Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Moje miasto

Ratajczaka, Poznań

Irytuje mnie powstanie kolejnego banku w miejscu, gdzie chwilę wcześniej (i jeszcze kilka chwil w przeszłość) było miejsce, w którym karmili. Nie byłam specjalną fanką Cafe Głos, acz zdarzało mi się tam pójść na herbatę i ciacho. Nie byłam specjalną fanką Fudo, które powstało po remoncie, acz zdarzało mi się tam zjeść jakiś obiad. Mimo to prestiżowy lokal dla VIP-ów jakiegoś banku mnie irytuje. Ale ja nie o tym. Pozytywną zmianę odkryłam, kiedy zaczęto remontować śmieszny ukośny sklep (z butami) na rogu 27. Grudnia i placu Wolności. Śmieszny, bo zajmował tylko kawałek narożnika budynku, reszta była otwarta i pozwalała na przechodzenie pod kamienicą. Spodziewałam się oczywiście kolejnego banku, bo tego przecież nigdy nie za mało w centrum (gdzie nie można parkować i dla wszystkich pracujących w normalnych godzinach centrum wypada przeraźliwie nie po drodze), ale zamiast tego jak jaskółka pojawiła się kawiarnia da Vinci. I po szybkim rzucie oka okazało się, że na małym - długości jednej przecznicy - kawałku powstało małe a sympatyczne zagłębie knajpiane. Od najstarszej chyba spageterii Piccolo, którą znają wszyscy studenci, bo to jedno z niewielu miejsc w Poznaniu z formułą "all-you-can-eat" (za 20 zł można dostać 5 porcji, przy czym dwie starczają na dużego chłopa). Zamiast pseudochińskiego fastfooda powstało przyjemne bistro rybne Fisheria, gdzie dają świeżą rybę, a jedyną wadą jest to, że przez resztę dnia czuć z odzieży, co się jadło. Krok obok - niby fastfood, ale z bardzo dobrym jedzeniem - grecka przekąskownia Meze (i mały sklepik, gdzie można dostać halumi, grecki miód, oliwki, dżemy czy oliwę). Po drugiej stronie ulicy Sprytna kuchnia z ratunkiem dla tych, którym się nie chce robić obiadu. Za skrzyżowaniem ze Świętym Marcinem jest już gorzej, bo jednak więcej banków, ale zaraz obok jest Pasaż Apollo z kilkoma restauracjami, Głośna Samotność i Greenway na Taczaka.

Widok na bibliotekę Raczyńskich z Meze.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 20, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 3


Człowiek to się nie rozerwie

Albowiem jak się w mieście nic nie dzieje, to się nie dzieje. A jak się dzieje, to jak raz jestem Zupełnie Gdzie Indziej. Wczoraj przez cały dzień Poznań pokazywał swoje alternatywne oblicze w ramach festiwalu Urban Legend, okrutnie ubolewam, że nie zdążyłam wrócić na koncert Gracjana R. (ale nie oszukujmy się, ON wróci). Dodatkowo w zajezdni tramwajowej na Gajowej odbywał się plener, mogę tylko posiorbać sobie oglądając czyjeś zdjęcia. Dzisiaj już tylko zostały strzępki wczorajszej instalacji "Grawitacja":

Na Rynku Jarmark Świętojański. Co roku cieszę się, że jest, bo to dobry kierunek, w którym powinna iść poznańska starówka co weekend. Niestety, na razie więcej jest zwyczajowego badziewia (wiatraczki, korale z metra czy świątki ze sztancy) niż lokalnych wyrobów. Bardzo obiecujące stoisko z pajdą chleba, na chlebie można smalec, ogórki, lokalną kiełbasę i inne dobra. I słońce, dawno nie widziałam w Poznaniu aż tyle.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 14, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


Aparat noś i przy pogodzie

Żal mam, bo jak noszę ze sobą, to nie padadzieje się nic, a mnie tylko garb rośnie. A wczoraj po deszczowym burym poranku był jeden z piękniejszych wieczorów tego roku. Wracaliśmy z pokazu trójwymiarowych slajdów[1] P. z Piwnicy Farnej[2], nad miastem wisiały różowo-złote chmury i co kilkanaście kroków robił się widoczek jak z kalendarza infantylnej pensjonarki. Mnie się telefon wyładował, TŻ-owy odmówił zwrócenia czegokolwiek strawnego i to by było na tyle. Do tego grochodrzewy pachły. Na placu Wolności kręcili się bębniarze, kilka osób leniwie podskakiwało (kto nie skacze, jest z policji). Miejskie ciepłe wieczory są miłe.

