Więcej o
Listy spod róży
[30.07.2022]
Przy okazji krótkiego rzutu okiem na Antonin, wspomniałam o świetnych weekendowych warsztatach z jogą (i nie tylko), w których uczestniczyłam w lipcu, kręciłam się nieco po południowej Wielkopolsce, zahaczając o Dolny Śląsk. Jako że miało padać, bladym świtkiem, jeszcze przed prysznicem, przespacerowałam się z K. po lesie, a ponieważ i po śniadaniu nie padało, trafiłyśmy z dziewczętami najpierw w słoneczniki, a potem do Arboretum Leśnego im. prof. Stefana Białoboka. Bardzo przyjemne miejsce, można zbierać pieczątki (piętnaście! a ja znalazłam tylko osiem) na specjalną mapkę, niestety wydają ją do biletów dziecięcych, foch! Owady, kwiaty, drzewa, pola, łąki, zabytkowe drzewa, w tym zagajnik brzozowy, przy którym doskonale mi się udał żart, kiedy to współzwiedzającym wmówiłam, że to brzozy smoleńskie i przez 10 sekund była pewna konsternacja, zanim nie przyznałam, że jednak białowieskie. Deszcz złapał nas już w drodze do wyjścia, a efekty niejakiego przemoczenia płynnie przeszły w pozytywne testy u większości uczestniczących. Arboretum polecam, covida nie polecam. Oraz to nie jest moje ostatnie słowo w kwestii zwiedzania okolic!
Szklarka Myślniewicka / Maryjka nawigacyjna
W lesie / Tu się wyginałam
Dużo na sufit patrzyłam
Arboretum
Zwierzyna, dość interesowna, lubi węglowodan
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 28, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tagi:
ogrod-botaniczny, Polska, stradomia-dolna
- Skomentuj
[30.07.2022]
Ależ oczywiście, że kiedy na horyzoncie zobaczę pole słoneczników, to rzucę się na to jak labrador w świeże błoto. Jechałam z grupą dziewczyn do arboretum, o czym niebawem, ścigając się z nadchodzącą burzą, ale słoneczniki - tak jak maki i rzepak - zawsze mnie przyciągają, zwłaszcza jeśli da się zatrzymać przy. Nie wstydzę się zupełnie, że jestem #makarą, #rzepiarą, #lawendziarą i #słonecznikarą.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 21, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tag:
kobyla-gora
- Skomentuj
[11-15.07.2022]
Na Kaszubach mieszkałam w maleńkiej miejscowości Bartoszylas pod Starą Kiszewą (zwaną przez nas Starą Kichawą) w uroczym domku pośrodku niczego. Nocą było absolutnie ciemno i cicho, nad ranem dopiero wchodziły ptaki. Domek polecam bardzo, jak planujecie Kaszuby, to zajrzyjcie do Leśnej Osady (polecanka niesponsorowana, można przez booking). W okolicy bociany[1] - mnóstwo, podobno sarny (niestety nie widziałam) oraz lokalny kot, który przyszedł i prawie bezinteresownie dotrzymywał mi towarzystwa na tarasie.
To, czego brakowało w okolicy, to opcja śniadaniowa - albo tylko dla gości zajazdów czy hoteli, albo dostępne do absurdalnej 10:30, a kto ma nastolatkę na pokładzie to wie, jak ciężko jest podnieść młodzież o poranku. Obiady jadaliśmy w lokalnych restauracjach - adresy poniżej, nie było żadnej złej czy kiepskiej, bardzo zadowolona, podobnie z codziennej kawy i lemoniady w lokalnej cukierni. No i pejzaże, jak z młodopolskich obrazów.
Przyroda jak z pocztówki
W drodze
Kolejna pocztówka
Zieloność, również po deszczu
Lokales, bardzo przyjazny
Łąka z bliska
Kaszubski Wiking, kuchnia fusion
I jeszcze jedna pocztówka
Oberża w Konarzynach
Zachód słońca na łące
W drodzeBartoszylas
Adresy:
- Oberża - Konarzyny 64
- Karczma Viking - Kościerska 41a, Stara Kiszewa
- Konopielka - os. Dębowe 4, Zblewo (przy trasie nr 22)
- Cukiernia Kropek (sieć) - Tysiąclecia 1B, Stara Kiszewa
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 14, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
polska, stara-kiszewa, zblewo, konarzyny
- Skomentuj
[31.07.2022]
Pałac Myśliwski Książąt Radziwiłłów w Antoninie jest zabytkiem nieco kontrowersyjnym[1] - nawet jeśli wejdzie się do środka bez świadomości, jaka była oryginalna funkcja tego budynku, to melancholijne połówki wypchanych jeleni na kolumnie wspierającej sufit w głównej sali, wszystko wyjaśnią. Aktualnie w pałacu się nie poluje, tylko albo się urządza koncerty fortepianowe - co nie dziwi, bo bywał tam swego czasu Chopin, odwiedzając swoją chrzestną, albo się pisuje książki podczas turnusów rezydencyjnych (pozdrawiam Monikę i Maćka). Można też wejść ot, tak - na kawę albo na obiad, jeśli akurat nie ma koncertu. Albo na spacer w przypałacowym parku, to już niezależnie od kwestii muzycznych. Ponieważ zawsze miałam za daleko, żeby spontanicznie pojechać do Antonina, a na dedykowaną wizytę było jakby za blisko, bo to prawie 2 godziny od Poznania, dopiero przy okazji weekendowych warsztatów jogi, prowadzonych przez znajomą w okolicy Ostrzeszowa, udało mi się na tę kawę na pałacowym tarasie trafić. Jak się potem okazało, rzutem na taśmę, bo skądinąd uroczy i relaksujący weekend z miłymi osobami przypłaciłam drugą rundą covidu. Jogę polecam, covidu nie polecam[2].
