizody, w których Lola biegnie w różne strony, mija innych ludzi, wchodzi z nimi za każdym razem w inne interakcje (co jednocześnie zmienia życie tych ludzi, bardzo ładnie pokazane futurospekcje ich życia). Podobny schemat jak w "Przypadku" Kieślowskiego czy "Przypadkowej dziewczynie" - nigdy nie wiadomo, czy zatrzymanie się na minutę nie zmieni całkowicie następnych wydarzeń (a w przeciwieństwie do "Dnia świstaka" Lola nie budzi się z wiedzą z poprzedniego epizodu). Nie wiadomo też, czy początkowy sukces oznacza dobre zakończenie. Dodatkowym smaczkiem jest prześlicznie filmowane przez Tykwera miasto. Wiadukty, ulice, szerokie podwórka kamienic - coś pięknego i niedrogo. I bardzo zgrabny soundtrack.
Uprzedzając pytania "skąd ściągnąć" - film na DVD kosztuje 4 zł na Allegro.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 7, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 8
Duża okazja dla tych, co tęsknili za bohaterami Futuramy po obejrzeniu serialu. Firmę profesora Farnswortha przejmują źli kosmici, którzy za pomocą spamu łapią naiwniaków i pozbawiają ich całego majątku ("We are glad to announce that you're a lottery winner!"). Bender jest chamski, pije, zdradza przyjaciół (tym razem ma alibi w postaci wirusa, który podporządkowuje go nowym panom). Fry odkrywa, że ma na pośladku kod umożliwiający podróże w czasie i przez cały film zastanawia się, czy zostać w roku 2001, czy wrócić do 3001, Leela - czy wyjść za faceta, który wydaje się być kimś idealnym dla niej, czy nie, a Hermes usiłuje przyczepić odciętą głowę do ciała (bo dziecko musi mieć ojca).
Jedyną wadą filmu jest to, że nie został rozbity na odcinki serialu. Natłok dowcipów i tekstów jest dość przytłaczający w masie i po półgodzinie zaczął mnie męczyć.
Jeszcze uwaga dla tych, co nie widzieli serialu. Absolutnie warto, ale zdecydowanie lepiej zacząć od serialu. Raptem 5 sezonów, świetna kreska, zabawne i świeże, bardziej zróżnicowane i niepolityczne niż Simpsonowie.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 2, 2008
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 4
Po obejrzeniu Rezerwatu już nie uważam, ze tylko Czesi potrafią robił ładne i bez zadęcia filmy o życiu. Nieodmiennie jednak u Czechów udaje się pokazać ważne wydarzenia w ich historii bez martyrologii i "mamy kolejną rocznicę nieszczęścia narodowego". W 1967, rok przed "bratnią interwencją", w kamienicy mieszkają dwie rodziny - prosocjalistyczna rodzina wojskowego i prozachodnia wiecznie protestującego "inteligenta". Bardzo zgrabna historia o konflikcie pokoleń, w którym starsze pokolenie ze sobą walczy, a młodsze (nastolatki płci odmiennej) się w sobie zakochuje, a największym problemem są modne ciuchy i filmy wyświetlane na prześcieradle, zwisającym z balkonu. Dużo zabawnych scen z afirmacją ustroju socjalistycznego (plastikowe nietłukące szklanki z NRD zamiast niepostępowych szklanych czy zwykłe buty zamiast amerykańskich kowbojek). Dialogi dobre, standardowy czeski set aktorów, co akurat mi specjalnie nie przeszkadza.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 2, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 4
"Przed zachodem" i "Przed wschodem słońca" to dwa z najładniejszych filmów o życiu ever.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 16, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2