Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Moje miasto

O poranku

Budzik dzwoni, 6:30. Pierwsze w tym sezonie poranne skrobanie przedniej szyby. I poranne, złote światło. Odstawiłam do placówki edukacyjnej poziewującego Majuta, któremu w placówce poziewywanie przeszło od razu w tryb skakania. Mnie nie. Z pseudośniadaniem znalazłam się na Cytadeli. Musiałam. Tu przynajmniej światła nie zasłaniają samochody.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 28, 2014

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tag: cytadela - Komentarzy: 4


O spotkaniach autorskich albo Michaśka czyta

[16.10.2014]

Wylaszczyłam się nieco, bo wypadało, nawet umalowałam oko na błyszcząco. Zrezygnowałam tylko z pantofelków na obcasie, bo mżyło i kapało.

Uwielbiam miasto deszczowe i wieczorne, mrugające neonami, pełne ludzi, parasoli, tramwajów, świateł sygnalizacji odbijających się w mokrym bruku. W Zamku tłumy. Spodziewałam się gromadki ludzi w małej salce, kameralnej, tymczasem na bogato - sala Wielka, pod salą stand bogato założony piśmiennictwem Michała Witkowskiego. Głównie panie, trochę młodzieży płci obojga, ale żadnych lujów.

Kawałek "Zbrodniarza i dziewczyny", soczysty, ze zjazdem ciot wrocławskich pod szaletem-miejscem zbrodni, czyta Michaśka. Miękkim głosem, z nastrojem.

Mało o modzie, dużo o inteligentnym szydzeniu sobie z intelektualistów, o tym, czemu bohaterki Lubiewa tak przeklinają (bo muszą, mamo, są samodzielne i lubią przeklinać). Drobna drwina z Camilli Lackberg (kryminał i "Klan" w jednym), pochwała ascetyczności Joe Alexa. Michaśkę skonstrastowano z nobliwym panem profesorem, którego personaliów w przeciwieństwie do informacji, że nie wyznaje się na pudelkach i fejsikach, nie zapamiętałam. Nie wyszło za dobrze, mam wrażenie, że nikt nie przyszedł na nudnawy wykład z językoznawstwa; poznałam po wychodzących przed czasem.



Na koniec fragment z "Drwala", kopalni scen. O tym, jak Michaśka chciał od luja majtki, żeby mu przeprać w rękach w misce. Bo brudne.

Dziś był Miłoszewski, nieco żałuję, że nie poszłam.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 17, 2014

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam, Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


O ogrodach, zwłaszcza botanicznych

[4.10.2014]

Jak co jesień, zapadłam dość kapryśnie na gardło. Tydzień temu ledwie przeszłam Ogród Botaniczny, wlekąc się po ścieżkach ze słabością i aparatem. W tygodniu się nieco odrestaurowałam, po czym po piątkowym spotkaniu z dorosłymi ludźmi ledwo dowlokłam się do domu, chrypiąc przeraźliwie. Drut kolczasty w gardle, słabość w szkielecie, elewacja do wymiany. A na zewnątrz piękna jesień, ciepła, kolorowa, słoneczna. Normalnie suxx to be me.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 13, 2014

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: ogrod-botaniczny - Komentarzy: 2


Projekt Jeżyce - Roosevelta w detalu

Moim pierwszym kontaktem z pojęciem Jeżyc było oczywiście zdanie: "Na ulicy Roosevelta w Nowym Jorku mieszkała dziewczynka Natalia", wiadomo skąd[1]. Połowa ulicy Roosevelta więc to taka kwintesencja jeżyckości (druga połowa aktualnie składa się z leja remontu Kaponiery) - tramwaj, kamieniczki ze stiukami, a za kamieniczkami podwórka i wąskie uliczki. Niestety, część kamienic czeka na remont, niektóre czekają już rozpaczliwie długo, sądząc z zabitych płytą okien i rdzy na kutych balkonach.


(Roosevelta 5, znajdź 7 elementów, których usunięcie poprawiłoby estetykę budynku).


Najładniejsza poznańska goła bab^W^Wkariatyda.

[1] Jak nie wiadomo, to był to "Kwiat Kalafiora" M. Musierowicz, którego akcja działa się przy Roosevelta 5.

GALERIA ZDJĘĆ (również inne ulice).

