Twierdza Kłodzko
[1.05.2023]
Eloy zaproponował Kłodzko, bo jako jedyny z naszej trójki tam już był, nie istotne, że ponad 30 lat temu. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, poza tym, że twierdza, ale nie byłam rozczarowana tym,co zobaczyłam. Śliczne miasteczko z klimatyczną, taką czesko-niemiecką starówką i ratuszem podobnym do libereckiego, z licznymi skosami i podgórkami. Po przejechaniu przez calutką starówkę, zaparkowaliśmy przy rzece na parkingu pod twierdzą (darmo), odbyliśmy kawę, ciasto i lody w pizzerii Daria przy placu Chrobrego 6, gdzie podsłuchałam, że jak się płaci gotówką i chce zwiedzać twierdzę bez przewodnika, to się wbija do środka mimo długiej kolejki i przy stoliku z boku, gdzie kolejki nie ma, kupuje się od ręki bilet. I zaiste tak było. Sama twierdza - poza obłędnym widokiem na miasto - przypominała mi poznańską Cytadelę, tylko bardziej kompaktową. Odbywały się z okazji majówki jakieś pokazy, strzelali hałaśliwie, chodzili poprzebierani klimatycznie ludzie, czego akurat nie zazdrościłam, bo dzień był taki bardziej upalny. Tłumów - poza sporszą kolejką do kasy - nie było.