Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

The Color of Magic

Jak bardzo jestem fanką w zasadzie każdej książki Terry'ego Pratchetta, tak nie dałam rady obejrzeć ekranizacji "Koloru magii". Wszystko było jak trzeba - świetny Vetinari (Jeremi Irons), doskonały Trymon (Tim Curry), fantastyczna scenografia, cameo Pratchetta, tylko... nudne. Odpadłam w okolicy walki na magiczne miecze na Zmokbergu. W zasadzie to nie jest nawet wina ekranizacji, bo sam "Kolor" to zbiór gagów, luźno zahaczający o fabułę. Pewnie nada się dla kogoś, kogo trzeba na czytanie "Świata Dysku" namówić, bo nie ma wartości dodanej w stosunku do książki, tym bardziej, że w filmie pratchettowy język zupełnie nie gra. Nie mam działu "Nie oglądam", ale nie chce mi się obejrzeć do końca.

Inne książki tego autora tu.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 30, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 5

« Tessa Capponi-Borawska - Moja kuchnia pachnąca bazylią - Maj Sjöwall/Per Wahlöö - Mężczyzna na balkonie »

Komentarze

Jajcuś

Racja, ale „Wiedźmikołaj” wyszedł im znacznie lepiej. Ciekawe jak udało się „Piekło pocztowe”…

oshin

Koloru jeszcze nie oglądałam, ale Wiedźmikołaj był dziwny. Strasznie mroczny i pokręcony i dużo mniej śmieszny. Książka jakoś nie wydawała mi się tak mroczna.

jajcus

@oshin: Po pierwsze – film nie musi być kopią książki. Po drugie świat w książce wygląda tak, jak my sobie go wyobrazimy, świat w filmie, tak jak nam go twórcy pokażą, a że współtwórcą był sam Pratchett…
Mnie się podobało, chociaż rzeczywiście film był inny niż książka.

oshin

No nie musi, nie musi. Ale ja bym chciała żeby był taki sam jak moja książka (w sensie jak to, co sobie wyobraziłam właśnie) :)

Zuzanka

@Jajcuś, jakbyś uważnie czytał, to byś wiedział, jak się udało ;-)

Skomentuj