Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o prl

Tadeusz Ostaszewski - Mgła

Tym razem kapitan Rajski znajduje się w Jordanowie, małym uzdrowiskowym miasteczku, prywatnie - wraca z pogrzebu przewlekle chorego wuja. Major Tubacz z lokalnego posterunku prosi go o pomoc w pierwszym od lat morderstwie, bo wcześniej takiej sprawy nie mieli. Podczas mgły, imieninowa wyprawa dwóch lekarzy i dwóch pracownic szpitala do nieczynnego ośrodka wypoczynkowego przekształca się w jatkę. Jak to we wszystkich horrorach, grupa rozdziela się we mgle i solenizant, Doktor Kobus, zostaje chwilę potem znaleziony martwy. Następnego dnia, w swoim domu, ginie pielęgniarka Kostrzewska, kochanka Kobusa. W śledztwie najważniejszymi śladami są: czerwone światełko, ekskluzywna walizka z nożami chirurgicznymi, notes zamordowanego z tajemniczym szyfrem oraz dwie butelki markowego koniaku. Tym razem nie ma specjalnej rywalizacji między milicją małomiasteczkową a działającym półprywatnie kapitanem ze stolicy. Sierżant Mazgołko w każdym razie jest zachwycony.

Inne tego autora:

#23

Gratis - zdjęcia z Muzeum d'Orsay.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 5, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, kryminal, panowie, prl - Skomentuj


Adam Hilkiewicz - Człowiek bez skazy

W PRL-u zgnilizna moralna szerzyła się głównie wśród tzw. artystów. Janusz Skirgiełło, w zasadzie mechanik samochodowy, ale i artysta-fotograf, fotografuje panie na konkurs Wenus '78 (czyli niespecjalnie ubrane). Dostaje nagrodę i z tej okazji jego przyjaciel, wzięty dentysta Sławomir Igliński, urządza w swojej willi przyjęcie. Pijana modelka, jak się później okazuje, przechodnia kochanka obydwu panów oraz narzeczona trzeciego, Ireneusza Dragona, zostaje znaleziona martwa następnego ranka, udusił ją ktoś z obecnych. Niepracujące i niekochane żony, pracujący i zdradzający mężowie i jeden pasożyt społeczny z wyższymi racjami moralnymi, jak go cynicznie określił jeden z prowadzących śledztwo - Juliusz Wierchowicz nie pracuje, czyta książki, sypia do południa i żyje z pieniędzy, jakie matka wysyła mu z RFN-u.

Sporo się w tle dzieje, ale najbardziej mnie ujęła inwentaryzacja płyt pewnej 18-latki, córki dyplomaty. Pink Floyd, Queen, Bee Gees, Bob Marley, King Crimson, Pink Floyd. Nad inwentaryzacją trwa rozmowa o sensie życia, "muzyka przybrała teraz charakter lirycznego lęku", a "Wish You Were Here" jest lepsze niż "Dark Side of the Moon". Takie urocze, że aż pozwoliłam sobie zacytować:

(jednak nie chciało mi się trzech kartek przepisywać, można kliknąć po większe).

#16

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 28, 2012

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Tagi: 2012, kryminal, panowie, prl - Skomentuj


Tadeusz Lembowicz - Zaległy wyrok

Zasadniczy i dość upierdliwy kapitan milicji, którego głównym celem jest na każdym kroku poddawać w wątpliwość sensowność postępowania jego podwładnego, chorążego Popielasa, zostaje wezwany do powieszonego. Niby samobójstwo, ale mieszkanie jest wyczyszczone, a przy zwłokach 51-letniego szefa rachuby znaleziono kartkę treści "zaległy wyrok" i przekazy na korzyść pewnego inżyniera.

Kapitan niespecjalnie dba o tajemnicę śledztwa i wszystkie szczegóły konsultuje z kolegą - dziennikarzem. I gdyby nie te konsultacje, sprawy by nie rozwiązał, mógłby tylko aresztować dwie niewinne osoby.

Jest to pierwszy kryminał, który prowadzi do Włocławka. Adresat przekazów, inżynier Woroński, mimo że ma piękną żonę, romansuje sobie z żoną kolegi z nadwiślańskiego miasta. Zatrzymuje się we włocławskim hotelu Victoria[1], idzie do kina do pobliskiego kina na "Ojca chrzestnego" i wielce zawstydzony wyznaje, że pod nieobecność męża spędził z nadobną kochanką miłe chwile.

Autor chyba trochę zapatrzył się na Chandlera, bo co jakiś czas przemyca błyskotliwe metafory: Kawiarnia "Capri" nie różni się niczym specjalnym, prócz cen, od pozostałych stołecznych lokali. Ta sama lura, zimna jak twarz kelnerki. Leciutko podkochuje się w dystyngowanej i eleganckiej żonie Worońskiego, a na widok jej czystego i gustownie urządzonego mieszkania patrzy introwertycznie na swoje obuwie: I ta czystość. Czułem się tak, jakbym w zabłoconych buciorach wlazł do salonu. A przecież to był pokój, w którym zwyczajnie mieszkali.

[1] Mieszkałam tam pół życia, a nie pamiętam hotelu Victoria. W kinie bywałam, i owszem.

Inne tego autora:

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 13, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, prl, 2012, kryminal, klub-srebrnego-klucza - Skomentuj


Klara S. Meralda - Klara i jubiler

Chronologicznie pierwsza z cyklu przygód kapitana Kotowicza. Tutaj poznaje swoją przyszłą żonę, Irenkę i otrzymuje psa wielorasowego o imieniu Florka. Jest ciut mniej ciapą, ale miejscami ma przemyślenia właściwe egzaltowanej 17-latce (zwłaszcza w sprawach damsko-męskich; naprawdę rozumiem, że człowiek zakochuje się z dowolnych powodów, ale jednak 38-letni funkcjonariusz wzruszający się, że jego sekretarka ma chude, dziecinne kolana i jest delikatna jak kurczaczek?).

Gorące warszawskie lato, mąż pani Katarzyny wyjechał w delegację, a pani Katarzyna i półjamnik o dźwięcznym imieniu Klara planują samotny wyjazd do Ośrodka Pracy Twórczej w Wierzchowicach (niestety, obiekt chyba fikcyjny, bo nie znalazłam takiej miejscowości między Warszawą a Kazimierzem). Dwa drobne incydenty - mężczyzna pogryziony przez Klarę pod salonem Jubilera zamiast zrobić awanturę, uciekł spłoszony, a wizyta w domu jubilera z przesyłką od znajomej zaowocowała czyjąś ucieczką z klatki schodowej - nie połączyły się Katarzynie w całość ze znalezionym niebawem nekrologiem starego jubilera. W samych Wierzchowicach też zaczęły się dziać rzeczy dziwne - a to na leżak Katarzyny spadła podpiłowana gałąź, ktoś wyłożył zatrutą wędlinę dla psa, a kiedy piękna żona reżysera zamiast Katarzyny popłynęła łódką na przejażdżkę, łódkę znaleziono pustą i z dziurą. Tu dwie sprawy się zbiegły i do akcji wszedł kapitan Kotowicz, który z kolei umiał kojarzyć fakty.

Dużo Warszawy z lat 70. z niedostatkami handlowymi, w tle przewija się środowisko powojennych restauracji, handlu walutą i znającego temat dystyngowanego emerytowanego milicjanty, który wywodził się "ze szlachty".

Książka ma dwie spore wady: przerażający obraz psiej pańci, która kompensuje wszelkie braki za pomocą przekarmionego i nieposłusznego psa. Pies chodzi bez smyczy i kagańca (a gryzie ludzi, którzy mu się nie podobają!), bo inaczej nie wyjdzie z domu. Katarzyna nad nim nie panuje również w okresie godowym, eufemistycznie zwanym przez właścicielkę "małżeństwem" i uparcie opisuje kontakty międzypłciowe psów jako "wyjście za mąż" (zgaduję, że nikt nie sterylizował psów w PRL-u). Druga wada da się naprawić przy użyciu czarnego markera albo kawałka papieru, którym należy zamazać albo zakleić drugi od dołu akapit na stronie 100, zwłaszcza jeśli ktoś nie lubi czytać beznamiętnej opowiastki o śmierci kota. Ja nie lubię.

Inne tej autorki, inne z tej serii.

#2

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 20, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, kryminal, panie, prl, z-jamnikiem - Skomentuj


Klara S. Meralda - Sąsiadka kapitana Kotowicza

Ze znanych mi książkowych funkcjonariuszy, kapitan Kotowicz jest - przynajmniej prywatnie - raczej z tych pierdołowatych, co to się boją reakcji żony bądź żony ciotki. Bo mieszka ze świeżo pozyskaną żoną, sekretarką z komendy, która po ślubie przeniosła się do innego szefa, żeby nie pozostawać z mężem w zależności służbowej. Mieszka też z ciotką żony, jak to ładnie Bazyl określił - Radio Wolna Europa, która zajmowała się prowadzeniem domu (przynosiła rano mleko i bułeczki, od świtu czyhała u rzeźnika na schab, gotowała obiady), robieniem kapitanowi wyrzutów oraz węszeniem, czym się zajmując sąsiedzi. I z psem Florką mieszkał, co ma jakieś tam znaczenie dla akcji. Właśnie od ciotki kapitan dowiedział się, że "ta sąsiadka z góry" to ma mnóstwo pieniędzy, a nie wiadomo gdzie pracuje, ma nieużytą gosposię, która nie chce nic opowiadać i nie dość, że przychodzą do niej młodzi panowie, mimo że jest po 40., to jeszcze bywa u niej masażystka.

I tak trochę żeby zaimponować ciotce, kapitan zawiera znajomość z atrakcyjną nie tylko towarzysko sąsiadką. A to wymienia jej korki na automatyczne (inwestując w znajomość 180 zł i spektakularnie wpadając w tarapaty, bo zataił to przed swoim zaobrączkowanym Kurczątkiem), a to jadąc delegację przeżywa z panią Zaręską dość niewinne sam na sam na korytarzu przedziału sypialnego. I kto wie, czy szczęście małżeńskie kapitana nie byłoby zagrożone, gdyby nie to, że ktoś "tę z góry" otruł podczas "wilii" (słowo "wigilia" nie pada ani razu w książce). Kotowicz prowadzi śledztwo, samotnie urządza po pogrzebie "stypę" w kawiarni, zjadając dla uczczenia pamięci krótkiej znajomości parówki i popijając podwójny winiak. W toku śledztwa poznaje szczegółowo stan finansów i układy życiowe sąsiadki (a ciotka bardzo zazdrości!) i okazuje się, że jej wszyscy krewni i znajomi mogliby życzyć jej śmierci, bo nie była najmilszą osobą.

Kryminał mierny, jakby nie ciotka - bardzo mierny, ale ma sporo szczegółów zaopatrzeniowo-kulinarnych: herbata "Earl Grey" jest zdobywana tajemniczym sposobem przez żonę, a w "Delikatesach" można dostać wieczorem czerstwe pieczywo, masło ser i puszkę śledzi.

Inne tego autora:

#80 (z ubiegłego roku)

Listy robić nie będę, ale z ciekawości podliczyłam i tak:

  • 20 obyczajowych, licząc felietony i biografie,
  • 48 kryminałów, z czego 20 skandynawskich, 7 z PRL-u, 1 polski współczesny, 5 angielskich, 9 amerykańskich, 2 rosyjskie, izraelski, niemiecki i francuski),
  • 6 science-fiction/fantasy,
  • 3 dla dzieci (jednak z tych grubszych),
  • 3 wspomnieniowo-kulinarne.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 6, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, kryminal, panie, prl - Komentarzy: 5


Jeremi Bożkowski - Piękna kobieta w obłoku spalin

[Z dedykacją dla kilku osób, które wiedzą, o kim myślę.]

Malwina Kalecka była kobietą renesansu - znała się na wszystkim, wszystko umiała, każda rzecz wychodziła jej doskonale od ręki, nawet jeśli wcześniej się tematem nie zajmowała, pisała doskonałe wiersze, robiła świetne wrażenie, była duszą towarzystwa, obiektem adoracji każdego napotkanego mężczyzny, mimo że przekroczyła 40-tkę, miała doskonały gust, ubierała się z klasą. Do tego była lepsza od dowolnego mężczyzny, również w prowadzeniu samochodu, bo miała do tego iskrę bożą. I oczywiście nie była nudna. Potrafiła o sobie opowiadać godzinami, nawet jeśli czasem się powtarzała, ale przecież temat był fascynujący. Na szczęście ktoś ją zabił w jej własnym garażu. Kiedy pierwszy raz czytałam ten kryminał, ręce mi się same zaciskały na kartkach za każdym razem, kiedy Malwa zaczynała o sobie tokować.

Ale Malwina Malwiną, do tego piękne jest wszystko pozostałe. Późno pojawia się aparat śledczy w osobie porucznika Karbolka, służbisty i szczególarza, oraz jego nemesis, sierżanta Fidybusa, ponurego draba z zakręconymi wąsiskami, który ma w poważaniu regulamin, a materiał do śledztwa pozyskuje metodami towarzysko-podstępnymi, na przykład udając artystę plastyka i tworząc dzieła cwaniacko-zaangażowane:

Wyciągnął płótno, na którym rozlewała się u góry błękitna plama, a u dołu czerwono-czarne ciapki pstrzyły żółtawą biel.
- "Droga pod Lenino". Widzi porucznik? (...) "Zdobycie Berlina". A to jest "Oratorium oświęcimskie". - Chlapanina czerwonych plam na czarnym tle nie usiłowała niczego udawać.
- Jak wam nie wstyd! Przecież to są sprawy drogie sercu każdego Polaka, a wy żarty jakieś... jakieś takie! - Porucznik aż zachłysnął się z irytacji. - I do czego wam to właściwie potrzebne?
- Do wejścia w środowisko. (...) Wchodzę jako beztalencie śmierdzące, ale cwane"
.

