Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Blood diamond

Starałam się dać filmowi szansę, ale powalił mnie zalew banałów. Sierra Leone, Afryka. Rdzenni mieszkańcy wymordowują się wzajemnie, rząd kontra rebelianci. Twardy najemnik Danny Archer (Leo di Caprio) wymienia broń do wymordowywania na diamenty, pozyskiwane niewolniczą pracą w kopalniach. Jeden z więźniów, oddzielony od swojej rodziny Solomon Vandy, znajduje czerwony brylant, ukrywa go, bo wie, że to jedyny sposób na wolność i odzyskanie rodziny. Archer też się na kamień czai, bo to przepustka do opuszczenia Afryki. Vandy usiłuje odnaleźć rodzinę, Archer na zmianę jest jego przyjacielem albo spuszcza mu łomot, co zapewne miało symbolizować rozterkę moralną bohatera. W tle przewija się piękna i niezależna pani dziennikarz, Maddy Bowen, która chce opisać malwersacje znanej firmy jubilerskiej, bogacącej się na krwi niewinnych. Spodziewałam się twistu, czegoś nowatorskiego, ale film jest przewidywalny do samego końca. Wszystkiemu winne są amerykańskie narzeczone, które domagają się pierścionków z brylantami z okazji zaręczyn. Na plus - ładne afrykańskie pejzaże.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 25, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Les Femmes du 6ème étage / Kobiety z 6. piętra

Lata 60. XX wieku. Pan Joubert z małżonką mieszkają w dużym apartamencie, pracuje u nich stara służąca, Germaine. Kiedy pani Joubert zaczyna przemeblowywać pokój zmarłej pół roku wcześniej matki pana Jouberta, Germaine robi karczemną awanturę i wymawia. Okazuje się, że nie jest łatwo bez służącej - nie ma kto prasować koszul, w łazience brudno, wszędzie kurz, a o śniadaniu można pomarzyć. Pan Joubert podejmuje heroiczną wyprawę na 6. piętro, gdzie mieszkają służące - przeważnie Hiszpanki. Zatrudnia młodą i przedsiębiorczą Marię i zaczyna być częstym gościem kuchennego wejścia. Plusuje u Hiszpanek, bo naprawia im toaletę (rasowego "narciarza"), załatwia lepsze posady, pokazuje, jak założyć sobie rachunek oszczędnościowy w banku. Ludzki pan. Znudzona wszystkim żona patrzy na to przez palce, do momentu, kiedy pan Joubert nie uczestniczy w radosnej i wesołej imprezie zorganizowanej na 6. piętrze przy winie i paelli. Wtedy wyrzuca go z domu.

Ciepła komedia o zetknięciu mądrych, pracowitych i wesołych Hiszpanek z zasuszoną, zasiedziałą francuską burżuazją. Burżuazja przy koniaku i na rautach głosi hasła socjalizmu i równości, tymczasem w ich w domach pracują służące, których nawet wąsata konsjerżka nie traktuje jako pełnoprawnych lokatorów. Z jednej strony to niewesoły obraz emigracji z frankistowskiej Hiszpanii, z drugiej - niesamowita umiejętność znalezienia szczęścia w świecie, który nie jest przyjazny. Taki lekki Almodovar, tyle że bez zwyroli.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 7, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


X-men: Pierwsza klasa

Trochę historii - skąd się wziął Magneto i czemu się znielubił z profesorem Xavierem, który wtedy jeszcze nie nazywał się X. Zły eks-nazista Shaw (ładnie postarzały Kevin Bacon), który swego czasu zabił w obozie koncentracyjnym matkę Magneto, chce doprowadzić do wybuchu nuklearnej trzeciej wojny światowej, żeby ludzie się wzajemnie wytłukli, a świat mogli zaludnić mutanci. Magneto chce walczyć z ludzkością, Xavier chce koegzystować.

Może ze względu na to, że - poza doskonałą sceną z Wolverinem - nie było klasycznych x-manowych bohaterów i jakoś trudno było odbierać całość poważniej. Człowiek-nietoperz, panna ze skrzydełkami, wielka stopa (a potem wielki futrzak), granatowa panna umiejąca się morfować w dowolną postać i miotający ogniem młodziak są trenowani w zamku profesora X pod okiem jego przyjaciółki z CIA. Film zrealizowany w stylu wczesnych Bondów, z typową dla tych czasów animacją i sposobem filmowania. Bieganie w dresikach, trening na manekinach, brakuje tylko sceny z martini wstrząśniętym, nie mieszanym.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 3, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 1


Grimm

Śliczne od pierwszego wejrzenia. Scenograficznie wygląda jak mroczne "Pushing Daisies", a klimatycznie - jak wampiry i wilkołaki razem wzięte. Scenariusz każdego odcinka zakłada, że motyw ze starogermańskiej baśni pojawia się uwspółcześniony w Portland, a Nick Burhardt - detektyw lokalnej policji, który nagle się dowiaduje, że jest pogromcą mitycznych stworów - rozprawia się z każdym po kolei. Jest to trudne, ale nie niemożliwe, bo umierająca ciotka zostawia mu w spadku arsenał pełen skomplikowanej broni, flaszki z truciznami i eliksirami oraz bogato wyposażoną biblioteczkę w języku niemieckim. Na poziomie serii oprócz poszczególnych "baśni" i stworów w każdym odcinku, w tle dzieje się skomplikowana intryga jeszcze z czasów pradawnych, bo nie tylko Grimm poluje na pół-ludzi pół-zwierzęta, ale też i ktoś poluje na Grimma.

