Nie pierwszy i nie ostatni, a wszystkie są bardzo smakowite, grube i zagmatwane, oraz bardzo dobrze napisane.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
W pięknej, zabytkowej kamienicy w Katowicach zostaje dokonana zbrodnia - magnat recyclingu, Johann Schmidt, Niemiec pochodzenia polskiego, zostaje zamordowany. Kamienica jest własnością doktor seksuologii, która leczyła Schmidta z seksoholizmu, przy okazji sama się w nim zakochując oraz jej męża - informatyka-stylisty, który nosi białe buty, czym zraża do siebie przesłuchującego go podkomisarza Szerszenia. I to jest w tej książce urocze i realne - policja nie jest miła, przyjazna ani chętna do współpracy. Policja chce rozwiązać sprawę. Jeśli przesłuchiwany Szerszenia denerwuje, nie waha się wrzasnąć, walnąć w stół albo - w niektórych przypadkach - w przesłuchiwanego. Szerszeń jest policjantem starej daty, nie wierzy w telefony komórkowe i nie używa, co niespecjalnie przyspiesza akcję, bo komunikacja z resztą zespołu jest mizerna. A, w komputery też nie wierzy i dzielnie wystukuje protokoły na maszynie do pisania albo używa długopisu.
Szybko się okazuje, że sprawa sięga głęboko w przeszłość, na szczęście uczestniczy w niej piękna ruda pani prokurator po przejściach, Weronika Rudy, córka policjanta, który 20 lat temu prowadził śledztwo w sprawie morderstwa bogatego dentysty w tej samej kamienicy. Na szczęście, bo oprócz wspomnień ze śledztwa ojca, którego prowadził już po zamknięciu sprawy, jest też z zamiłowania historykiem i zna przeszłość Katowic. Do trójkąta brakuje jeszcze nadkomisarza Meyera, profilera bez węchu, który na podstawie miejsca zbrodni, wizji lokalnej i przesłuchań potrafi skonstruować profil potencjalnego mordercy. Oraz, ponieważ jest atrakcyjny, szczupły i pełen męskości, służy za obiekt westchnień połowy Katowic (i nie tylko).
Ponieważ sprawa jest dość skomplikowana, ekipa jeździ po aglomeracji - bo świadkowie są w więzieniu, w szpitalu czy w egzotycznej strefie familoków w Rudzie Śląskiej. Weronika brawurowo prowadzi swój obdrapany samochód, niespecjalnie przy tym przestrzegając prawa. Meyer, który dzień przed rozpoczęciem śledztwa rozbił swojego passata na "gierkówce", pożycza auto od byłej żony. Auto okazuje się być cukierkowo różowym nissanem micrą w wersji kabrio, co nieco przeszkadza Meyerowi w lansie, ponieważ nie umie złożyć dachu, przed co wnętrze po deszczu zamienia się w bagno. Nie pomaga też to, że wylewa do środka kubek kefiru (wspominałam, że stracił węch?).
To zapewne nie jest pierwszy tom (EDIT: drugi) przygód szczupłego, atrakcyjnego profilera policyjnego, Huberta Meyera, ale pomijając wstawki o sprawie Niny Frank, w niczym to nie przeszkadza.
Inne tej autorki:
#44