Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o beletrystyka

Allison Pearson - Nie wiem, jak ona to robi

Kate Reddy jest maklerką, na pełen etat obraca akcjami w jednej z londyńskich firm, zarabia, traci, podejmuje szybkie decyzje, trzyma w ręku pół giełdy, lata po całym świecie w delegacje, a w międzyczasie usiłuje być matką dwójki maluchów i żoną dość niezorganizowanego męża - architekta-hobbysty. I poza maniakalnym robieniem list i rezygnacją z własnych potrzeb naczelnym spiritus movens Kate jest wszechogarniające poczucie winy. Że nie jest w pracy tak wydajna, jak powinna być, a mimo to praca zajmuje jej 90% czasu, bo nie potrafi odmawiać i nie jest w stanie być matką idealną, która piecze babeczki (więc zamiast tego kupuje gotowe i lukruje niezdarnie, żeby wyglądały na domowe), spędza quality time z dziećmi i uczestniczy w ich rozwoju, a żeby okoliczna "mamafia" postrzegała ją jako osobę wartościową, ucieka się do sztuczek i kłamstw (czasy aspirującej pani Bukietowej już dawno minęły). Niespecjalnie polubiłam Kate-karierowiczkę, nie zrozumiałam sensu maskarady Kate-matki idealnej i nakręcania całej spirali fikcji, natomiast doskonale poczułam Kate-osobę, z aspiracjami, chęcią wyspania się we własnym łóżku, Kate-żonę, która usiłuje poukładać sobie życie z mężem.

Kawałki korporacyjne ambiwalentnie - bo z jednej strony obśmiałam się jak norka, czytając o Deklaracji Posłannictwa (1. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! 2. Wzajemne zaufanie! 3. Maksymalizacja wyników! 4. Klient nasz pan! 5. Skazani na sukces!), z drugiej gorzkawo, bo sama prawda - nie da się być mamą i pracownikiem miesiąca, z trzeciej - akcja ośmieszająca szowinistycznego chama, który emituje erotyczne fotomontaże zdjęć atrakcyjnej koleżanki z pracy, zupełnie z powietrza.

Natomiast całościowo książka mnie miło zaskoczyła. Owszem, jest przewidywalna, owszem, zakończenie typowo pozytywistyczne ku pokrzepieniu serc, owszem, wisi parę strzelb, które nie strzelają, ale jest ciut głębsza i bardziej refleksyjna niż można się po chic-lit spodziewać.

Tłumaczenie słabe, panie Manicki. Panie miewają bieliznę od Agent Provocateur, a nie od Agentki Prowokatorki. Dużo zdań, które zaczynają brzmieć dopiero po tym, jak wymyślę, co było w oryginale.

#53

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 19, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panie - Komentarzy: 3


Janusz Głowacki - Good Night, Dżerzi

Ambiwalencję odczuwam, bo bardzo lubię prozę Głowackiego, jego cyniczne i bezkompromisowe obserwacje, cięty język i umiejętność gładkiego pisania o wszystkim, a przy tym bardzo nie lubię prozy Kosińskiego i niespecjalnie mnie interesuje jego osoba. Dżanus G. ma napisać sztukę o Dżerzim K., o chłopcu ocalonym z Holocaustu, który na permanentnym kłamstwie zbudował sobie światową popularność, ocierając się z jednej strony o literackiego Nobla i inkasując kilka prestiżowych nagród, a z drugiej - o upokorzenie i strącenie z wyżyn nowojorskiego high-life'u, gdy jego blaga i legenda, oparta o nieprzekraczalność informacyjną Żelaznej Kurtyny, została ujawniona. Sztukę o strachu, cenie sławy, demonach za plecami, zawiści, miłości i braku odpowiedzialności, o zetknięciu słowiańskiej duszy z kapitalizmem.

Niestety, więcej tu Kosińskiego niż Głowackiego, epizody paranoicznych spotkań i podróży przez erotyczno-brutalne podziemia Nowego Jorku sprowadzają dla mnie całość do nieco lepiej napisanego "Malowanego ptaka 2", pełnego onirycznych historii rosyjskiej malarki Maszy, psychoanalizy niemieckiego reżysera Klausa i straconych szans amerykańskiej bizneswoman Jody. Dżerzi niszczy znajomych płci obojga, ofiarując im złudną szansę na zrozumienie jego przeżyć (niekoniecznie prawdziwych) z czasów wojny, na pokazanie czystego, najgłębszego życia, nurzając ich w bagienku, manipulując nimi i wypluwając na ulicę jak przeżutą gumę. On też nie wychodzi cały na biało, ale ma to gdzieś. Między wierszami to też historia samego Głowackiego, kolejna odsłona jego kariery na Zachodzie, która wspanialej brzmiała w Polsce niż tam, gdzie się znalazł przypadkiem i został jako literacka egzotyka. Bo nawet pisząc o kimś, pisze się o sobie.

Inne tego autora:

#44

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 21, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, 2011, beletrystyka - Komentarzy: 3


Iain Banks - Uwikłanie

Cameron jest dziennikarzem i śledzi sprawę tajemniczych morderstw ludzi na stanowiskach, dostając telefoniczne informacje od zamaskowanego elektroniką informatora. W międzyczasie pije, łyka szeroki zestaw substancji rozweselająco-uspokajających, gra w gry strategiczne i sypia z żoną przyjaciela. W pewnym momencie zostaje aresztowany, bo policja podejrzewa go o dokonywanie brutalnych i bestialskich mordów na osobach, które występowały w jednym z jego demaskatorskich artykułów. Cameron nie ma alibi, ba - czasem nawet bywał w miejscach morderstw, kontaktując się ze swoim informatorem. Przez mieszaną narrację - w pierwszej i drugiej osobie - czytelnik też nie wie, czy nie jest przez zapijaczonego i chutliwego Camerona wpuszczany w maliny.

