Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Jak we śnie

Dawno nie byłam na tak ładnym filmie, z którego ludzie masowo wychodzili. I żeby nie było - nie był to multiplex, tylko małe kino, a opis filmu niczego nie udaje. Może to znamienne dla tego reżysera, bo z "Eternal Sunshine of the Spotless Mind", opisanego jako "komedia romantyczna", ziomale z paniami dresowymi też wychodzili rozczarowani (i wkurzeni, w zależności od szerokości karku).

"Eternal" był filmem bardzo spójnym i od przyjęcia konwencji (możliwe jest czyszczenie pamięci) bardzo realistycznym. "Jak we śnie" nie jest, jest za to bardzo schizofreniczny. Nie wiadomo, co się śni, co jest naprawdę. Gorzej, że nie wie tego najczęściej też bohater, przez co na rzeczywistość reaguje, jakby była snem. Takie snowe "Existenz" lub cykl o nurkach Łukianienki. Sen to rzeczywistość wirtualna, w której wszystko jest możliwe, tylko tak naprawdę nie wiadomo, czy przestało się już śnić, a dziewczyna tak naprawdę czeka, aż coś zrobisz. Czy film kończy się happy-endem? Decyduje widz.

Mam straszną słabość zarówno do estetyki studia SE-MA-FOR (celofan zamiast wody, chmurki z waty i scenografia z pluszu) jak i do Gabriela Garcii Bernala. Jest wzrostu siedzącego psa, brzydki jak nie wiem co, nie mówi dobrze ani po angielsku, ani po francusku. Ale i tak mam słabość.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 3, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3

« Nienawidzę Merlina - Infiltracja »

Komentarze

siwa

Nie wiem jak u mnie z karkiem, ale taka scenografia kojarzy mi się z ekipą rządzącą jak jeszcze jako dzieci kradła oficjalnie.
I chyba nie lubię.

Zuzanka

A ja mam sentyment. Wszystko z dzieciństwa jest dobre i słoneczne. Poza tym to takie zmrużenie oka. Ot - Miś Kolabor był w koprodukcji francuskiej.

P.

mnie też urzekł ;)

Skomentuj