Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o beletrystyka

Dominika Słowik - Atlas: Doppelganger

Lata 90. Narratorka mieszka na Śląsku, w miasteczku nad kopalnią, która poprzerastała fundamenty jak skomplikowany system podziemnego świata. Ma najlepszą przyjaciółkę Annę, z którą spędza czas. Ale to nie jest książka o kopalni ani o Annie, tylko o dziadku Anny, przykutym do fotela inwalidzkiego emerycie, którego odwiedzają dziewczynki, żeby usłyszeć o świecie tak innym niż szary świat śląskiego miasteczka w epoce transformacji. Dziadek był marynarzem i pływał po niezliczonych morzach i oceanach, był postrachem portowych tawern i ulubieńcem wielkopierśnych egzotycznych dziwek, dopóki zniszczenia spowodowane kiłą nie zmusiły go do bardziej osiadłego trybu życia i pracy w kopalni (i tu zwykle wkracza babka ze swoim cynicznym “taki stary, a taki głupi”). Teraz wyciąga niezliczone zakurzone fantastyczne mapy, uczy dziewczęta marynarskiego fachu, czasem opowiada chętnie ciągle te same historie, tylko z innymi szczegółami, o niektórych nie chce opowiadać wcale, chociaż narratorce udaje się usłyszeć niejednoznaczną opowieść o bloku gdzieś na wschodzie, którego dziadek był właścicielem i tajemniczym Sadoskim, który przyszedł po coś któregoś dnia. Dziewczynki są w tym wieku, że każda barwna opowieść przyciąga bardziej niż trzepak, uwierający wianuszek od komunii czy nudna szkoła; nie zwracają uwagi na przytyki babci, która opowieść o trepanacji czaszki w celu uwolnienia migrenowego ciśnienia po nadużyciu alkoholu kwituje ripostą, że “guzy masz na głowie, boś się po pijaku wypierdolił”.

Nie umiem w realizm magiczny, wielokrotnie wspominałam, ale opowieść Dominiki Słowik trąca mi wszystkie struny na tyle mocno, że nie mogłam się oderwać. Oczywiście, wolałabym bardziej jednoznaczną pointę wtrąconej italikami historii o Sadoskim, pociągnięcie narracji w rozszerzenie mimochodem wrzucanych zdań o przyszłości Anny, ale to nie jest książka, która odpowiada na jakiekolwiek pytania inne niż autorka zechce. Przepiękna.

TW: przemoc wobec zwierząt.

Inne tej autorki:

#36

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 19, 2022

Link permanentny - Tagi: 2022, panie, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Diane Setterfield - Człowiek, którego prześladował czas

XIX wiek, okolice Londynu. 10-letni William Bellman popisuje się przed kuzynem i kolegami umiejętnością strzelania z procy i niechcący zabija młodego kruka. Kruki to, jak wiadomo, ptaki magiczne, wydarzenie to wpływa więc na jego życie, chociaż w niedostrzegalny sposób. Kilka lat później bogaty wuj proponuje mu pracę w swojej fabryce włókienniczej, która okazuje się idealnym miejscem dla przedsiębiorczego młodzieńca. Wszystko świetnie się układa, nawet kolejne śmierci bliskich Williama - matki, przyjaciół z dzieciństwa, kuzyna, wuja - nie mają dramatycznego wpływu na jego życie, chociaż na pogrzebach widuje tajemniczego mężczyznę w czerni, co budzi jego niepokój. Wszystko się zmienia, kiedy w wyniku epidemii umiera troje z jego czworga dzieci i ukochana żona, a ocalała cudem córka zapada w stan między życiem a śmiercią. Nad grobem bliskich zawiera pakt z mężczyzną w czerni i - w ramach bliżej nieokreślonej spółki - buduje największy, najwspanialszy dom mody pogrzebowej “Bellman & Black”.

Mam mieszane uczucia co do tej książki. To wiktoriańska powieść niesamowita z elementami nadprzyrodzonymi (czego nie lubię), ale bogato przeplatana opisem realiów wczesnego przemysłu włókienniczego (co już bardziej). Brakuje mi jednak zakończenia w sposób nieco bardziej wyrafinowany niż obungre mncenpbjnł fvę an śzvreć j vzvę źyr cbwęgrtb mnqbśćhpmlavravn, n cemrpvrż zótł qłhżrw żlć qboelz v pvrxnjlz żlpvrz.

Inne tej autorki tutaj.

