Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Hellboy II: Złota armia

Hellboya kochamy za czerwoną prawą rękę. Za koty. Za cięty dowcip i błyskotliwość w każdej sytuacji, nawet w takiej, kiedy jakiś bydlak z piekła rodem odrywa mu ogon lub masakruje czymś ciężkim. To się w drugiej części nie zmieniło. Został też set postaci drugoplanowych - neurotyczny agent Manning, frustrujący się, że podopieczni robią złą prasę (" I suppress each photo, cell phone videos, each one costs me a fortune, and then they show up on Youtube... God, I hate Youtube!"), ognista Liz, która trochę się nie odnajduje, ale jak trzeba, to wie, co spalić czy człowiek-ryba Abe ze swoją delikatnością i romatycznym zacięciem. Jest i trochę świeżego powiewu - błyskotliwy ekspert ze starej pruskiej szkoły i z kiepskim akcentem.

Zarzutem TŻ było to, że zmieniła się postmodernistyczna formuła z pogrobowcami KGB i innymi Rasputinami na korzyść wejścia w świat fantasy. Mnie to nie przeszkadza, bo umieszczenie akcji w Nowym Jorku wraz ze wszystkimi konsekwencjami tego jest wystarczająco zabawne (a dodatkowo bardzo lubię most Brooklyński). Zetknięcie wyspecjalizowanych high-tech agentów Biura z mitycznymi stworami, które potrafią za pomocą miecza i własnej zręczności[1] prowadzić równą walkę jest ożywcze. Jasne, scenariusz odjechał od komiksu, ale to nie wada. A obejrzenie, w jaki sposób Guillermo del Toro buduje obraz i napięcie jest warte wszystkich pieniędzy.

[1] Wiem, powtarzam to drugi raz w krótkim czasie, ale Hellboy II powinien być obowiązkową pozycją dla polskich charakteryzatorów i osób odpowiadających za efekty specjalne. Wiedźmin powinien wyglądać i ruszać się tak jak elficki królewicz, a nie jak karateka z mieczem (o scenariuszu przez litość i wzgląd na to, że mogą mnie czytać nieletni, nie wspomnę).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 28, 2008

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj

« Szkoła zrzucania kasztanów - Bezmiar ludzkiej nudy »

Skomentuj