Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Niedźwiadek

Przypadkiem znalazłam na TV Polonia. Zgrabna obyczajówka o przyjaźni, wzmocniona świetnymi dialogami i zestawem czeskich aktorów, znanych z ekranizacji Viewegha czy filmów Zelenki. Trzej koledzy ze szkoły przyjaźnią się i dookoła ich przyjaźni toczy się życie - przychodzą żony i kochanki, pojawiają się dzieci, w tle tajemnice, kłótnie i rozstania. Kilka pytań: czy warto mówić najlepszemu przyjacielowi, że dziecko nie jest jego, a bezpłodnej żonie najlepszego przyjaciela, że jej mąż ma od lat kochankę i kilkuletnie dziecko? Czesi umieją na takie pytania odpowiadać bez moralitetów, pokazując przy okazji ładną, letnio-jesienną Pragę.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 13, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Glee

Próbowałam, słowo honoru. Trzy pierwsze odcinki były śmieszne. Historia amerykańskiego highschoola w oczach nauczycieli: seksowny nauczyciel hiszpańskiego zaczyna prowadzić szkolny chór, składający się z archetypowej bandy nieudaczników (gruba Afroamerykanka, gej w markowych ciuchach, chłopak na wózku, standardowa Azjatka, nielubiana w szkole prymuska). Niestety, do końca pierwszego sezonu chórzyści dalej są niepopularni, mimo że nieźle śpiewają i wygrywają nagrody. Byłam dzielna i przetrwałam do końca sezonu (finał, notabene, całkiem całkiem), ale podziękuję na przyszłość.

Irytuje tym bardziej, że jedzie po okrutnych banałach. Fajny nauczyciel ma głupią żonę, a w szkole iskrzy między nim a panią pedagog. W pani pedagog zakochany jest obleśny (choć o dobrym serduszku) trener futbolu, a do tego pani pedagog ma OCD i wyciera każde winogronko oddzielnie. Jest konflikt między fajnymi czirliderkami i futbolistami (amerykańskimi) a niepopularną młodzieżą. Najbardziej wredną i złośliwą osobą jest trenerka czirliderek, która jak dr Horrible w swoim notesiku (z braku bloga) notuje kolejne triumfy pognębienia szkolnego chóru, co ważniejsze frazy podkreślając wężykiem ("Drogi pamiętniczku! Dzisiaj zatriumfowałam nad tym niedorajdą nauczycielem hiszpańskiego", phleeze). Za chórzystami chodzi anonimowy zespół muzyczny, przygrywający na instrumentach do piosenek. Jedynym jaśniejszym i mniej sztampowym elementem jest hinduski dyrektor szkoły. Poza tym w każdym odcinku odbywa się przedstawienie i bohaterowie śpiewają kilka piosenek, a cała szkoła tańczy. Ja wiem, że to świetny motyw na jeden odcinek serialu, ale jednak nie na cały serial.

Nadaje się tylko na wypełnienie posuchy międzysezonowej.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 21, 2010

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


Incepcja

Lubię, jak wchodzę w film i zanurzam się w nim po czubek nosa. Nie ziewam, nie robię w myślach listy zakupów (no dobrze, marzę o tym, żeby zajrzeć do imdb i sprawdzić, gdzie grała ta mała brunetka), tylko trzymam się fotela i patrzę, gdzie mnie reżyser zabierze. Nolan zabrał mnie do świata snów i czułam rozczarowanie po ostatniej scenie. Że to już. Przestraszyłam się ludzi stojących w ciemności na parkingu. Ostatnio takie poczucie odrealnienia miałam po "Blue Velvet", kiedy wracałam tramwajem przez miasto i fizycznie czułam jego ciemną stronę.

Dla tego filmu warto było przeczytać stertę książek (choćby Ubika czy Przez ciemne zwierciadło), obejrzeć trochę filmów (również tych słabszych, jak Existenz), żeby poczuć, że "Incepcja" to wisienka na czubku tortu.

