Więcej o
2007
Z Gaimanem mam taki problem, że uważam go za hochszlaplera. Dobrze pisze, zręcznie i z polotem, ma dobre dialogi, ale nie kryje się za tym żadna treść. Czytam, czytam, przeczytałam i już w tym momencie nie za bardzo umiem powiedzieć, czemu mi się dobrze książkę czytało i o czym była. Ale pamiętam opisywane przez niego wątki i postacie z innych książek i innych miejsc kulturowych; Gaiman to zręcznie zbiera i przetwarza, ale często mam wrażenie, że nie dokłada od siebie żadnej wartości dodanej.
W porównaniu z innymi książkami Gaimana, jest mało brutalnie, bardziej mistycznie, ale ten mistycyzm taki na okrętkę szyty. Młody człowiek dowiaduje się, że umarł jego ojciec, który był bogiem i przy okazji on sam jest półbogiem (mimo że ciapą, któremu w życiu nic nie wychodzi). Pół, bo drugie pół to jego brat, który został w dzieciństwie odesłany gdzieś przez złą sąsiadkę-czarownicę. I jak to zwykle w post-modernistycznym fantasy, jest wędrówka przez przenikające się realnie i nierealne, żeby dwa scalić w jedno i rozwiązać przez lata narosłe problemy. Da się przeczytać, ale zdecydowanie lepiej wspominam brutalnych "Amerykańskich bogów" czy zabawne "Nigdziebądź" (chociaż ni cholery nie pamiętam, które wątki pochodziły z tej książki, a które z Resnicka "Polowania na jednorożca"[1]).
[1] I nie sprawdzę, bo ktoś wziął i obie pożyczył. SMJ, poproszę z powrotem.
Inne tego autora:
#13
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 18, 2007
Link permanentny -
Tagi:
2007, panowie, sf-f -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 12
W zasadzie każda książka O'Farrella jest o tym, do czego prowadzi kłamstwo. Co robi mąż, gdy żona urodziła dwójkę dzieci? Wynajmuje mieszkanie i pod pretekstem ciężkiej pracy spędza poza domem miłe, relaksujące dni. Nie pracuje zbyt ciężko, do domu wraca na weekendy i może wtedy wykrzesać z siebie nieco zainteresowania dla wyjących dzieci, zmęczonej żony i przeznaczyć jakiś czas na s.e.k.s. Wszystko pasuje do momentu, kiedy nie okazuje się, że w wynajętym mieszkaniu zaczyna mieć prawie że drugą rodzinę i odrębny krąg znajomych. Niezła humoreska o tym, że posiadanie dzieci to wcale nie jest taka fajna rzecz, ale jak już się ma, to pozamiatane i nie ma odwrotu. Dość miła odmiana po wszystkich słodkich ćwierkaniach, jak to dzieci cementują małżeństwa (betonowe buty na dnie zatoki portowej) i że dopiero z dziećmi małżeństwo ma jakiś sens.
Inne tego autora tu.
#12
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 16, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Dziwna. I różnie mi się podobała. Najfajniejsze są realistyczne opisy dzieciństwa w latach 70. na podwarszawskich okolicach Okęcia (mam wrażenie, że do tego momentu doczytali piszący blurba), trochę w klimacie "Niebieskiego autobusu" Kosmowskiej, z tym jej niby-naiwnym obserwowaniem posępnej i całkiem poważnej rzeczywistości (tatuś, który zwiał za granicę i nadawał radiem "Wolna Europa", matka i syn szykanowani przez ówczesny aparat ciemiężenia i łamania wolnej myśli). Mniej mi się podobały wstawki metafizyczne. Rozumiem, jaki był ich cel, ale czytało mi się dość topornie. Trochę za późno na odkrywanie,
że mityczna Ameryka i ogólnie Zachód miały tak naprawdę nas serdecznie w pompie, wszyscy od ładnych paru lat o tym wiedzą (zwłaszcza polecam tym, co kochają cały czas Wuja Sama, przelecieć się najpierw do ambasady, potem odbyć na lotnisku rozmowę z Immigration Officerem, od którego w zasadzie zależy, czy cię raczą wpuścić na teren Raju Obiecanego i Coca-Coli).
