Więcej o
prl
Marzec 1986. Ktoś morduje ekskluzywną prostytutkę w Adrii; po ostatnich osiągnięciach śledczych Olkiewicza to właśnie on dostaje tę sprawę. Specjalnie go to nie martwi, bo ajentka Adrii ma bogato zaopatrzony barek oraz jest chętna na figle na zapleczu. Bardziej go martwi, że musi się oderwać od atrakcyjnej pani i jechać z całą ekipą do Gniezna, gdzie podczas remontu katedry złoczyńcy ukradli srebrny sarkofag Świętego Wojciecha. Oczywiście psim swędem, idąc tropem wódki, trafia na jedną część skradzionego skarbu, o drugą się dosłownie potyka, więc wbrew woli znowu zostaje pochwalony za sprawność. W śledztwie niespodziewanie pomaga Rychu Grubiński, który również - oprócz swojego interesu walutowego - prowadzi warsztat samochodowy oraz współpracuje ze znaną już ajentką z Adrii. Wątki splata seria kradzieży klisz rentgenowskich, z których ktoś odzyskuje srebro w ilościach hurtowych.
Absurdalnie, mimo że wszystkie elementy fabuły (śledztwo prowadzone śladem melin, bandyckie SB odpowiedzialne za wszystko, co złe, naiwny porucznik Marjański) były już w poprzednich tomach, tutaj akcja robi wrażenie rozwiązanej na siłę i przypadkiem. Mało jest śledztwa (chociaż każdy z milicjantów - Brodziak, Marcinkiewicz czy Blaszkowski mają jakiś udział w śledztwie), sporo miotania i przypadku. Owszem, niejednokrotnie się uśmiechnęłam, ale poprzednie tomy podobały mi się bardziej.
Inne tego autora tutaj.
#54
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 28, 2017
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2017, panowie, prl, kryminal
- Skomentuj
Zaczyna się jak "Pamiętnik Laury Palmer" z epoki PRL-u. W małym mieście od noża wbitego w serce ginie piosenkarka estradowa, a nad jej zwłokami klęczy niedoszły narzeczony (awanturujący się i po wyroku), który potem ucieka w Polskę. Malownicza obława (a po drodze chytry staruszek, kradzież luksusowego auta zagranicznemu turyście i skok autem do rzeki) kończy się złapaniem młodzieńca i, absurdalnie, kontynuowaniem śledztwa, bo porucznik Uriasz nie jest przekonany o jego winie. Dodatkowo pamiętnik solistki, w którym denatka egzaltowaną poezją opisywała swoje życie, wskazuje, że tajemniczy On jest kimś innym od zakochanego recydywisty.
Uriasz z majorem Zglinickim z komendy stołecznej prowadzą na zmianę nocne Polaków rozmowy (a konkretnie stary wyjadacz pokazuje młodemu, że musi się jeszcze wiele nauczyć) i śledztwo, w którym odkrywają, że sprytnie zrzucone na młodzieńca morderstwo piosenkarki jest tylko krokiem w wielkim planie zemsty po tragedii sprzed lat. Szybko zaczynają wyodrębniać grupę podejrzanych, pomaga oczywiście maszyna licząca, w pięć dni wyszukująca zbiór wspólny wśród kilkuset osób (programista płakał, kiedy 10 godzin układał program) i wreszcie z zaangażowaniem wielu ludzi[1] z całej Polski, masowy morderca zostaje złapany. Nie jest tajemnicą od połowy książki, że przez dziesięciolecia układał precyzyjną zemstę na trzech kolegach, którzy przez laty cbovyv wrtb żbaę j mnnjnafbjnarw pvążl, cbjbqhwąp wrw śzvreć v śzvreć oyvźavąg, xgóelpu avr hqnłb fvę hengbjnć (przy okazji zabijając milicjanta w celu kradzieży służbowej broni i dziewczynę, bo widziała go podczas zabójstwa).
Społecznie: major je kolację w hotelu i popisuje się znajomością nazwiska przedwojennego właściciela, pytając kelnera, czy przed wojną pracował u Habera. Ten odpowiada zimno, że jest jego synem (pozostawiając wnikliwemu czytelnikowi wyjaśnienie nagłego oziębienia atmosfery). Sędzia surowo ocenia w procesie, bo przed laty jego córka została zgwałcona i "biedaczce po tym szoku coś na mózg padło". Milicjantów dziwi wykształcona żona "przy mężu", ale szybko tłumaczą sobie, że "zajmująca się wyłącznie domem żona będzie bardziej akceptowana przez tutejszą opinię publiczną". Przechowująca uciekiniera programistka maszyn cyfrowych wyjaśnia pochodzenie maszynki do golenia, "z filuternym uśmiechem (...) uniosła wysoko jedno ramię. Była w letniej bluzce bez rękawów. - Depilowanie jest bardzo higieniczne - szarżowała". Rakieta została prostytutką po tym, jak w maturalnej klasie uciekła z "hipami", ale "rzuciła zarośniętych brudasów, śliniących się za prochami".
