"Szewska jest króciutką ulicą, równoległą do Wrocławskiej i Żydowskiej...".
Ludzie cos mi tutaj nie gra, jak spiewal s.p. Wojtek Skowronski. Gdzie Wroclawska, a gdzie Szewska?
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Szewska jest króciutką ulicą, równoległą do Wrocławskiej i Żydowskiej, pełną przepięknej secesyjnej architektury, restauracji (co nas skusiło, żeby iść tam w sobotni poranek) oraz zaparkowanych samochodów. Drogie miasto Poznań, które teoretycznie know-how, bardzo proszę - zróbcie z okolic Starego Rynku strefę bezsamochodową. Niech rozwiną się ogródki, stragany, niech będzie można wejść w podwórka, niech ruch turystyczny wyjdzie z samej tylko, zatłoczonej płyty rynku. Chcę mieć możliwość stawania na chodniku, żeby zadzierać brodę w górę i patrzeć na dachy. I pokazywać córce, co fajnego przyniosła Poznaniowi secesja.
GALERIA ZDJĘĆ Szewskiej, niekoniecznie w pseudoinstagramowej zabawie.
Momo (love at first bite) wpisuje się w nurt nowoczesnych restauracji, które - przede wszystkim - nie mają w menu kebabu i pizzy, ale bazują na świeżych, sezonowych składnikach, codziennie pojawia się w menu jakieś nowe danie dnia, a wszystko na talerzu jest urocze, przemyślane i zaaranżowane tak, jak trzeba. Są śniadania (przez dzień cały), sporo ryb - zwłaszcza świeże i żywe przywożone w środę, kilka smaków robionych na miejscu lemoniad i świetna mrożona kawa (w słoiku!). Maj zachwycił się tablicą z menu i mimo wstępnej irytacji, że nie wolno jej po majowemu ozdobić kredą, dał się udobruchać kącikiem dla dzieci z malowankami, własną tablicą, klockami i pluszakami (wadą kącika jest to, że jest tam ciemno - może po południu da się zapalić lampę, rano jednak to smutne miejsce i daleko od okna). W otwartej kuchni za barem widać, jak się przygotowuje lancz, lubię to bardzo. Na facebookowym profilu restauracji pojawia się zmieniające się często menu, a dla tych, którzy raczej przechodzą obok niż siedzą przed komputerem, menu jest wymalowane na szybie i wystawione na tablicy. Może jeszcze to nie miłość, ale przyjemne zauroczenie.
Przed wejściem jest kilka schodów, można też zjeść przy malutkich stolikach na ulicy - niestety, jak już narzekałam wyżej, obstawionej co do centymetra samochodami.