Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Dzień dziecka w Genewie

Jeśli 5-latek zawinszuje sobie aparatu cyfrowego, pierwszą rzeczą jest wyłączenie trybu zdjęć seryjnych (co i tak na wiele się nie zda, bo wystarczy odpowiednio mocno walić w przycisk, żeby tenże efekt uzyskać) oraz włączenie lampy (nawet jak jest jasno), bo zdjęcia bez lampy nie są ważne. Jak również warto zacząć od wyrabiania nawyku zakładania paska na szyję, bo jednak pięcioletnie rączki nie są zbyt stabilne (nie żeby pasek na szyi pomagał na utrzymanie pionu i poziomu na zdjęciu, ale przynajmniej aparat nie spada). Teraz czekam na gromy, jakie posypią się ze strony ^Anetek za sprowadzenie potomstwa na złą drogę (mniejszym kosztem zapewne będzie obsłużenie dwulatki w kwestii zamiłowania do świecidełek i notesików w kotki).

Lubię miasta nad wodą. W centrum Genewy jest jezioro i jest to bardzo przyjemne miejsce, żeby posiedzieć, poleżeć albo ponicnierobić. Ponicnierobić można też w jednej z okolicznych kawiarenek, gdzie jednak ciut dziwi mnie już, że ciągle jeszcze trzeba płacić w szwajcarskich frankach, a nie w euro (dość zabawne jest to, że od ładnych paru lat spłacam co miesiąc okrągłą kwotę w tejże walucie, a w zasadzie nie miałam w ręku jakoś bardziej świadomie banknotu[1]). Mniej dziwi, że restauracja zamyka się po porze lanczu i serwuje jedynie napoje, bo to jednak oznacza, że jest gdzie ten lanczyk zjeść.

[1] A ładne są, kolorowe – różowe, niebieskie i dość umowne, mniej jak typowa waluta, a bardziej jak kolorowe kwitki.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 3, 2009

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: szwajcaria, genewa - Skomentuj

« Dlaczego niekoniecznie warto jechać do Vaduz - We wtorki targ w Dijon »

Skomentuj