Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

J. K. Rowling - Harry Potter i Zakon Feniksa

Wakacje przed 5. rokiem Harry'ego w Hogswarcie. Harry, z depresją po śmierci kolegi i spotkaniem oko w oko z Voldemortem, odizolowany od pozostałych czarodziejów i przyjaciół, kiśnie na Privet Drive. I kisłby tak całe wakacje, jakby nie pojawili się nagle Dementorzy; Harry'emu udało sie udaremnić ich atak na Dudleya, ale w konsekwencji wuj z ciotką się wściekli, a do tego z Ministerstwa Magii przyszło wezwanie na przesłuchanie. Cała ekipa magów wyjmuje Harry'ego z domu wujostwa i eskortuje go do tajnej kwatery Zakonu Feniksa, mieszczącej się w domu Syriusza Blacka. Przesłuchanie kończy się sukcesem, Harry wraca do Hogwartu, chociaż jest wściekły na cały świat, bo nikt - poza Zakonem Feniksa i ignorującym go - nie wiadomo czemu - Dumbledorem.

Nowy rok upływa na walce z przysłaną przez Ministerstwo Magii nową nauczycielką - panią Umbridge, która zamiast obrony przed czarną magią każe im czytać książkę, Harry'ego brutalnie karze za krnąbrność, a całą szkołę zaczyna na mocy przyznanej władzy skutecznie niszczyć. Nie pomaga, że Dumbledore jest niedostępny, a Hagrida najpierw nie ma, a potem wraca z tajemnicą i niespecjalnie ma dla młodzieży czas. Dodatkowo z polecenia Dumbledore'a ciągle nielubiany Snape uczy Pottera ochrony umysłu, ponieważ Harry ma sny, w których widzi to, co widzi Voldemort; niestety niechęć jest silniejsza niż rozsądek, a ciekawość zmusza Harry'ego do zagłębiania się w sny.

W tym tomie równie silnie odczuwałam irytację zachowaniem Harry'ego (o, jakże nie jestem gotowa na wiecznie nakręconego nastolatka w domu), co znużenie prowadzeniem akcji metodą "każdy zna kawałek, ale nikt nikomu nic nie mówi".

Inne tej autorki tutaj.

#63

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 25, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2016, panie, sf-f - Skomentuj


Kira Gałczyńska - Jeszcze nie wieczór

Sonia Gasztołd, z TYCH Gasztołdów, wiedzie ustabilizowane życie - tu inspirujące spotkanie, tu intelektualna rozmowa, tu ciekawa propozycja pracy w prestiżowym zawodzie scenografki, uczynna córka (potem pojawia się ta mniej miła), w odwodzie cierpliwy kochanek (nic to, że z prawowitą małżonką), do momentu, kiedy w trakcie rekreacyjnego pobytu w sanatorium łamie nogę. Noga połamana paskudnie, lokalny chirurg z kurortu odmawia leczenia, ale Sonka się nie poddaje i przez prawie 2 lata walczy o to, żeby nogę uratować.

I jak samą akcję bym wytrzymała, tak to, co dzieje się dookoła, jest nie do zniesienia, bo jest pretekstem do podzielenia się opiniami (choć może lepszym określeniem są "rozrachunki") Sonki/alter ego autorki o wszystkim dookoła; ocena pojawia się w przemyśleniach bohaterki lub w dialogach, zamaskowana jako fikcja. Rzadko kiedy czytanie sprawia mi przykrość, a tutaj brnęłam w kolejne rozdziały coraz bardziej zniesmaczona. "Sonka" tęskni za cudownymi układami z PRL-u (nawet mimo tego, że jeden z jej byłych mężów był tzw. wywiadowcą, co wtedy ją strasznie bawiło, później już mniej), wspomina ludzi znanych, z którymi się stykała, zostawia laurki ulubieńcom, a znienawidzonych wymienia z nazwiska wraz z ich przewinami. Współcześni raczej się jej nie podobają - nie cierpi Fotygi, sarka na autorów książki o "Wierze Gran" ("po co było taką książkę pisać?") oraz nieustająco ubolewa nad upadkiem obyczajów. W tle snuje się katastrofa w Smoleńsku, dająca asumpt do opowiedzenia "wspomnienia", jak to były prezydent Kaczyński zaprosił ją na spotkanie z ambasadorem Litwy, co jadła, o czym rozmawiała z księdzem Indrzejczykiem. Ponieważ sporo czasu spędza w szpitalach i sanatoriach, bogato opisuje i NFZ, lekarzy, księdza-kapelana i współpacjentów. Tym ostatnim dostaje się najwięcej - narzeka na staruszki, na głośne msze, brak higieny i smród. Klinika w Konstancinie - fujka, prywatne sanatorium w Ciechocinku - perełka.