[1] Nawet angażując się w pracę undercover - rozkręcając kramik ze świeżymi(!) warzywami pod blokiem, w którym ukrył się podejrzany lub udają ekipę z wodociągów.
Inne tego autora.
#53
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 19, 2017
Link permanentny -
Tagi:
2017, prl, panowie, klub-srebrnego-klucza, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
1988, Jarocin. Państwo pozwala młodzieży na wentyl bezpieczeństwa w postaci festiwalu "darcia papy", ale oczywiście pod czujnym okiem. Szkoła w Szczytnie wysyła ekipę młodych chłopaków na okoliczność, mają wtopić się[1] w tłum i udawać żądną punkowej muzyki młodzież. Kapral Mariusz Błaszkowski okazuje się być więc właściwym człowiekiem we właściwym czasie i na właściwym miejscu, bo nagle trafia na zbrodnię. W namiocie zostaje znaleziona martwa dziewczyna z głową rozbitą młotkiem i tylko dzięki tupetowi Błaszkowskiego udaje się miejsce ochronić przed dziwnie zachowującymi się esbekami, którzy chcą szybko sprawę zatuszować. Tymczasem w Poznaniu jeden z pracowników starego kumpla Mirka Brodziaka, Grubego Rycha, zostaje napadnięty i okradziony z dziennego utargu waluty uzbieranej od cinkciarzy. Gruby Rychu nie próżnuje, bierze sprawę we własne ręce, do potencjalnego złodzieja wysyła swojego goryla, niestety w efekcie na śmietniku jednej z menelskich kamienic w centrum zostaje znaleziony kolejny trup z dziurą po młotku w głowie.
Teofil Olkiewicz, były funkcjonariusz SB, oddelegowany na stałe do milicji, znawca poznańskich piwiarni, chciałby tylko się spokojnie napić wódki (i żeby żona nie goniła go na działkę do pracy). A tu wloką go do Jarocina, gdzie w śmierdzącej knajpianej toalecie trafia na hippisa, który chce młotkiem stuknąć narkomana, a potem opierdzielają, bo hippisa wypuścił, tylko młotek mu zabrał. Co gorsze, zamiast wracać ze zwłokami dziewczyny, robią na miejscu śledztwo i każą mu na pełnym dziwaków polu szukać narkomana. Nic dziwnego, że kiedy pojawia się kapitan Galaś z SB i nagle zaczyna od Teosia wymagać zapomnianego już obowiązku raportowania, Olkiewicz się irytuje i leje go w pysk, co ma potem spore konsekwencje i dla śledztwa i dla Olkiewicza.
To historia o narastającym podziale i w społeczeństwie, które nie boi się powiedzieć, że nie szanuje milicji (a poderwane przez Błaszkowskiego i Zawadę na Półwiejskiej "mele", kiedy dowiadują się o tym, że chłopcy mają legitymacje, wychodzą bez zastanowienia), i w samych służbach. Tu podział jest na tych "dobrych", którzy prowadzą zgodne z prawem śledztwa, szanują podejrzanych i przesłuchiwanych, może i mają wady, może i czasem wchodzą w szarą strefę, ale jednak pozostają w świetle ideałów i zapisów prawa, i na tych bardzo złych, którzy nie zawahają się zatrudnić ćpuna, żeby zabił kogoś znanego, a do przesłuchań podchodzą z pałką.
Trochę historii jarocińskiego festiwalu, szczegółowa mapa poznańskich piwiarni i malowniczych okolic ulicy Rybaki, przegląd asortymentu na poznańskich rynkach, rzut oka w biznes dolarowy i samochody sprowadzane z Niemiec. I soczysta, poznańska gwara - wszystko, za co lubię Ćwirleja.
Ładną recenzję znalazłam tutaj.
[1] Co jest trochę trudne, bo wszyscy zostali wyekwipowani w takie same namioty, plecaki i śpiwory z logo MSW.