[1] Slajdy trójwymiarowe dają nową jakość zdjęć z wakacji. Nawet nie widzę sensu się czepiać kadrowania czy selekcji, bo w przeciwieństwie do płaskich (i nawet doskonałej jakości zdjęć) nie mam poczucia oglądania obrazków, a poczucie bycia w zasięgu wzroku.

[2] Piwnica Farna [2019 - link nieaktualny] to bardzo miłe miejsce na Placu Kolegiackim, gdzie można dobrą herbatę czy kawę, ciacho czy coś drobnego na ząb. Jak również przyjść na pokazy zdjęć.

PS Zdjęcie nie z wczoraj, ale.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 28, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 2


Księżycowy trylobit

Ludzie narzekają, że powiesili i zaraz się popsuł albo że nie włączają, bo żre za dużo prądu, ale mnie się podoba nawet jak się nie rusza. Opertus Lunula Umbra (Ukryty cien księżyca) Choe U-Rama wisi w Starym Browarze i jest zwyczajnie uroczy. Tu można zobaczyć film, jak się rusza.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 10, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: stary-browar - Komentarzy: 5


Czego pragnie dziewczyna

... gdy dorastać zaczyna do tego, że wygodniej chodzić z dwoma aparatami zamiast z jednym i co chwila zmieniać obiektyw, bo jeden to zdecydowanie za mało? Waham się między trzecią ręką a chwytnym ogonem. Jedną z opcji jest też ciągnięcie za sobą drewnianego wózeczka z oprzyrządowaniem bądź zlecenie tego rosłemu ochroniarzowi, który będzie co 3 minuty podawał żądany aparat bądź obiektyw (TŻ-a jednak za bardzo lubię, żeby sprowadzać go do roli podaj-zamień-pozamiataj). W każdym razie to ciężka praca jest, nawet jeśli w grę wchodzi zwykły spacer po ogrodzie botanicznym.

Magnolie jeszcze kwitną, bzy właśnie się prześlicznie rozwijają, brakuje mi tylko zwierzyny, która mogłaby takie piękne okoliczności przyrody zamieszkiwać. Po więcej pięknych okoliczności w GALERII ZDJĘĆ.

PS Jakby kto chciał, to dziś jeszcze są jakieś festyny i inne urozmaicenia.

PPS Też tak macie, że musicie watę cukrową, nawet mimo świadomości, że to dwie łyżki zwykłego białego cukru?

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 3, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: ogrod-botaniczny - Komentarzy: 4


Znudziła mi się komoda

Nawet nie tyle znudziła, co - wykazując wrażliwość płyty meblowej - zaczęła się rozkraczać, szuflady rozjeżdżać i ogólnie przestała rokować. Do tego zaczęła być stosunkowo mała w stosunku do zapędów bieliźnianych. Wymyśliłam więc sobie, że z ciężko zarobione dinero kupię nową. Drewnianą, dużą, z mnóstwem szufladek (dla technicznych - 140 szerokości, do góry dowolnie, acz pewnie nie ma sensu więcej niż 120 cm). Już nawet gotowa byłam na ustępstwa, że nie cała z drewna, że nie jedna, a dwie stojące obok siebie, normalnie szłam na rękę jak się da. I kupa. Albo meble gabinetowe z dębu za jedyne 4k zł, albo płyta z VOX-u. Snu mi z powiek nie spędza, jeszcze te skarpetki i niewymowne mam gdzie trzymać, ale z okazji wolnej niedzieli wpadł pomysł pojechania do SPOT-u. Taki współczesny trendny dom kultury, gdzie leżą bookcrossingowane książki, dizajnerskie (czytaj: nie do noszenia, niestety) ciuchy, nietrywialne meble i gadżety wnętrzarskie, minisklepik z winami i restauracja. Do tego wszystko mieści się na Wildzie w odremontowanym ceglanym budynku, zaaranżowanym jak loft. Wildę lubię od zawsze, tym bardziej mnie cieszy, że zamiast burzyć stary dom, można zrobić z niego miłe miejsce na weekendowe popołudnie.

Łatwo się domyślić, komody nie znalazłam, za to spędziliśmy z TŻ miłe popołudnie w przepięknym wnętrzu, ocierając się o czerwoną cegłę, grzebiąc w książkach, siorbiąc lemoniadę z brązowym cukrem i patrząc na świat przez okna wysokie na dwa metry. Królowa była zachwycona. W najbliższą sobotę i niedzielę planowane są dni włoskie z plażą, filmami Felliniego i włoską kuchnią.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 28, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 12