Dłuższą recenzję, którą mogłabym w całości skopiować, przeczytałam na lubimyczytac.

#62

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 20, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2016, panie, beletrystyka - Komentarzy: 5


Mary Higgins Clark - Sen o nożu

Zaczyna się grubo, bo od porwania. W letni dzień spod domu znika 4-letnia Laurie, niedopilnowana i znudzona. Znika na dwa lata, podczas których jest więziona i krzywdzona przez porywaczy - charyzmatycznego kaznodzieję Bica i jego żonę Opal. Przez przypadek rozpoznaje ją kasjerka na stacji benzynowej i oprawcy decydują się dziewczynkę wypuścić, strasząc ją jednak konsekwencjami, jeśli złamie milczenie. Laurie wraca do domu z dziurą w pamięci, jakby tych dwóch lat nie było. Jej rodzice nie chcą chodzić z dzieckiem do psychologa, uważają, że o wszystkim można tylko zapomnieć, ale starsza siostra, Sarah, widzi, że Laurie jest już zupełnie innym dzieckiem. Lata mijają, Sarah zostaje prokuratorem, Laurie studiuje; nagle kolejne nieszczęście spada na siostry - rodzice giną w wypadku. Laurie uważa, że to jej wina, bo nie zawiozła auta na przegląd, chociaż przyczyna wypadku jest inna. Od tego momentu się wszystko zmienia - młodsza zaczyna zachowywać się na tyle dziwnie, ze starsza umawia ją z psychiatrą. Okazuje się, że Laurie ma zaburzenie dysocjacyjne osobowości - podczas dwóch lat w domu psychopaty stworzyła sobie w głowie obrońców, którzy pozwolili jej przeżyć czas koszmaru i teraz, po stracie rodziców, znowu ich potrzebuje. Nie pomaga to w powrocie do normalności, tym bardziej, że dookoła nich znowu zaczynają krążyć Bic i Opal, unikający do tej pory wymiaru sprawiedliwości. Kiedy ginie jeden z wykładowców, w którym kochała się jedna z osobowości Laurie, a wszystkie ślady wskazują właśnie na nią, zaczyna się kolejny koszmar - proces o morderstwo. Sarah rzuca pracę i ze wszystkich sił z dwoma psychiatrami i prywatnym detektywem usiłuje uratować siostrę.

Biorę poprawkę na to, że to nie jest literatura ocierająca się o fachową, ale czytadło, ale nawet z taką poprawką liczba zbiegów okoliczności jest zbyt niesamowita. Bic wychodzi z każdego zakątka jak zły demon, osobowości Laurie nie chronią jej przed zagrożeniem, a manipulacja ludźmi jest na porządku dziennym.

Abstrahując od intrygi, jest mnóstwo pięknych kwiatków obyczajowych, zaczynając od ochrony danych osób podejrzanych, a konkretnie jej braku (gazety opisują ze szczegółami i z nazwiska Laurie i jej siostrę, pokazują zdjęcie domu), szczegóły ubioru dziewcząt bez względu na związek z akcją czy wreszcie elementy mieszkaniowe (pokój ma 3,5 na 5,5 metra, więc wystarcza na sypialnię).

