3 lata
Chwilę przed zdmuchnięciem. To były intensywne miesiące, dni i godziny.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Chwilę przed zdmuchnięciem. To były intensywne miesiące, dni i godziny.
Znacznie ciekawsze od stert drewna w Biskupinie jest Muzeum Kolejki Wąskotorowej zaraz obok, w miejscowości o szumnej nazwie Wenecja (przynajmniej się polansuję, że byłam na wakacjach we Włoszech). I dla mnie, i dla młodzieży. Bo do lokomotyw i wagonów można wejść, można dzwonić dzwonkiem, jest też plac zabaw (oczywiście w formie pociągu). Od sympatycznej pani ze straganem, jednocześnie obsługującej agencję pocztową, można do godziny 16 otrzymać uroczy stempel z pociągiem na pocztówce. Wprawdzie Maj akurat był nastawiony tym drugim frontem do klienta i odmawiał udziału w pocztówce, ale w końcu - na widok lokomotywy - zmienił zdanie i zdeponował pocztówkę w skrzynce.

(Miała być jeszcze Wielkopolska, ale WTEM się okazało, że to już nie Wielkopolska; jestem geograficznie zdezorientowana).
Obowiązkowy punkt na trasie każdej wycieczki Szlakiem Piastowskim; punkt, bo na obejście wystarczy godzina i można jechać dalej, żeby coś zrobić z pięknie zaczętym dniem. Oprócz sterty drewna, symbolizującej przedpiastowską osadę, jest pełne zaplecze turystyczno-cepeliowskie: lody z automatu, wiatraczki, rzeźba w drewnie i wyploty z wikliny oraz restauracje pod namiotami z kuchnią lokalną, a także z kebabem i pizzą. Jak się wstrzeli w rozkład jazdy, można kolejką wąskotorową pojechać do Muzeum Kolei w Wenecji, ale wstrzelenie się nie jest specjalnie łatwe, bo kolejka jeździ rzadko. Młodzież wstępnie zachwycona, bo wiatraczek, dużo miejsca do biegania, zające i koniki, które można pogłaskać po pychu (dla starszych - młodziankowie odziani w samodział, symulujący ludność tubylczą z epoki, pewnie i na głaskanie się można umówić). Poniewczasie młodzież zachwycona mniej, ponieważ w trakcie rozrywek zagubiony został piesek o ksywie Szczeniaczek, ukochany pluszak. Przez chwilę poczułam się jak bohaterka serialu, szkoda tylko, że była to Świnka Peppa - w jednym odcinku zginęła zabawka George'a i rodzice Świnki szukali jej metodą przeglądania zdjęć (bo w międzyczasie zdążyliśmy opuścić skansen i popłynąć do Wenecji). Historia ma happy end, zdyszana matka znajduje pluszaka na stoisku z pamiątkami w samym środku osady.



Nikt nie mówił, że będzie łatwo.

W tym roku Maj wprawdzie był bardziej zachwycony kąpielą w fontannie na placu Wolności, ale entuzjazm do ryczących maszyn wzrósł.
A ja nieustająco porównuję wizję Sons of Anarchy z sympatycznymi panami z Warsaw Chapter Poland, którzy nie mają z przodu naszywki Man of Mayhem.
Wróciliśmy do Skansenu Miniatur w Pobiedziskach z dwóch powodów, a w zasadzie z trzech, mimo że w samym skansenie chyba nic się nie zmieniło (no, bilety chyba po 7 zł). Wracaliśmy z Gniezna i ominęliśmy skansen na Ostrowie Lednickim, bo wprowadził nas w błąd przewodnik, sugerujący, że w niedziele i święta jest otwarte 10-16 (tymczasem 18). Po drugie, chcieliśmy pokazać Majowi, jak wygląda odwiedzona chwilę wcześniej katedra w rozmiarze nieco bardziej odpowiednim dla 3-latki.
A powód trzeci?