Milicjanci z Poznania:
#78
Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 21, 2011
Link permanentny -
Tagi:
2011, prl, panowie, kryminal -
Kategorie:
Czytam, Moje miasto
- Komentarzy: 1
Przyznam, że za dość drażniący fakt uważam to, że większość PRL-owskich kryminałów milicyjnych dzieje się w Warszawie. Tam zawsze były najlepsze dziwki (no, czasem akcja chwilowo skakała do hotelu Grand w Sopocie, żeby rzucić okiem na tamtejsze mewki), najsprytniejsi cinkciarze czy oczywiście najsprawniej działający wydział w Pałacu Mostowskich. Zaczynając smutną historię o przynoszącym pecha kolejnym właścicielom złotym posążku bogini Kali, westchnęłam sobie ze znużeniem, bo znowu będzie bazar Różyckiego i Saska Kępa. I tu miła niespodzianka - po zabójstwie dentystki, wdowy po posiadaczu tytułowego posążka, pewna sympatyczna pani patolog[1] Elżbieta i nieco mniej sympatyczny, bo szowinista[2], pan milicjant Wanacki, odkrywają, że się mają ku sobie. A że Elżbieta miała wujka, specjalizującego się w antykach i sztuce, to została wysłana w celu uzyskania informacji z pierwszej ręki na temat handlu hinduską sztuką. Idzie sobie Elżbieta w celu pozyskania wiedzy, aż dociera na Żoliborz, w okolice wujowej wilii na "niewielki placyk, o tyle charakterystyczny, iż całkowicie otoczony przez półokrągłe domy. Dokładnie w jego środku rosło ogromne, stare drzewo o potężnym pniu i rozłożystych gałęziach, pochylających się nad jezdnią". I tu mnie tknęło, bo takie miejsce pokazywała mi siwa[0].
Wujek-kolekcjoner należał do ludzi zamożnych, bo tacy - oprócz lewicującej inteligencji - mieszkają na Żoliborzu. Niestety szybko się okazało, że nawet dziewczyna milicjanta może mieć kogoś zbliżonego do kręgów przestępczych w rodzinie. Trup się trochę jeszcze posłał, nastąpił napad, a sprawę zaginionego posążka udało się wyjaśnić dzięki nieco wścibskiej i dość pechowo trafiającej na kolejne zwłoki starszej pani, również mieszkanki Żoliborza. Może ona też co wieczór wystawiała butelki na mleko?
[0] Zdjęcia świeżutkie, autorstwa siwej.
[1] Niezbyt przepadam za współczesnymi polskimi filmami policyjnymi, Glinę oglądam kątem oka, bo TŻ lubi, ale uwielbiam każdą scenę z panią patolog, która zapytana, czy nie boi się robić sekcji, flegmatycznie stwierdziła, że przynajmniej jej pacjent na stole nie umrze.
[2] "Asystentka? - pomyślał z niechęcią. - Że też te baby nawet tu się wepchną!"
Inne tej autorki tutaj.
#29
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 5, 2008
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Fotografia+ -
Tagi:
prl, 2008, panie, kryminal, klub-srebrnego-klucza
- Komentarzy: 4
Barbara Gordon "Adresat nieznany" - stary ni to kryminał, ni to przygodówka. Ślad jak zwykle prowadzi w przeszłość, do małego miasteczka przyjeżdża siostrzeniec starszej pani kioskarki, żeby odkryć, czy jego zmarły w czasie wojny ojciec nie zostawił w miasteczku skarbu. Przy okazji poszukiwań skarbu giną ludzie, milicję myli (oczywiście nieumyślnie) prywatne śledztwo bohaterów. Mało socjalistyczne.
Inne tej autorki.
Wanda Falkowska "I kłamstwo zabija" - bardziej socjalistyczne, pieśniarka (huhu) Paula Piano zostaje zastrzelona po koncercie. Dzielny milicjant chodzi po mieście, odpytuje, wyciąga informacje, aż znajduje mordercę. Trochę deux ex machina.
Inne tej autorki:
Natalia Rolleczek - Kuba znad Morza Emskiego i Choinka z Monte Bello. Niby powieść dla dzieci i takich trochę starszych dzieci, ale tak naprawdę dla dorosłych. Kuba ma 7-8 lat i zaskakująco mało łapie z tego, co się dzieje w dorosłym świecie. Co chwilę wpada w tarapaty, z których wyciąga go szacowna krakowska rodzina, która chwilę pokwęka, nawet jak przestępstwo jest sporego kalibru (wyciąganie pieniędzy od chorych, których dziadek-lekarz przyjmuje darmo, bo to socjalizm). W zasadzie obie książki są o rodzinie - "Choinka" to opis oczekiwania na Wigilię, która początkowo ma się nie odbyć, potem jednak jest zaplanowana, bo ma przyjechać brat dziadka, który po wojnie został w Anglii. Każdy z dorosłych członków rodziny przeżywa jakąś dziwną przygodę, a mały Kuba plącze się tu i ówdzie. W "Kubie" przy budowie nowego domu chcą zabrać rodzinie ogród, tytułowe Morze Emskie, zarośnięty i zaniedbany, ale stanowiący kwintesencję szczęśliwego dzieciństwa - zardzewiały wodociąg, stare jabłonie, krzaki porzeczek i malin. W tamtych czasach (uwaga dla młodszych czytelników) nie było czegoś takiego jak własność prywatna i jak komitet uznał, że na terenie ogrodu doktora Kępy ma być postawiony dom, to był. Mimo wszystko, książki są pozytywne i ciepłe, a scena Wigilii poruszająca.
Inne tej autorki.
#26-28
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 8, 2006
Link permanentny -
Tagi:
prl, panie, beletrystyka, klub-srebrnego-klucza, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj