W Twoim obiektywie i piórze nawet Warszawa jest fascynująca jak Berlin :-)
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
[8-9.03.2014]
Tym razem zawiało wiosną i pojechaliśmy do Warszawy, głównie w celu poznania najmłodszego w rodzinie, który się wykluł zimą. Fajnie jest patrzeć na młodych rodziców, którzy jeszcze nie dosypiają, ale już mają w oczach to przekonanie, że wchodzą w przygodę z małym człowiekiem.
Słoneczny niedziela rozpoczęła się od śniadania w parku. A. zaprowadziła nas do uroczej kawiarenki "Central Park" [2020 - link nieaktualny] przy parku Morskie Oko, gdzie na dżinsowych kanapach można wypić świeżo wyciskany sok, zjeść obłędnie dobry chleb z dziurami czy naleśnik wedle uważania. Wedle uważania, bo na wieść o tym, że ciasto zawiera mak i skórkę pomarańczową pani kierowniczka wydęła swe różowe usteczka, albowiem jak to tak. I okazuje się, że nie ma problemu ze specjalnym życzeniem widowni, żeby przygotować dodatkowo zwykłe ciasto. Lubię. W parku opodal pan kąpał nowofundlanda, który jednak poza grzecznościowym zanurzeniem po patyk nie był bardzo chętny, za to opryskał dzielnie całą okolicę. I były stokrotki.
Chociaż trudno było wybrać, bo i deszczownica w kabinie prysznicowej, zabawa papierową kulką z kotem Pyzą i tulipan na dzień kobiet (który Maj potem półtora dnia ściskał w małych łapkach, bo to mój kwiatek, wies?; absurdalnie kwiatek przeżył), to jednak, jak to mówi młodzież teraz, osomatorem wyjazdu okazała się karuzela kubełkowa.
Wersja tl;dr: mam bratanka, a śniadanie warto w "Central Parku", Belwederska 13, Warszawa.