Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Maja

Plemiennie

Nie wierzę, nie obchodzę, nie wyznaję. Szczególnie nie ogarniam idei jasełek, gdzie dziecięta nieletnie są - w odzieniu przypadkowym a zabawnym - aktorami w spektaklu, którego nie rozumieją. Tym bardziej więc mnie dziwi, że przedszkole mojej córki potrafi z takiego spektaklu z kurduplowatymi aniołkami, wołkami, pasterzami, które w najmniej spodziewanym momencie potrafią gromko zawołać "mama!" czy zapytać, czy pod stajenką ma przyjść "osiołek teź", uczynić coś, co mnie wzrusza nie tylko dlatego, że uczestniczy w tym moja córka. Że jakkolwiek nie lubię kolęd, to moment, kiedy pakuje mi się na kolana podczas "Cichej nocy" odziana w białe giezełko uskrzydlona trzylatka i śpiewamy razem, fałszywie i myląc słowa, to jest TEN moment. Że żadne prezenty nie są już potem tak świetne, jak mała gwiazdka ze złotawej słomki, którą ciocia ściąga ze stroika dla każdego psztymucla wzrostu do 120 cm. To ta magia świąt we wspólnocie?

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 20, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 3


Bez tytułu: 2012-12-10

Im bardziej pada śnieg, bim bom, tym bardziej mam ochotę zaszyć się pod kołderką. Zima odziera mnie z inwencji, już po pierwszym zakochaniu, nie kusi mnie brodzenie w białym puchu (tym bardziej, że puch jest mało puszysty i raczej szary, a słońce pojawia się na kwadrans albo wcale), dla rozgrzania zaczynam piec ciasta z któregoś tomu Nigelli. Nie staję się przez to domową boginią, chociaż - nie chwaląc się - mocno kaloryczne brownie znika z kuchennego blatu, a w domu pachnie czekoladą i hiacyntami z Lidla.

Zimą powinien być okres ochronny dla zmarzluchów. Mądry kot Burszyk patrzy z parapetu na sypiący z nieba opad, po czym wraca na kołdrę, gdzie zwija się w kłębek i tylko łypie na wchodzącego do sypialni człowieka jak na insekta. Martwię się, że nie umiem przekazać zimowej radości dziecku, że nie ciągnę jej na sanki (inna sprawa, że zima w połowie grudnia zaskoczyła mnie jak drogowca i sanki czekają u teściów w piwnicy), że nie rzucam się na śnieg, żeby wykonać okazjonalnego orła (albo anioła, jak kto wierzący). Moja zima to herbata, kołdra, książka i oczekiwanie na wiosnę.

PS Dekorację okna wykonał Maj, samodzielnie. Miałam szczegółowy plan przygotowania całego kalendarza grudniowego oczekiwania, ale wyszło jak zwykle - przeczytaliśmy "Pana Brumma obchodzącego Boże Narodzenie", ozdobiliśmy okna, TŻ próbował metodą łagodnej perswazji wyciągnąć od nieletniej treść listu do Mikołaja, poszliśmy na Festiwal Rzeźby Lodowej i na lukrowanie pierniczków w Paderewskim i na tym się wyprztykaliśmy z grudniowych zwyczajów. A czekoladek z kalendarza adwentowego Maj nie chce jeść. I tak, o.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 10, 2012

Link permanentny - Kategorie: Koty, Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 1


Bimbą przez Poznań

Do niedawna dzień Świętej Katarzyny kojarzył mi się z absurdalnym ze względu na okoliczności czytania artykułem - o tym, że we Francji niezamężne kobiety powyżej 25. roku życia tego dnia noszą fantazyjne kapelusze. Absurdalnym, bo czytałam go w przedruku w "Magazynie Polski" w drugiej połowie lat 80., kiedy jedyną fantazją, na jaką można było sobie pozwolić, było kreatywne użycie marchewki zamiast skórki pomarańczowej.