Mainstreamowy Banks zachęcił mnie świetną i wciągającą "Ulicą Czarnych Ptaków", ale potem to równia pochyła. "Fabryka Os" była paskudna, brutalna i zbędna, a "Uwikłanie" - mimo wciągającej intrygi - powiela brutalność i niepotrzebną dosłowność "Fabryki". Za dużo wulgarnego i perwersyjnego pożycia intymnego, szczegółowe opisy tortur i morderstw, błoto chlupiące w przemoczonych butach, tryskająca krew i niepotrzebna przemoc. Treść sprawia, że książka jest czytalna, forma - mieszanie narracji i wchodzenie w brutalny detal - że niekoniecznie warto czytać.

#43

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 17, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Mark Lindquist - Requiem dla Nirvany

Na okładce porównywana z miłosno-muzycznymi "Przebojami i podbojami" Hornby'ego, dla mnie to jednak klimat gęstej i pełnej życia, amerykańskiej powieści w stylu Couplanda. Pete grał w jednym z zespołów grunge'owych, nagrali płytę i zespół się rozwiązał, bo celem było nagranie płyty i wyrywanie panienek. Żeby zrobić coś ze swoim życiem, został prokuratorem, ale nie zmienił wiele z czasów, kiedy żył muzyką. Alkohol, narkotyki, co wieczór impreza, czasem kolejna panna do poobracania (a że był gładki, to nie przychodziło mu to z trudnością), a rano kac. Wizyta u żonatej siostry i smutne spojrzenie matki po raz kolejny dało mu do myślenia, że 37 lat to czas na to, żeby znaleźć sobie miejsce w życiu. Pete układa w głowie katalog kobiet, z którymi się przespał i dociera do niego, że cały czas kocha Beth, striptizerkę, z którą kilkanaście lat temu spędził dwa miesiące w motelu, pijąc i pisząc muzykę. I chociaż poznaje niesamowitą Esme, dalej fantazjuje o Beth, sypia z przypadkowo poznanymi kelnerkami i eks-fankami, jednocześnie oskarżając o gwałt współczesnego złotego chłopca sceny muzycznej, który był tak pijany, że niespecjalnie pamięta, co się działo. I coś się zmienia.

To książka o późnym dojrzewaniu w kolebce grunge'u, Seattle. O tym, że muzyka wchodzi pod skórę i gra w głowie w każdym momencie życia. Tym bardziej mnie ujęło, że to moja muzyka. Odpowiadając na najważniejsze pytanie zadane w tej książce, to jednak Pearl Jam, a nie Nirvana.

#42

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 16, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panowie - Skomentuj


John Berendt - Północ w ogrodzie dobra i zła

Pół godziny przed północą to czas czynienia dobra. Pół godziny po północy jest zarezerwowane dla zła.

Nowojorski reporter przyjeżdża do Savannah i zachwyca się miastem, ludźmi i klimatem. Poznaje (miałam napisać, że ekscentrycznego, ale w zasadzie każdy z poznanych przez niego ludzi jest w jakiś sposób ekscentryczny) prawnika, który prowadzi w domu nieustającą imprezę, piosenkarkę znającą 6000 piosenek, transseksualistę, który śpiewa w nocnym klubie, byłego laboranta-wynalazcę z dostępem do trucizny mogącej opróżnić całe miasto i wreszcie trafia do znanego antykwariusza, mieszkającego w zabytkowym domu, stanowiącego ośrodek życia towarzyskiego miasta. W domu antykwariusza pracuje niestabilny młodzieniec i któregoś dnia miasto obiega informacja, że w wyniku strzelaniny zginął młody człowiek, a pracodawca jest oskarżony o morderstwo. Oś książki to kilka etapów procesu wraz z całą otoczką - miastem, które zatrzymało się gdzieś w przeszłości, voodoo, ciągle obecnymi wyższymi sferami, naciągaczami, cwaniaczkami i starymi pieniędzmi przenikającymi się bezszwowo.

Jakkolwiek czyta się świetnie, tak trochę mi szwankuje kompozycja książki - bardziej sprawdziłaby się jako zbiorek opowiadań, niektóre historie nie łączą się z innymi w taki sposób, żeby złożyć się w ładną całość. To co, czas na film?

#29

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 3, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 3


Fannie Flagg - Daisy Fay i cudotwórca

Lata 50. nad Zatoką Meksykańską. Daisy Fay ma 11 lat i w małym puchatym pamiętniczku opisuje swoje dzieciństwo. Tatę, który nadużywa napoi wyskokowych i kupuje pół baru w miejscowości letniskowej. Mamę, która odchodzi od taty. Przyjaciela ojca, który ochoczo popija i opyla z samolotu okoliczne pola (a czasem i domy) środkiem owadobójczym. Koleżanki ze szkoły podstawowej, te biedniejsze i bogatsze. Kolorową właścicielkę kostnicy i mityczną ciemnoskórą albinoskę. Kilkuletnią córkę właścicieli klubu nocnego, której przed snem trzeba przyklejać uszy. I tak mija kilka lat, ogląd świata z uroczego dziecinno-naiwnego staje się bardziej nastoletnio-cyniczny, ale niestety narracja Daisy Fay nie prowadzi do niczego. Jak kto lubi czytać pamiętniki z klimatem i pokręcone historie rodzinne ozdobione południowoamerykańskim kawałkiem historii, to mu się spodoba. Jak ktoś - jak ja - niespecjalnie, to będzie brnął z rosnącym znudzeniem, a na ostatniej stronie poczuje chęć dopisania "No i?".

#28

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 23, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panie - Skomentuj