#30

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 7, 2022

Link permanentny - Tagi: beletrystyka, panie, 2022 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Eliza Piotrowska - Obczyzno moja

Czy da się wyjechać za granicę, pozostawiając za sobą Polskę? Nie w tym realnym sensie przekroczenia granicy, ale wyrugowania polskości ze swojego umysłu i serca. Autorka opisuje w oniryczno-ironicznej rzece słów związek z do bólu polskim Werterem, który nie umiał kochać, ale latami trzymał ją przy sobie, żeby razem z nim cierpiała. Od niego ucieka w pracę do Rzymu, studiując ekscentrycznego artystę, nie szukającego sławy, trafia na Rzymianina, który - w przeciwieństwie do niej - nie ma rozgrzebanej przeszłości ani swojej, ani narodowej. Razem przenoszą się do Brazylii po zachwyt kolorem, ale też i zmęczenie tymczasowością, beznarodowym zawieszeniem, byciem obcym wśród obcych. Jako że to opowieść - o ile wiem - częściowo autobiograficzna, nie ma finału tak, jak życie nie ma finału. Są obserwacje, zjawiska, ludzie i ich wpływ na narratorkę.

Przede wszystkim to fantastyczna zabawa frazą i doskonałym słuchem do języka, niechętnie porównuję do Masłowskiej, bardziej chętnie do Bator. Są zdania, które wcinają się boleśnie w myśli, jak przecięta papierem skóra, niegroźne, ale doskwiera. Jest ironia, czasem nawet cynizm, zwłaszcza w dialogach wewnętrznych z polskim dusiołkiem, naszym dobrem narodowym, który nie pozwala odczepić od siebie łańcucha z krajem urodzenia; nie jestem emigrantką, niektórych zjawisk nie rozumiem, ale między innymi dlatego nie emigruję, bo stracę jeden z moich największych życiowych atutów - umiejętność mówienia po polsku. To nie jest książka podróżnicza czy w stylu “wyjechała i doznała oświecenia”, tylko otwarty proces filtrowania świata przez polszczyznę, czasem przeintelektualizowany, czasem bardzo celny. Chcę więcej, aczkolwiek jak do tej pory autorka głównie pisuje na półkę z literaturą dziecięcą.

#29

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 6, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Skomentuj


Clare Mackintosh - Po końcu

Pip i Max ogromnie się kochają, kochają też swojego uroczego trzyletniego synka Dylana. Amerykanin Max pracuje jako międzynarodowy konsultant w korporacji, Brytyjka Pip była stewardesą, ale zrezygnowała z pracy, żeby zostać z synem. W szpitalu. Bo Dylan ma nowotwór mózgu, jest po inwazyjnej operacji, chemioterapii, a teraz zostaje wybudzony z wielodniowej farmakologicznej śpiączki, rodzice czekają więc na dobre wieści, dla odmiany. Problem w tym, że te nie nadchodzą; lekarka opiekująca się ich synem informuje ich o nieskuteczności dotychczasowego leczenia i wznowie nowotworu. Szpital sugeruje zaprzestanie leczenia i skupienie się na opiece paliatywnej. I tu następuje konflikt - Pip z ogromnym bólem wyraża zgodę, ale Max nie. Dokonuje wszechstronnej analizy opcji i proponuje ryzykowny plan - eksperymentalne leczenie w USA, które potencjalnie może przedłużyć życie syna o kilka miesięcy albo nawet lat. Sprawa trafia do sądu, który na podstawie opinii biegłych ma podjąć najlepszą dla dziecka decyzję. Tu książka rozdziela się na dwie linie czasu. W jednej wygrywa Pip, w drugiej Max. Wiadomo, w życiu nigdy nie można wrócić do punktu zwrotnego i sprawdzić, co by się stało, gdyby wydarzenia potoczyły się inaczej, tutaj autorka taką opcję daje.

Po autorce spodziewałam się szeroko pojętej literatury, owszem, kobiecej, ale z grubymi tematami, ale nawet mając już jakieś doświadczenie, zostałam zaskoczona już po kilku stronach. Żaden rodzic nie chciałby być postawiony przed decyzją, od której zależy życie jego dziecka, zwłaszcza w sytuacji, gdy informacja jest wysoce niepewna. Pojawia się temat uporczywej terapii, opieką nad dzieckiem z silną niepełnosprawnością, odpowiedzialności lekarskiej i wreszcie trwaniu (lub nie) w związku po traumie utraty dziecka lub decyzji o kolejnych dzieciach. Dość ważnym wątkiem są konsekwencje decyzji Maksa o upublicznieniu procesu przez użycie wiedzy zawodowej do stworzenia zbiórki na terapię i nagłośnienia sprawy przez influencerów; psychologia tłumu w pigułce. Zdecydowanie nie jest to książka dla młodych (stażem) rodziców.

Inne tej autorki tutaj.

#23

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 23, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Skomentuj


Magdalena Samozwaniec - Komu dziecko, komu?

Naprawdę chciałam, zdołowana skądinąd świetną narracją Mieville’a i tym, co za oknem, przeczytać coś zabawnego. No to sobie znalazłam. Jak ta książka się zestarzała, jak bardzo zmienił się świat, nawet biorąc pod uwagę, że jest to satyra. Tytułowe dziecko - 6 letni Maciuś - jest przechowywany przez babcię od strony ojca, bo jego rodzice się rozwiedli: ojciec ma nową żonę, matka ma nowego męża. Chłopca nikt nie pilnuje, nie dba o niego (również w kwestii higieny), zostaje cudem uratowany sprzed jadącego samochodu, bo bawi się w ryzykowne przebieganie przez jezdnię. Przerzucany jak gorący kartofel między drugą babcią, domem ojca z żoną-idiotką i wredną pasierbicą, domem matki z pretensjonalnym mężem, zakochanym w rasowym pudlu, ucieka, ląduje w milicyjnej izbie dziecka, wreszcie - na skutek zbiegu innych wydarzeń - jego rozwiedzeni rodzice się schodzą i… robią sobie drugie dziecko, które już będą kochać.

