Mitchell jest uroczy ;)
A Gloria to cieżki przypadek dolegliwości, która powinna być leczona natychmiastowym zaszyciem ust.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Kolejny sitcom o rodzinie wielopokoleniowej; temat wyżyłowany do dna (a nawet czasem i z tym mułem, co pod dnem), a jednak cieszy. Przede wszystkim ze względu na to, że wrócił Al Bundy. Lubię też konwencję, w jakiej serial jest zrealizowany - mockumentary, niby-reportaż z przerwaniem akcji i komentarzem jednego z bohaterów prosto do kamery. Ślicznie jest skomponowany odcinek pilotowy, gdzie najpierw poznajemy wszystkie trzy rodziny, a dopiero na końcu okazuje się, jak są ze sobą spokrewnione (więc jak kto chce, to niech najpierw obejrzy, a potem czyta).
Jay ma dorosłą córkę i syna. Jego druga żona to młodziutka, czasem naiwna, a czasem całkiem sprytna, a do tego śliczna Kolumbijka - Gloria, z którą Jay wychowuje adoptowanego syna, Manny'ego. Córka Jaya, Claire ma nieodpowiedzialnego męża flirciarza i trójkę dzieci: głupiutką, ale śliczną Haley, bardzo inteligentną okularnicę Alex i syna Luke'a z ADHD. Syn Jaya, Mitchell, żyje w homoseksualnym związku z Cameronem i właśnie adoptowali wietnamskie niemowlę, Lily.
Trzy pokolenia, zawsze ktoś nie dogaduje się z kimś. Powstają krótkotrwałe koalicje między babcią a wnuczką, zięciem a teściem czy rodzeństwem, ale przez większość czasu wszyscy cierpią na problemy z komunikacją i artykułowaniem swoich potrzeb i problemów. Problemem może być wszystko - zazdrość o sąsiadkę, roztargnienie, obietnice naprawienia obluzowanego schodka, perfekcjonizm, punktualność, młoda żona, dziedzictwo kulturowe, akceptacja innej orientacji seksualnej czy sprzedaż samochodu.
I jak niespecjalnie lubię każdego z bohaterów oddzielnie (no, może poza Jayem z jego luzem i umiejętnością wyboru świętego spokoju; czy czuję się jak mentalna 60-latka? ależ), tak wszyscy razem są uroczą, nieobliczalną rodziną.