Cobb (i tu czapki z głów, bo jak Di Caprio zagra, to nawet w kiepskim filmie jestem pod ogromnym wrażeniem) jest złodziejem tajemnic. Włamuje się do snów ofiar, tworzy świat udający prawdziwy i wykrada zawartość symbolicznych sejfów. Po nieudanej akcji zostaje przez niedoszłego okradzionego zwerbowany do nietypowej akcji - incepcji (zaszczepienia celowi myśli tak, żeby uznał ją za własną). Akcja ma być ostatnia i pozwolić mu na powrót do domu, z którego musiał zniknąć, opuszczając dzieci. Jak w klasycznym filmie o wielkim skoku, zbiera zespół, planują szczegóły, zaczynają akcję i zaczynają się problemy. Tyle że jedynymi realnymi elementami jest ekipa i cel, reszta dzieje się we śnie. Zaplanowanym przez Arthura, speca od informacji, sprowadzonym przez Yusufa, chemika, wykreowanym architektonicznie przez Ariadne, specjalistkę od labiryntów, zaludnionym bliskimi ofiary przez Eamesa, mistrza kamuflażu i wreszcie śnionym przez Cobba. Jednocześnie jest to historia miłosna Cobba i jego żony. Wielowarstwowa, wielostronna, odsłaniana kartka po kartce.

Urzekła mnie strona wizualna - rozmach tworzonej rzeczywistości, senne lepienie świata ze szczegółów wspomnień, walki w nieważkości czy zabawa z lustrami. Zachwyciła precyzja scenariusza - spójne zagłębianie się w kolejne światy, rozszerzanie czasu i konsekwencja planu przestępstwa. Niczego nie brakowało - było i parę szczypt humoru, sporo fajerwerków, trochę uczuć, twist i tajemnica. Jak nie lubię (i nie umiem) wyceniać filmów, tak ten ma pełne 10/10.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 7, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 10


Green Wing

YAHS = Yet Another Hospital Series. Ale to zupełnie nie szkodzi, bo mało medycyny, a dużo absurdu, klasyki brytyjskiego ministerstwa głupich kroków, trochę nieuniknionych podobieństw do "Scrubs", żartów słownych (częstokroć nieprzetłumaczalnych). Tak na marginesie cieszę się niezmiernie, że w zalewie seriali jeszcze odkrywam kolejny sprawiający mi tyle przyjemności.

Na oddział chirurgiczny (Green Wing, bo zielone fartuchy) trafia dr Caroline Todd (trochę mniej atrakcyjna, ale podobnie pechowa jak scrubsowa Elliot) i ląduje między cynicznym acz w środku miękkim jak kaczuszka doktorem Macartneyem (inteligentny i ironiczny rudzielec, zupełnie jak scrubsowy dr Cox) a anestezjologiem-erotomanem doktorem Secretanem (bardziej wyrachowana, acz równie bezpośrednia wersja scrubsowego Todda). Główną osią serialu jest życie uczuciowe Caroline, która zasadniczo jest zafascynowana doktorem Macartneyem, ale łatwo nią manipulować, co skrzętnie wykorzystuje dr Secretan. W tle dużo smacznych wątków pobocznych: ciapowaty Martin, który nie może zdać egzaminu na lekarza, również zakochany bez wzajemności w Caroline, psychotyczna administratorka i psycholog szpitalny Sue White, dla odmiany maniakalnie zakochana w rudowłosym doktorze Macartneyu, uroczo obłąkany dział HR wraz z dyrektorką, Joanną, cierpiącą na przerost libido, niechętnie uprawiającą poufne stosunki z radiologiem Alanem Stathamem (i nie tylko).

Do tego - mimo że absurd absurdem pogania - się wzruszam. Historia związku Caroline i "Maca" Macartneya jest pastelowa, urocza, wiktoriańsko niewinna i ciepła. Czułam ogromną niechęć do scenarzystów za utrudnianie bohaterom życia. Sam serial pozostawia spory niedosyt, na szczęście wątki są zgrabnie pokończone w finałowym pełnometrażowym Odcinku Specjalnym.