#9/#3 (można odsłuchać z YouTube'a [2021 - link nieaktualny]).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 18, 2015

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2015, panie, kryminal - Skomentuj


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska - Wojnę szatan spłodził

Trudna książka, bo niebeletrystyczna. To luźny zapis ostatnich lat życia poetki (1939-1945), najpierw w przedwojennym Krakowie, potem na nagłej - przez Rumunię do Anglii - emigracji. Zapiski, z założenia robione tylko dla siebie, mają wszelkie wady tego typu źródeł - są niekompletne, pełne niedomówień, fragmentaryczne i rzadko kiedy utrzymują ciągłość narracji. I prześlizgnęłam się przez scenki emigracyjne, często opisane kąśliwie i z dużym poczuciem wyższości i unikalności wśród motłochu, przez referowanie własnego wyglądu i niezaspokojenia towarzyskiego, co w zestawieniu z powagą sytuacji politycznej (kraj pod okupacją, śmierć znajomych i bliskich, mąż-lotnik codziennie ryzykujący życiem) było nieco zniechęcające. Druga część - od początkowo ignorowanej diagnozy - jest mocniejsza i mimo upływu lat przeraźliwie realna. Zwłaszcza że w XXI wieku w Polsce umiera się na raka szyjki macicy mimo diagnostyki i lepszych możliwości medycyny.

Nieco zabrakło mi solidniejszego opracowania materiału - przypisy czasem są dość absurdalne, bo wyjaśnianie, kim był Boy Żeleński czy Sławoj-Składkowski, jest zbędne, podczas gdy chociażby brakuje osadzenia poszczególnych wpisów z pamiętnika na tle losów reszty rodziny.

#7

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 13, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, biografia, panie - Komentarzy: 2


Dorota Masłowska - Kochanie, zabiłam nasze koty

Rzadko kiedy zostaję po przeczytaniu książki z poczuciem "ale w zasadzie o co chodziło"; tutaj jest ten raz. Owszem, mogę chwalić język, niesamowite zdolności obserwacji świata wokół autorki, kompozycję ronda, doszukiwać się wątków autobiograficznych, ale nie bardzo mam poczucie sensu, bo zabrakło mi treści.

Gdzieś w bliżej niesprecyzowanej Ameryce Farah i Joanne chodzą na jogę, trochę się przyjaźnią, ale jednak nie bardzo. Joanne poznaje nieciekawego faceta, Farah jest zazdrości i się dziwi, bo uważa, że ona jest ładniejsza, więc szuka przyjaciółki gdzie indziej. Jest otyły, jadący na silnych psychotropach sąsiad, alter ego autorki z blokadą pisania, którą chce przełamać przeprowadzką, sikający na poduszkę kot i hipsterski wernisaż, pokazujący sztukę śmieci. Wszystko to przeplatane jest psychodelicznymi snami, które bohaterowie czasem współdzielą, czasem ktoś kogoś zabija, stara i niepełnosprawna syrena wyłudza spodnie od piżamy, a pod blokiem leży martwy kot. Ten, co sikał na poduszkę.

Chyba pozostanę tu na stanowisku, że za mało znam się na literaturze współczesnej, żeby to zrozumieć. Trochę boję się kolejnych utworów, skoro ten - według wywiadu - był najbardziej przemyślany.

Inne tej autorki:

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 11, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, beletrystyka, panie - Skomentuj


Olga Rudnicka - Martwe jezioro / Czy ten rudy kot to pies?

Beata, młoda obiecująca specjalistka od podatków (obowiązkowo zarwane weekendy, bo trzeba robić karierę) odkrywa, że jej ojciec nie jest jej ojcem (wykluczenie pokrewieństwa z powodu grupy krwi). Gorzej, wynajęty prywatny detektyw odkrywa, że urodzona w Stanach Beata umarła tydzień po narodzinach, więc i matka niekoniecznie jest jej matką. Beatę to o tyle nie dziwi, że rodzice serdecznie jej nie lubili, a po aferze z nadpobudliwą erotycznie siostrą i eks-narzeczonym Beaty to tę ostatnią wyrzucili z domu. Tym bardziej zaskakuje ją, że nagle zapraszają ją na ślub niewydarzonej siostry. Beata jedzie w towarzystwie Jacka, brata swojej współlokatorki, bo przy okazji chce wyjaśnić sprawę swojego pochodzenia. I wyjaśnia.

