Zabiłaś mnie daily standupem!! musiałam gwałtownie wyjść z pomieszczenia biurowego ;)))
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Wybiegłam w pierwszy słoneczny dzień umownej wiosny. Zamknięta w ciemnym lutym, chciałam się wytarzać w dzisiejszym słońcu, w błękitnym niebie, w złoto-różowym zachodzie słońca (kto pojechał na zakupy bez aparatu, kto?).
Współczuję sobie skojarzeń. Przejeżdżamy koło śmietnika w centrum miasta, przy którym roboczo odziana w skórę i dres starsza młodzież w ścisłym kółeczku wymienia opinie. Nie pomyślałam "chuligani", skąd. Nie pomyślałam "planują wieczorną wypitkę", skąd. Oni mają daily stand-up, to oczywiste.
Kolejne skojarzenie - sobotnie śniadanie w Republice Róż (Maj zyskał kolejną ksywę "Mistrzyni Usypiania Nie Wtedy, Kiedy Trzeba", albowiem przysnął w ramionach TŻ podczas spożywania republikowej babeczki oraz zielonego ogórka), wchodzą ubrani na czarno panowie w kapeluszach, starsi, dość sztywni, gładko ogoleni, również na karku. Typowa włoska mafia, szukam cienia wąsika i przyglądam się, czy pod marynarkami nie wybrzusza się znajomy kształt spluwy. Dopiero za drugim czy nawet trzecim rzutem oka zauważam koloratki.
Wymieniam korespondencję z przemiłą osobą o imieniu Ainhoa, od tego od razu zaczynam się uśmiechać. Tylko skąd osoba o baskijskim mianie w Szkocji?
Nie tylko ja wypłynęłam na miasto - na schodach pod Teatrem Wielkim kolorowo ubrani ludzie symulują wiosłowanie i śpiewają do kamery. Na Niepodleglości telewizja wywiaduje starszą panią, mam nadzieję, że na temat wiosny, a nie że wszystko się nie podoba.
Dziś ma się wszystko podobać.
Tymczasem idę myśleć o malowaniu schodów na Wildzie. Oraz szyć jajka oraz kurczaki na kiermasz w placówce edukacyjnej.