Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Nie umiem takie pięknie jak Kaczka opisywać żmudnego procesu kreacji, który prowadzi do zaskakująco estetycznych rezultatów, ale już po roku od przeprowadzki zostałam bohaterką we własnym domu. Koszt niewielki - pudełko szpachli do drewna, pudełko farby, wałek do malowania, klocek z papierem ściernym i pozyskana z TŻ-owej skrzynki narzędziowej szpachelka (wielorazowa). Obiektem bohaterstwa domowego padła eks-szafka biblioteczna, sprezentowana przez E., która poprosiła o zachowanie anonimowości.
Jakkolwiek chciałam podzielić się wysypaną drobnym żwirem i klockami lego drogą do sukcesu, to wszystko poszło zaskakująco prosto. Ubytki się wyszpachlowało, przygładziło glanc-papierem, z dużym wsparciem nieletniej bardzo równo udało sie całość pomalować. Problemem okazały się jedynie tzw. card holders, czyli te rameczki, w które się wkłada karteczki z opisem zawartości, ponieważ mylnie zakładałam (jak to bez wizji lokalnej), że są przymocowane na śrubeczki, się odśrubuje, pomaluje front, a potem się przyśrubuje z powrotem. W efekcie, ponieważ TŻ odmówił delikatnego wyjmowania 40 małych gwoździ bez strat dla ramek, srebrne ramki również zostały bladofioletowe.
Emalia: Colours/Castorama [2019 - link nieaktualny]
Gałki: Home&You, Castorama, Lookah, Zara Home.