Jeśli gdzieś w necie natkniesz się na tą biżu, to koniecznie daj znać - uwielbiam taką.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Interakcje w ogrodzie są zawsze te same. Kiedy kupię bukiecik kwiatów, nieustająco natykam się na ciekawe starsze panie, które pytają "a po ile", po czym bez względu na cenę się krzywią, że drogo. Kiedy zaglądam na karteczki z łacińską nazwą, za każdym razem ktoś za mną prosi o głośne odczytanie, bo też jest ciekawy.
A ogród jak co roku pachnie, faluje i sypie zielenią. Drzewa owocowe, kwiaty, bzy i rododendrony. Konie, wata cukrowa, wiatraczki i balony. Relaksujący pokaz Tai-Chi. Obowiązkowa rundka dookoła fontanny z baletnicą i nieobowiązkowy deszcz, który straszył, groził, po czym rozpadał się, kiedy zdążyliśmy dojść do samochodu.
I tylko Maj się obraził na babcię I., bo zażartowała, że wrzuci niesionego Maja do kosza na śmieci. Nie wojno wziucać dzidzi do kosza! Dzidzi będzie psikro!
Z rzeczy ciekawych - na jednym ze stoisk pojawili się państwo, sprzedający niesamowitą biżuterię rośliną: pokrywane srebrem gałązki głogu, liście miłorzębu, lipy, róży czy klonowe skrzydełka. Zachwyciły mnie. Liczę, że pojawią się do kupienia w internecie; jakby to Państwo czytali - proszę o kontakt.
GALERIA ZDJĘĆ. I wcześniej: 2011, 2010 (i tamże poprzednie lata).