Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
[30.04-3.05.2022]
Radebeul trafił się przypadkiem - znalazłam bardzo fajny nocleg na bookingu, parter w domku jednorodzinnym z ogrodem, a w ogrodzie malownicze zachody słońca, bzy i kwitnące drzewka owocowe, trampolina, huśtawka i tyrolka oraz przechadzający się kot od sąsiadów. I taniej niż w Dreźnie, a Radebeul to w zasadzie przedmieścia. Samo miasteczko jest urokliwe, nie za duże i ma - oprócz winnicy i punktu widokowego, świetnej greckiej restauracji - Muzeum Karola Maya (dla tych, co wychowali się na książkach tego wesołego hochsztaplera).
Z kolei w drodze z Drezna zatrzymałam się na krótki popas w zamku Berbisdorf, który jest - jak się okazało - czynny w weekendy, a byłam we wtorek. Ale urokliwie, warto się zatrzymać, jak się przejeżdża. Sama droga też ładna - tu rzepak, tu niebko jak z pocztówki, tu kawałek Niemieckiego Szlaku Alej, tu elektrownia, ale taka jak w “Dark”, a nie że Turów.
I najboleśniejszy kontrast wyjazdu: po niemieckiej stronie Park Rododendronów i Diabelski Most, po polskiej ohydne blaszaki z mydłem i powidłem, kup benzynę - zapalniczka gratis, promka w Biedronce na kiełbasę grillową i Zigaretten tanio.