Znajomi zamordowanej to też barwna grupa ludzi związanych ze sztuką. Przyjaciele Malwiny, Magda i Michał Bajorkowie (Bożkowski ma niesamowitą umiejętność tworzenia pięknych nazwisk) mieszkają w kamienicy z garażem (miejscem zbrodni), trzymają tam mnóstwo śmieci i są prześladowani przez zawziętą i mocno zwariowaną staruszkę, panią Dziopek, która chce garaż dla siebie, chociaż nie ma samochodu i nasyła na Bajorków ADM, dzielnicowego i wszystkich świętych. Nikt więc specjalnie jej nie wierzy, kiedy opowiada historie o działalności przestępczej dziejącej się w garażu, również milicja. Bajorkowie są jednak niezłym przyczółkiem dla wiecznie głodnego sierżanta Fidybusa, bo chętnie plotkują, a dodatkowo Bajorkowa świetnie gotuje, bo sama ciągle podjada (kulebiak, pieczona kaczka, baba ziemniaczana z boczkiem, peklowana szynka, a wszystko w czasach kryzysu!). Często gościli (często niechętnie) Kalecką, sprytny Bajorek umiał nawet zadekować się podczas wizyt w łazience z kawą i książką, symulując pranie bądź rozstrój żołądka.

Na poetę Włodzimierza Filiżana Malwina trafiła, chcą publikować swoje poezje. Bajorkowie w ramach kolejnego żartu towarzyskiego zaczęli słać podobne w stylu maszkarony słowne, doprowadzając delikwenta prawie do zawału. Nie dziwmy się więc, że nekrolog pani Kaleckiej poeta potraktował jako kontynuację żartu.

Nieco rozwiązły Benedykt Płocki podejrzewa o morderstwo swoją żonę, Dorotę, ponieważ ukrywał przed nią uczestniczenie w próbach do genialnego programu telewizyjnego, kreowanego przez Malwę. Program nie wypalił tylko dlatego, że wszyscy zazdrościli Kaleckiej talentu i rzucali jej kłody pod nogi, a Benek wstydził się przed żoną i uważał, że stuknęła niedoszłą artystkę z zazdrości o niego. Fidybus poświęca się i spędza absolutnie pijacką noc z Benedyktem, próbując dojść do prawdy o tej parze, po czym w oparach delirium widzi pod garażem ognisko, na którym stoi spory czajnik.

Klara Wolska, którą Płoccy wrobili w scenografię do nieszczęsnego programu, niechcący została najlepszą przyjaciółką Malwiny. Nieopatrznie przyznała się, że nie sypia, więc co wieczór Kalecka prowadziła z nią monologi telefoniczne, opowiadając o zakochanych w niej mężczyznach, byłym mężu, który wprawdzie zostawił jej mieszkanie i zasoby, ale i tak ją skrzywdził, na szczęście daje sobie świetnie radę, dostała asygnatę na malucha, a jej obecny kochanek, właściciel warsztatu samochodowego, który ją wielbi na każdym kroku ("Dlatego - Palczyk błysnął w porozumiewawczym uśmiechu złotym zębem - że mnie się na ogół udawało nawiać przez lakiernię, jak ona podjeżdżała od frontu"), zazdrości jej świetnych umiejętności samochodowych.

Jest jeszcze były mąż i współpracownicy z telewizji, afera z rozlewaną benzyną i malownicze opisy PRL-owskich zamożnych domów. Pal diabli, kto zabił, ale jak to się wdzięcznie czyta. Zaliczam sobie, mimo że czytałam "Kobietę" chyba po raz czwarty. Za każdym razem jest smacznie.

Miałam podlinkować recenzję innej książki tego autora, którą napisałam do zbiorku "Druga seta", ale aktualnie uważam, że jest do niczego i mówi o zupełnie innej książce. Więc sobie napiszę od nowa lepszą. Niebawem.

Inne z tej serii, inne tego autora:

#75 (może jak wezmę urlop, to dobiję do setki, ale się nie porywam).

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 3, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, prl, 2011, z-jamnikiem, kryminal - Komentarzy: 11