A w Poznaniu to - dla odmiany - Dzień Pracownika MPK. Zabraliśmy więc młodzież na wycieczkę zabytkowym tramwajem linii 19, który objeżdżał wszystkie zajezdnie tramwajowe w Poznaniu. Wprawdzie pół trasy Maj przespał, posapując wtulony we mnie, ale i tak było przednio (tunel! zajezdnia! pan z pieskiem!). Udzieliliśmy rodzinnego wywiadu ("powiedzą państwo kilka słów do kamery? Proszę się nie bać, to i tak nigdzie nie pójdzie"), dowiedziałam się mnóstwa pożytecznych rzeczy (co to jest szyna szepcząca, czym się różni pociąg 102N od 102Na) oraz miałam okazję obserwować tłum w działaniu (najsprawniejsi w zajmowaniu miejsc w ciasnym tramwaju są panowie 50+). Tramwaje są miłe. MIŁE.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 25, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


Przygotowania do świąt

W tym roku się zbroję, więcej o tym niebawem. Mam zamiar mieć PLAN przez duże "P" (i trochę twardych irysków, mimo że jestem na nie za nerwowa). Na razie w obchody wkręcił się Maj, który za pomocą paczki gwiazdek chyba z Carrefoura wykonał, cytuję "dekolację poznańską, mamusiu".

PS Tak, WTEM pojawiła się literka "l", a nie tylko "j".

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 20, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 2


Tuż przed Świętem Niepodległości

Misją na dziś było głównie zaopatrzenie się w rogale świętomarcińskie (misja zakończona sukcesem, będziemy jeść przez tydzień chyba). A że jest w tym roku wyjątkowo ciepły listopad (chyba jako alternatywa do wyjątkowo zimnego maja), poszliśmy zobaczyć na Cytadelę, czym się tę niepodległość zdobywało. Maj poza tym ma ostatnio dużo sympatii dla czołgów, bo mijamy codziennie jeden w drodze do przedszkola i mówimy mu "dzień dobry", więc. Muzeum na Cytadeli ma wnętrze z mundurami, dokumentami, karabinami, pociskami itp. oraz zewnętrze z żelastwem pływającym, latającym i wolno jadącym. I mnóstwo suchych liści. I plac zabaw zaraz obok. Oraz łąkę do puszczania latawców.

A jutro, moi drodzy, nie naparzamy się w Poznaniu oraz nie obrzucamy słowem wulgarnym i inną bronią konwencjonalną, tylko udajemy się na ulicę Święty Marcin. Czego całej Polsce życzę i pod rozwagę poddaję.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 10, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 2


Świętego Marcina za dwa dni

Kiedy wybieraliśmy przedszkole dla Mai, celem było znalezienie dla niej miejsca, w którym - oprócz tego, że byłaby zaopiekowana, nakarmiona i rozwijana - miałaby trochę niezwykłości. I owszem, konsekwencją tego wyboru jest to, że piorę raz na pół roku stertę ręczników. Że co jakiś czas piekę ciasto (zapominając o orzechach, ale i tak dobre wyszło). Że wczoraj majstrowaliśmy z TŻ lampion - TŻ odpowiadał za metaloplastykę z drutu de domo Praktiker, a ja za frywolną otulinę pałąka z czyścików do fajek i gwiaździstą okleinę z taśmy oraz wstążki (i filcowego kotka). Że tłoczyliśmy się dziś najpierw w małych salkach przedszkola, słuchając, jak nasza córka śpiewa(!) i tańczy(!), jak ufnie łapie za rączkę swoją pierwszą przyjaciółkę(!), a potem czekaliśmy pod przedszkolem, żeby wraz z kilkudziesięcioma maluchami z lampionami w rękach iść do parku przy Teatralce. Po pokrytych liśćmi schodami w dół, osiemnasta, już ciemno. W kole, trzymanie się za ręce, światełka lampionów, ciocia mówi, żeby wypatrywać. Mamusiu, jiceź! Na koniu! Zachwyt i radość trzylatka. Złocony orzech w prezencie. Magia odpowiednia dla świata, na którym nasza córka jest od trzydziestu paru miesięcy. Mam poczucie, że dobrze wybraliśmy.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 9, 2012

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 3