Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Lubię latać. Wiem, niepolitycznie się do tego przyznawać, bo ślad węglowy za lataniem idzie spory, ale lubię, co zrobisz. Na usprawiedliwienie - latam na małe dystanse (na duży ostatnio leciałam w 2009), a dodatkowo to mój pierwszy samolot od 2019 roku. Czuję się rozgrzeszona, więc.
Okazało się też, że czemuś nie opublikowałam nielicznych zdjęć z mojej poprzedniej podróży na Maderę, co się mają zmarnować, jeśli nie muszą. Jak już wspominałam, maderskie lotnisko jest wymagające i czasem trudno wylądować; tym razem lot był idealny, a lądowanie w zasadzie bez przygód, jeśli nie liczyć kołysania przy podchodzeniu, zakończonego, excusez le mot, siarczystym pierdolnięciem o pas. Oklaski zdecydowanie się należały. Jedyna wada - wylot był o 8 rano, ale to i tak lepiej niż wylot o 6 poprzednio. Lotnisko wyspiarskie ma też tę zaletę, że taras widokowy wychodzi na pas i zamiast kisić się w hali, można siedzieć w słonku i patrzeć na samoloty. Z powrotem w gratisie dostałam przelot nad wyspą i pobliskimi wysepkami - Desertas i Porto Santo, b. zadowolona.