Powtórzę - tak, wiem, to jest satyra. Ale wielokrotnie uderza w miękkie, pokazując zupełnie akceptowaną i wielokrotnie cytowaną w ramach żarcików mizoginię (ze sztandarowym „kobiety całują się, ponieważ nie mogą się pogryźć”), seksizm[1], znormalizowaną przemoc (z przezabawną historyjką o rodzeństwie, które się bije, bawiąc w mamę i tatę), kult urody i młodości, interesowność kobiet, których celem w życiu jest przytulenie się do grubego portfela męża. Od wydania książki minęło prawie 60 lat, a sceny z porodówki dalej przyprawiają o gęsią skórkę[2][3], nie wspominając o teściowej, która - obrażona - rzuca świeżej matce z wcześniakiem, “że od początku wiedziała, że nie jestem odpowiednia żona dla Zbyszka, że ciamajda i niedojda urodziłam wyskrobka…”. No to się rozerwałam, doprawdy.

PS To nie kryminał.

[1] W gratisie też szczypta rasizmu:

Andrzej ziewnął. „Och, jakież one są głupie - pomyślał . (...) Uśmiechnął się do swej nowej żony i pomyślał, że przecież z Murzynkami dzikich szczepów też biały człowiek może się dogadać w... łóżku.

[2] Prosze spróbować na basen i koniecznie kupkę, bo będę krzyczeć! Co to znaczy „nie mogę”? Ja teraz wyjdę, a jak nic nie będzie, to dam klapsa w pupę jak małemu dziecku i mężusiowi się poskarżę, że moja królewna nieposłuszna. Tak, to pracowniczka szpitala. Do dorosłej pacjentki. Brzmi znajomo?

[3]

- O właśnie, uważać!... jak mój chłop przychodzi po pracy do domu już na obrotach i... dawaj!
- No to mu odmówić - przekładała rozsądnie tamta. - Udawać chorą albo że się śpi...
- No to pójdzie do innej... zawsze mi tym grozi.
- Wielkie nieszczescie. Tak go pani kocha?
- Z przeproszeniem, głupstwa pani pleciesz, kto by tam chłopa kochał! Dopust boży i tyle. Rzeczywiście jest co kochać, brudne to, pijane, piwskiem zalatuje, tyle tylko, że zarobki do domu przynosi.

Inne tej autorki, inne z tej serii.

#21

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 19, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie, prl, z-jamnikiem - Skomentuj


Barbara Sadurska - Mapa

Jest czasem taka sytuacja - zachwyty nad książką (czy filmem) są równie wielkie co moje nią rozczarowanie. Tak miałam z chociażby Atlasem chmur, co przywołuję nie bez powodu, albowiem o podobny motyw oparta jest struktura “Mapy”. XV-wieczny mnich, Fra Mauro, na skórze - według autorki uzyskanej z jagniąt wyciętych z żywych matek (serio, da się wyjąć małą owieczkę z dużej owcy bez straty w tej drugiej i żadnej różnicy w jakości małej owcy, ale nie wiem, czy to zamiłowanie autorki do gore, o czym niebawem, czy jednak w średniowieczu tak się zacnie bawili) - namalował pieczołowicie mapę świata. Na drodze różnych zawirowań pojawiły się inne postaci dramatu - dziewczyna, która odziedziczyła mapę, mężczyzna, który ją niespodziewanie zobaczył i to zmieniło jego życie oraz Ondre/Andreas, tajemniczy prześladowca - inkwizytor, gestapowiec, szatan, ubek, który nie zawaha się przed niczym, żeby mapę dostać, ponieważ jakoby przedstawia lokalizację wrót piekła. Autorka przeskakuje między epokami, rzucając kawałki ludzkich historii - osierocony syn, matka dorosłego dziecka w śpiączce, rodzina rozbita przez okoliczności polityczne, powstanie akwaforty Rembrandta, losy Żydów podczas 2. wojny, szpital psychiatryczny, starość i demencja, umieranie w klasztorze, niestety bogato przetyka je chętnie opisywaną przemocą, której nie waha się użyć archetyp Andreasa w celu uzyskania informacji o mapie. Urywane zdania (nawet do poziomu, gdzie brakuje znaku przestankowego), niespójność i mistyka sprawiają, że całość jest niestrawna. Pojedyncze historie ciekawe (poza kilkoma naprawdę niesmacznymi opisami), ale nie spinają się mimo wysiłków autorki w fabułę.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 30, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Skomentuj