Nick ma pecha, bo niespecjalnie może się swoją zdolnością podzielić z otoczeniem - boi się, że dziewczyna i partner z wydziału niespecjalnie uwierzą w historię, że umie zobaczyć wokół siebie nie-ludzi. Szczęśliwie już w pierwszym odcinku pozyskuje Monroe, zreformowanego wilkora-wegetarianina, uprawiającego jogę i grającego na instrumencie smyczkowym. Wilkor jest mocnym punktem serialu - jest ironicznym i wygadanym erudytą, nie wygląda na kogoś, kogo przodkowie zajmowali się gonieniem i mordowaniem ludzi i zwierząt. Dla mnie to mocny plus dla serialu, bo bez wilkora jest dość przeciętny.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 1, 2012

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 4


Cowboys and Aliens

Bardzo lubię złe filmy. Takie, w których niewiarę zawieszam na bardzo mocnym kołku, a każde pojawienie się absurdu witam śmiechem (wersja dla twardych: #4morons drinking game - za każdym razem, kiedy...). Nie lubię natomiast filmów nudnych i nielogicznych, a niestety C&A takie jest. Niby wszystko w porządku, bo zestawienie dojrzałego Dzikiego Zachodu wyekwipowanego w marne pistoleciki, konie czy kapelusze ładnie kontrastuje z klasycznymi, tryskającymi kwasem i nienawiścią jaszczuropodobnymi Obcymi, latającymi na zwrotnych dwuskrzydłowcach.

Twardy Daniel Craig z amnezją, ale zaopatrzony w tajemnicze gizmo na ręku (nie da się zdjąć, a amnezja powoduje, że nie wie, co się z tym robi) wkracza do miasteczka, w którym rządzi Harrison Ford z pyskatym synem. Miasteczko nie chce obcego, robi się mała awantura, w barze, snuje się urocza acz tajemnicza Olivia Wilde, po czym na miasteczko napadają statki kosmiczne i porywają co atrakcyjniejsze egzemplarze. Mimo niesnasek wszyscy jadą odbić swoich, docierają do statku-matki Obcych; tu trochę ich zatyka, bo wehikuł jest spory, ale Craig w międzyczasie odkrył, że jego bransoleta może skutecznie obcych demolować.

Co jest słabe: Obcy zdecydowanie nie wyglądają, jakby mieli możliwość rozwinąć cywilizację techniczną, Olivia Wilde wygląda cały czas na bardzo przerażony szkielet obciągnięty atrakcyjną skórą (a wątku z feniksem już zupełnie nie rozumiem) i naprawdę nie jestem w stanie uwierzyć, że kilku niedomytych panów w skórzanych spodniach jest w stanie rozwalić kogoś, kto używa laserowych noży i prowadzi zaawansowane eksperymenty na ludziach.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 16, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3


2 Broke Girls

To serial o stereotypach, doskonale sobie zdaję z tego sprawę, ale tak świetnie zagrany, że nawet powtarzanie żartów o końskiej kupie, niskim wzroście Azjatów, jurności Ukrainców oraz nielitościwe nabijanie się z hipsterów nie nudzi przez cały sezon. Jest pieprznie, bez dyplomacji i zabawnie, ale czasem spod tej warstwy widać melancholię i smutek niespełnionego życia.

Kelnerki - Max i Caroline są zupełnie różne, mają tylko jedno wspólne - pusty portfel. Max Black jest dziewczyną z Bronxu, twardą i doświadczoną pesymistką, dorabia sobie jako opiekunka dzieci u bogatej i przeraźliwie głupiej Peach, a do tego piecze świetne babeczki. Caroline Channing jest obiecującą absolwentką prestiżowej uczelni ekonomicznej, do niedawna wraz z ojcem milionerem mieszkała w wielkim apartamencie na Manhattanie, po czym nagle ojciec został aresztowany za malwersacje, wszelkie zasoby skonfiskowane, a Caroline ląduje na bruku (i w bistro, jako kelnerka). Dla odmiany jest wieczną optymistką i uważa, że każda sytuacja oznacza szansę na coś lepszego. Wbrew początkowej niechęci Max, Caroline (wraz ze swoim koniem i walizką z odzieżą od Chanel) wprowadza się do małego mieszkanka Max i zaczynają - również wbrew niechęci Max - planować założenie babeczkowej kawiarenki.

Na drugim planie same smakowitości. Przy wejściu bistro siedzi Earl - fantastyczny 75-letni ciemnoskóry z wielką klasą, kasjer i muzyk, przyjaciel obu dziewcząt. W kuchni Oleg - ukraiński żigolo, mistrz patelni, dwuznaczności i sugerowanego pożycia intymnego. Han - właściciel knajpki, Wietnamczyk nikczemnego wzrostu - bardzo chce spotkać dziewczynę oraz usiłuje prowadzić knajpkę twardą ręką. W trakcie serialu pojawia się Johnny - barman z okolicznego baru, a po godzinach artysta-grafficiarz, który czuje miętę do Max i pełna wdzięków wszelakich emigrantka z Polski - Sophie (Oh, Stiffler's Mom!), prowadząca z sukcesami własne przedsięwzięcie.

Wprawdzie do końca pierwszego sezonu dziewczynom udało się uzbierać raptem $927.00 na otwarcie kawiarni, ale liczę, że przez następne sezony sytuacja się nieco poprawi. Wspominałam, że zakochałam się w Max?

[EDIT] Niestety, kolejne sezony to równia pochyła - te same żarty, coraz bardziej natrętny śmiech z puszki i coraz wyżej ustawiane przeszkody przed bohaterkami. Wytrzymałam do końca, ale Wy nie musicie.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 14, 2012

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 10