Samo-loty na pewno mają dużo wartości dodanej dla wielbicieli lotnictwa, bo o tytułowych samolotach sporo. Dla niefanów - ciekawy rzut oka na pierwszą szczenięcą miłość i potęgę dziecięcej wyobraźni. Ale bez happy endu. Twarda baba jestem (tak mówią), ale na końcu się poryczałam.
Na okładce rekomendacje od członków kabaretu "Mumio" (a konkretnie aktorów teatru EPTY-A, bo kabaret to tylko jedna z ich kreacji) - im się pewnie podobały te odjechane wstawki, które działy się w sferze wyobrażeniowej.
#6
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 12, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Wprawdzie nie walnęło mną tak jak "Poddani Microsoftu", od których nie mogłam się oderwać i zarwałam kawałek nocy, ale całkiem dobrze się czytało. Pokręcona rodzina - trzy osoby z AIDS, jedna z błędnie wykrytym, jedna z rakiem wątroby, jedna bez ręki, bo matka podczas ciąży brała teratogenne leki - spotyka się przy okazji lotu w kosmos córki-astronautki (tej bez ręki). W zasadzie zmienia się całe ich życie, ci, co się nie mogli dogadać, dogadują się, a inne związki się rozpadają. Dużo o lekach i życiu ze śmiertelną chorobą i o zmianie podejścia do przeżycia tego kawałka, który został. Trochę o tym, jaka jest Ameryka.
Inne tego autora tu.
#5
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 12, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Zaletą książek Revertego jest to, że jest on pieprzonym erudytą. Wadą książek Revertego jest to, że jest on pieprzonym erudytą. Pisze naprawdę dobre książki, ma pomysł, umie ubrać go w słowa, pokazuje kupę emocji i umie napisać scenę łóżkową tak, że nie jest ani wulgarna, ani naiwna. Co z tego, jeśli trzeba przebić się przez tysiące panasamochodzikowych opowieści o Jezuitach, poszukiwaniu skarbów, nawigacji, starych dokumentach, w których ważny jest każdy szczegół. I tak przez kilkaset stron.
Marynarz Coy wywalony z marynarki spotyka seksowną panią kustosz, jedzie za nią przez pół Hiszpanii, podejmuje z nią prace w celu wydobycia zatopionej przez kilkuset laty karaweli. Prześladuje ich tajemniczy biznesmen z dwukolorowymi oczami wraz ze swoim pokracznym acz demonicznym pomagierem. Wyścig z czasem, Coy tu komuś przywali, tu powzdycha miłośnie do pani kustosz, tu się nawali jak szpadel w portowym barze. Pani kustosz jest, jak wspomniałam, nie dość, że seksowna, to i tajemnicza, a do tego piegowata, więc nie dziwimy się Coyowi. Autor obmyślił sobie, że jest tajemnicza i dzięki temu ciurka kolejnymi kawałkami intrygi, żeby trzymać i czytelnika, i biednego marynarza w suspensie. Grzebią więc sobie w dokumentach, mierzą sekstansami i cyrklami po mapach, udaremniają kolejny zakus bedgaja, rozpoczynają poszukiwania i tak aż do dość nagłego finału.
Na pewno coś dla miłośników żeglarstwa, tajemnic w starych mapach i historycznych erudytów. Dla dziecka onelinerów i epoki przedesemesowej to dwa tygodnie orki strona po stronie, z przerwami na czytanie innych książek.
Inne tego autora:
#4
Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 24, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 5
Podobała mi się bardzo-bardzo, ale ostrzegam, że ja mam delikatnego hopla na punkcie Węgier i węgierskiego żarcia. Jeśli ktoś oglądał wszystkie programy w ramach Podróży Kulinarnych (lub kupił DVD), to wiele wartości dodanej tutaj nie znajdzie. Historyjki i przepisy są dokładnie takie, jak w programach, do tego fajne fotki i oczywiście miło, że ma się jakby co pod ręką. Uwielbiam Makłowicza, bo ślicznie umie mówić o jedzeniu, wyszukuje drobiazgi, które sprawiają, że warto jechać i poszukać tego "na żywo". Dla mnie to taki trochę pamiętnik z Węgier, bo w niektórych opisanych miejscach byłam.
Inne tego autora:
#3
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 21, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, kulinarne, panowie, podroze
- Komentarzy: 1