Chciałabym więcej.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 20, 2010

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 3


Definitely. Maybe.

Bardzo przyjemna komedia romantyczna. Ojciec na progu podpisania dokumentów rozwodowych tłumaczy nastoletniej córce, jak poznał i pokochał jej matkę. Przy okazji wprowadza ją w świat swoich byłych dziewczyn. Byłe fajne, bo Isla Fisher, Rachel Weisz i Elizabeth Banks. Tatuś celowo zmienia imiona, żeby córka sama zdecydowała, która z pań jest jej matką. Dowcipne, stonowane dla nieco młodszego widza, sympatyczne na wieczór. Ładne wnętrza i pejzażyki nowojorskie. Trochę aluzji do amerykańskiej polityki (Clinton i afera rozporkowa).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 30, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Flashforward

Czasem tak jest, że nawet fajny serial kończy się po pierwszym sezonie i nie szkoda. Flashforward (u nas zwany "Przebłyskami jutra") bardzo mi się spodobał na samym początku, ale szybko zaczęłam się bać, że wyjdzie z niego drugi "Lost" - z namnożeniem wątków, których nie da się logicznie poskładać na końcu, z rozwlekaniem akcji na kilka sezonów, po których już nikt nie pamięta, co było w pierwszym. Mimo sympatii więc, skończył się ładnie (może nie tak ładnie jak ostatni odcinek "Six Feet Under", ale też zgrabnie) i szybko.

6 października 2009 wszyscy ludzie na ziemi stracili świadomość na 2 minuty i 17 sekund. Efekty są tragiczne i spektakularne - zdemolowane miasta, rozbite samoloty, zginęło parę milionów ludzi. Podczas utraty świadomości ("zaćmienia") wszyscy śnili sen, pokazujący 2 minuty i 17 sekund przyszłości każdego z nich. Niektórzy nic nie widzą, co prawdopodobnie oznacza, że nie będą żyli za pół roku, niektórzy widzą wydarzenia, które zmienią ich przyszłość. W oddziale FBI w Los Angeles powstaje strona www, na której ludzie wzajemnie uzupełniają swoje wspomnienia z przyszłości. Agent specjalny Mark Benford w swojej wizji widział tablicę, na której widniały wyniki półrocznego śledztwa i przez cały serial oddział FBI podąża wszystkimi ścieżkami, współpracując z przypuszczalnymi choć mimowolnymi twórcami "zaćmienia" - naukowcami fizykami. Bardzo zgrabnie powiązane są ze sobą wątki poszczególnych bohaterów, praca i życie prywatne, śmierć i możliwość ocalenia. Niektórzy walczą z przeznaczeniem i próbują zmienić to, co widzieli w wizji, niektórzy traktują wizję jako przyszłość idealną i robią wszystko, żeby się spełniła. Trochę dramy, trochę kryminału, trochę - acz najmniej - sf. Mnie się podobało.

Trochę śmiesznostek. Oryginalnie akcja książki, na podstawie której był oparty serial (zaczęłam czytać, ale nie skończyłam, bo nie umiem z ekranu), dzieje się w CERN-ie, gdzie znajduje się jedyny na świecie Wielki Zderzacz Hadronów. W serialu cząstki zderzają się oczywiście w laboratorium w Stanach. Fizyków grają Jack Davenport (Steve z "Coupling") i Dominic Monaghan (hobbit z "Lost"), co nieodmiennie mnie bawiło, podobnie jak postać agenta Demetri, granego przez Johna Cho (ostatnio szerzej znanego jako Sulu z kinowego Star Treka, ale dla mnie nieodmiennie będącego tym azjatyckim dzieciakiem sikającym z balkonu na Stiflera w "American Pie" i skandującym "MILF, MILF" na widok matki Stiflera).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 27, 2010

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1