Ta zima kiedyś musi minąć
[30.09.2017]
木漏れ日 (hiragana こもれび, rōmaji komorebi) sunlight filtering through treesZdjęcia z tego dnia, kiedy - w przeciwieństwie do dziś i ostatniego tygodnia - było słońce.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
[30.09.2017]
木漏れ日 (hiragana こもれび, rōmaji komorebi) sunlight filtering through treesZdjęcia z tego dnia, kiedy - w przeciwieństwie do dziś i ostatniego tygodnia - było słońce.
Świeżo po powrocie z ciepłych krajów wspięłam się na wieżyczkę pawilonu 11 Międzynarodowych Targów Poznańskich, chociaż aura nie nastrajała - wiało, palce grabiały i brakowało tylko zamarzającej mżawki do kompletu. Oczywiście - było warto mimo szarego nieba i dalekiego wspomnienia po słońcu. Z wejściem na wieżyczkę pewnie nie jest tak łatwo, bo wymaga wpuszczenia przez osobę upoważnioną (tu gorąco pozdrawiam zarówno "naszego człowieka" na Targach i ekipę #instapoznan), za to - jeśli będziecie mieli okazję - warto zajrzeć do Sali Ziemi przy okazji jakiegoś wydarzenia artystycznego, bo sala jest bardzo wzrokowo ciekawa (oraz nie wieje).
GALERIA ZDJĘĆ.
Dodatkowo, jeśli chcecie zobaczyć zdjęcia zrobione przez resztę uczestników, a warto - przejrzyjcie tag #poznajpoznan6 na instagramie.
[17-26.10.2017]
Pracuję na Sołaczu, pięknej dzielnicy willowej tuż obok malowniczego parku Sołackiego. Z Sołacza jest podziemne przejście na drugą stronę przelotowej Niestachowskiej, gdzie Ogród Dendrologiczny, dalej Golęcin i wreszcie jezioro Rusałka. WTEM okazało się, że mam o dwie minuty jazdy samochodem miejsce, gdzie o poranku przepięknie zaczyna się świat jesienią. Szanowni państwo, poznajcie Rusałkę, jezioro, które w ekranizacji "Ogniem i mieczem" zagrało Dniestr. Rzadko kto się może takim osiągnięciem pochwalić.
[15.10.2017]
Spacery z aparatem, organizowane przez Instapoznan, sprawiają mi mnóstwo przyjemności, chociaż - jak na przykład tutaj - oznaczają bardzo pracowity dzień. Ponad 3 godziny fotografowania z przerwą na śniadanie to jak dniówka przerzucania węgla (albo i trzy, doliczając czas spędzony przed monitorem), ale zostają po tym w głowie świetne widoki, niektóre nawet i na zdjęciach.
Z zewnątrz budynek przy Młyńskiej 12 nie zdradza swojego ogromu, ale po chwili błądzenia w środku dociera do mnie, że jest ogromny - zajmuje ćwierć kwartału między ulicami Młyńską i Nowowiejskiego. Ma prawie 130 lat, ale dzięki drobiazgowemu remontowi udało mu się niedawno przywrócić jego całą świetność z czasów, kiedy zaprojektował go architekt Oskar Hoffman. W środku mieszczą się biura i kilka restauracji, z dodatkową przestrzenią na dachu budynku, skąd z chyba 5. piętra rozciąga się obłędny widok na centrum miasta. Jednak centralnym punktem, który absolutnie wart jest zobaczenia, jest spiralna klatka schodowa, zakończona przeszkleniem na suficie. Warto zwrócić uwagę na niesamowitą konsekwencję stylistyczną: sztukaterie, stolarka, liternictwo, kolorystyka - wszystko jest spójne i przemyślane.
GALERIA ZDJĘĆ. Dodatkowo, jeśli chcecie zobaczyć zdjęcia zrobione przez resztę uczestników, a warto - przejrzyjcie tag #poznajpoznan5 na instagramie.
Więc to nie jest tak, że zawsze czas spędzony na facebooku jest czasem straconym, chociaż oczywiście raczej jest i mam na to solidną liczbę godzin, przepieprzonych na oglądaniu słodkich kotków i "o, znowu ktoś nie ma racji w Internecie" wątków; przypadkiem trafiłam na informację o tym, że w Collegium Maius odbywa się spacer z profesorem historii sztuki. Absolutnie wartościowa godzina, podczas której można się sporo dowiedzieć o celowości architektury, wpisywaniu funkcji budynków w lokalizację i czas, konsekwencjach użycia materiałów i powodach takiego, a nie innego kształtu budynku; dla mnie to fantastyczna przeciwwaga dla obserwowania degeneracji miasta, budowania, gdzie popadnie i bez głębszego zastanowienia się innego niż koszt gruntu czy liczba potencjalnych mieszkań. Zuzanka poleca, przeglądajcie informacje o wydarzeniach w bliskiej okolicy. Do Collegium Maius (Fredry 10) można wejść bez wejściówek, tak prosto z ulicy i - jak stwierdził oprowadzający po budynku pan profesor - doznać uczucia "wow".
Dziecko mi rośnie, a karuzele, które rok w rok przyjeżdżają albo na Łęgi Dębińskie, albo na wiecznie zabłocony teren przy Mieszka I, poza odrobiną świeżej szpachli i farby, są takie same. W tym roku już odpadły statyczna karuzela z konikami i pociąg dla maluchów, zostaje tylko to, co pozwala się wzbić w powietrze.
[17.10.2017]
GALERIA ZDJĘĆ (oraz wcześniejsze - 2012 i 2011).