Drugi tom to z kolei przygody współlokatorki Beaty, Ulki. Zdecydowanie nie warto czytać przed "Martwym jeziorem", albowiem pieczołowicie, szczegółowo (i to kilkukrotnie) jest zdradzana intryga z tomu pierwszego. Ula jest roztargniona na tyle, że stan cywilny swojego szefa, z którym ma romans, odkrywa, kiedy małżonka tego ostatniego wchodzi do sali konferencyjnej i żąda wyrzucenia z firmy tej lafiryndy. Czyli jej. Oczywiście otrzymuje wymówienie, po czym ucieka na wycieczkę do Irlandii. Ale nie dojeżdża, bo najpierw myli autobus, a potem wysiada za wcześnie, lądując w podwrocławskiej wsi. I tu zaczyna się seria niesamowitych zbiegów okoliczności - zostaje rozpoznana przez posterunkowego jako oszustka matrymonialna i doprowadzona siłą do aresztu. Oczywiście sprawa się wyjaśnia, ale siniaki pozostają, dzięki czemu rezolutna (i śliczna[1]) panna szantażuje policjanta i jego brata, postępowego rolnika, zamieszkując u nich (do Irlandii nie ma jak dojechać, a do Poznania[2] nie wróci, bo się wstydzi nieogarnięcia). Szybciutko zakochuje się w Sławku, bracie-rolniku[3], ale ponieważ nie dowierza swojej ocenie płci przeciwnej, zleca znanemu z poprzedniego tomu detektywowi śledztwo. Okazuje się, że dom, do którego przypadkowo trafiła, ma kilka tajemnic, które łączą się z akcją tomu pierwszego. Zanim nastąpi przeraźliwie słodki finał (skojarzone TRZY pary zakochanych, w tym dwie od pierwszego wejrzenia i nie liczę tu Beaty i Jacka, bo oni się skojarzyli w pierwszym tomie), Ulka prawie od ręki znajduje dobrą pracę we Wrocławiu (wszak jest cenioną prawniczką!), ratuje katowanego konia z ręki sąsiada-pijaka oraz opiekuje się czterema kociętami. I odkrywa, kim była matka Beaty.

[1] Jakkolwiek obie książki się nieźle (i szybko) czyta, tak dawno nie widziałam świata wyciętego z kartonu. Dobrzy (Beata, Ula, Jacek, potem bracia Juszczakowie i Stenia) są fantastyczni - studiowali, ciężko pracując na własne utrzymanie, błyskotliwi, nadzwyczaj moralni, same zalety, talenty i do tego niesamowicie atrakcyjni fizycznie. Źli (Ania, Adam, rodzice) to dno - pozbawieni jakiejkolwiek empatii, po trupach do celu, młodzi dodatkowo są alkoholikami, narkomanami i odpowiednio gwałcicielami/erotomankami.

[2] Absolutnie niewykorzystany potencjał geograficzny. W drugim tomie jeszcze pojawia się jakiś klimat lokalny w postaci wrocławskiego rynku, ale w pierwszym tomie Poznań ogranicza się do bliżej nieokreślonego biura[4] Beaty, bliżej nieokreślonego biura firmy detektywistycznej, bliżej nieokreślonego mieszkania na jednym z osiedli oraz ulubionej przez Beatę "restauracji egipskiej" w "centrum" (zgaduję, że chodziło o nieszczęsnego Sfinksa na Gwarnej).

[3] Normalnie "Rolnik szuka żony".

[4] Pierwszy tom zawiera także sporo uroczych, choć absolutnie niekoniecznych ze względu na akcję, scenek biurowych, zwłaszcza ze stażystką Kingą, która wszechstronnie nie rokuje.

Inne tej autorki:

#3-4

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 8, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panie, kryminal - Komentarzy: 3