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 7, 2014

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce - Skomentuj



Ludzie lubią luft

[28.09.2014]

... a zwłaszcza świeży luft, jak się w Poznaniu mówi. A świeżo było bardzo; po dość dżdżystym i szarym tygodniu, było wyjątkowo - szaliki, bluzy i płaszcze zniknęły błyskawicznie. W sobotę i niedzielę tuż przy niedawno (wiem, w kwietniu, ale szewc bez butów, a mnie ciągle na Śródkę za daleko) otwartym muzeum Brama Poznania ICHOT odbywał się uroczy piknik - kajaki, gra miejska, spotkania z książkami dla tych młodszych i starszych, warsztaty kulinarne i stoiska z nietypowym jedzeniem[1], papierowe owce[2] i tłumy. Bo ludzie lubią wychodzić, tylko zwykle nie mają gdzie. Majut radośnie turlał się[3] na trawie po zboczu koło amfiteatru, gonił motyle i ważki, a ja z niejakim niepokojem obserwowałam kolejną grupę niedzielnych kajakarzy, mokrych po mini-spływie po Warcie.

Gorąco choć nieaktywnie wspieram to, co dzieje się na Ostrowie/Śródce. Kolejne kawiarnie - oprócz znanej już La Ruiny kolorowa Chichot Cafe na samej Śródce oraz stateczna i nieco w stylu niemieckim Cafe na Trakcie (prowadzona przez Caritas) już na Ostrowie. Dla mnie najlepszą rzeczą jest zadaszona kładka łącząca równolegle do mostu Jordana Ostrów ze Śródką, nie wymaga zakupu biletu w ICHOCie. Sam ICHOT ze względu na sporo ludzi ominęliśmy, a w zwiedzonym darmo z okazji niedzieli maleńkim muzeum Genius Loci uaktywniłam moją fobię - świetnie, że można przez szklaną podłogę popatrzeć na oryginalne mury obronne, ale mój błędnik twierdzi, że zaraz się przewróci i tak już mnie tam zostawi, a obsługa będzie mnie ściągać grabiami. Zwiedzanie rozpoczyna się od filmu 3D, przy czym to 3D jest takie bardziej umowne - na pierwszym planie roślinki, a drugim makieta albo trójwymiarowe dymki na mapie; młodzież nie była zachwycona, po części dlatego, że okulary za duże i oglądała bez. Niespecjalnie pomogło, że narrację robiła pani naukowa, a nie profesjonalny aktor; aczkolwiek Maj się przejął, jak zbójcerze napadli na gród (tylko jak ja mam tłumaczyć dziecku, po co dzielni mieszkańcy łupili zwłoki na polu bitwy, sprawdzając im tętno uprzednio, ha?). Natomiast strzałem w dziesiątkę była trójwymiarowa symulacja wału obronnego, w którą można było zanurzyć rękę - rozrywka zdrowa i tania. Ciekawe, choć może nie dla ateistycznie wychowywanej pięciolatki, jest Muzeum Archidiecezjalne, tyle że w niedzielę zamknięte.

Zdjęcia robiłam przy dwóch okazjach - wczoraj (z pięknie błękitnym niebem) i w sierpniu (z uroczymi chmurkami), kiedy nie udało się popłynąć statkiem po Warcie (long story short: jednego dnia statek nie płynął mimo rezerwacji, bo nie miał 12 chętnych, drugiego dnia mimo rezerwacji odpłynął przez ustaloną godziną, nie czekając na nas; nie jestem zachwycona).

Adresy:
Cafe Chichot - ul. Śródka 1
Cafe La Ruina - ul. Śródka 3
Cafe na Trakcie - ul. ks. I. Posadzego 7

Nie kupowaliśmy biletów do muzeów, ale z tego co widziałam, zakup biletu do ICHOT-u oznacza zniżki w pozostałych ostrowskich muzeach, więc warto zachować. GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Sałatka z pokrzywy, szczaw (chociaż nie z nasypu), jadalne kwiaty, miód i polewka jarzynowa. Jak pewnie wspominałam, niektóre warzywa (jak pasternak, brukiew czy topinambur) nie na darmo zostały zapomniane.

[2] Owce miały tę zaletę, że można je było malować kredkami oraz nie robiły tego, co osły w poznańskim Starym Zoo[4]. Bo były z papieru.

[3] Pytanie z cyklu - czy dzieciom trzeba wyrafinowanych zabawek, czy jednak wystarczy zapuścić w plener i pozwolić się brudzić.

[4] Normalnie jak w dowcipie o starym McDonaldzie, co budował płoty, pędził samogon i był dobrym gospodarzem, a tylko raz użył seksualnie kozy. Poznań, Miasto Know-How, zrobiło międzynarodową karierę na spółkujących osłach. Ja się tego nieco wstydzę, nie wiem, jak miasto.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 29, 2014

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tagi: ostrow-tumski, srodka - Komentarzy: 1