[1] Pewnie nie bardziej niż inne, bo jakby się tak nad każdym zabytkiem nieco pochylić, to jednak większość, zwłaszcza pochodzenia ziemiańskiego, nie opierają się na harmonijnej współpracy i braku wyzysku.
[2] Chociaż tym razem przeszło łagodnie - dwa kiepskie dni, utrata węchu na krótko, a po niespełna tygodniu kaszlu i bolącego gardła już było po. Nie żebym planowała kolejne.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 12, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tag:
antonin
- Komentarzy: 2
[12/07.2022]
To była moja druga wizyta w Malborku. Pierwszy raz odwiedziłam Zamek dawno, dawno temu, w czasach licealnych podczas jednej z dwóch[3] wycieczek klasowych, w jakich brałam udział[1]. Pamiętam trzy[2] rzeczy - dziadka, który wyposażył mnie na drogę w dwie butelki wina, które dyskretnie przemycał, żeby rodzice nie widzieli; koleżankę Katarzynę, która wykonała malowniczego focha, że ona nie życzy sobie, żebym była razem z nią w 10-osobowym pokoju, a kiedy okazało się, że nie ma innej opcji, umilała mi noclegi np. posypując prześcieradło cukrem, pozdrawiam serdecznie; wreszcie - już w Malborku - przewodniczka pokazała nam toaletę dla nielubianych przez krzyżackich dostojników gości, gdzie można było delikwenta wysłać kilkanaście metrów w dół do dołu z fekaliami. Rozczarowana byłam wielce, bo tego szczegółu audioprzewodnik aktualnie nie podaje. Zwiedzanie AD 2022 jest znacznie droższe niż lata temu, można wybrać opcję z przewodnikiem-osobą, ale tej opcji nie polecam, bo zwiedza się w dużej grupie, a grupa ma to do siebie, że blokuje widok, można też - jak ja - wybrać opcję audio, gdzie zwiedza się w swoim tempie. Młodzież wyciągnęła ze zwiedzania dwie korzyści: zachwyciła się schematem różnych typów uszkodzeń człowieka podczas bitwy, malowniczo pooznaczanych na rysunku tryskającą krwią oraz poznała pojęcie fali. Mianowicie, ponieważ zabraliśmy ją na potwornie długą i męczącą wycieczkę (ponad 2 godziny w zamku, kto to widział), w ramach zemsty ona zabierze swoje potencjalne dzieci na jeszcze dłuższą i potem powie, że to nasza wina.
Zamek jest ogromny, co nie dziwi, skoro największy w Europie. Nie będę streszczać przewodników - że ile cegieł, jak przechodził z rąk do rąk, ile trzeba było zaopatrzenia, subiektywnie robi niesamowite wrażenie, mnóstwo urokliwych zakamarków (jak się wyczeka tę dłuższą chwilę, żeby liczne wycieczki sobie poszły), w warzywniaku w fosie wylegiwał się lokalny kot, witraże prześlicznie rzucały tęcze, a najbardziej mnie zaskoczył fakt, że w średniowieczu istniało całkiem sprawnie działające ogrzewanie podłogowe (takie okrągłe metalowe cośki w podłodze, przez które leciało ciepłe powietrze z paleniska w pomieszczeniu poniżej i komturowi nie marzły paluszki). Płatny parking, bezpłatna toaleta, lokalnych przybytków kulinarnych nie zwiedzałam. Niestety, nie zwiedziłam też prześlicznego dworca PKP, bo wszyscy byli głodni, a planowana restauracja kilkanaście kilometrów dalej.
>
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Druga była bez noclegu, do Warszawy na jakąś sztukę teatralną; jakąś, bo okazało się, że z jakichś przyczyn nie ma dla nas biletów i zamiast teatru smętnie pokręciliśmy się po mieście, a potem wcześniejszym pociągiem wróciliśmy do domu. Świetna wycieczka, tyle że nie.
[2] No dobra, więcej oraz nawet mam analogowe zdjęcia, ale to nie są anegdoty na bloga poważnej osoby. Żartowałam. Nie jestem poważną osobą. Zwyczajnie nie chce mi się iść w kilometrowe dygresje o graniu w pokera na wodę (kto przegrywa, ten pije szklankę, wygrywa ten, kto ostatni zwymiotuje, nie próbujcie tego w domu), podglądaniu pod prysznicem, zakładzie, że obetnę koledze Rafałowi pasemko włosów, które mu zwisało z tyłu (wygrałam, do dziś kol. nie uiścił), leżeniu w jednym łóżku z praktykantem, który miał się nami opiekować na wyjeździe (tak, tylko się całowaliśmy, ale byłam nieletnia oraz praktykant potem udawał, że mnie nie zna…). No właśnie dlatego nie będę kontynuować, a to dalece nie wszystko.
[3] EDIT: Jednak dowody fotograficzne w albumie rodzinnym wskazują, że byłam w Malborku jeszcze raz z rodzicami i bratem, jakoś tak po maturze. Wyparłam widać.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 9, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
polska, malbork
- Skomentuj
[13-14.07.2022]
Okolice Starej Kiszewy, koło której mieszkałam, składają się z malowniczych widoczków, jezior i punktów widokowych. Ja chciałam wchodzić na wieże i patrzeć z wysoka, młodzież chciała pławić się w wodzie, ogarnęłam więc obie rzeczy.
Wstęp na wieżę widokową we Wdzydzach Kiszewskich jest płatny i to dość grubo. Widok świetny, jak już się człowiek wespnie za te chyba 200 stopni, ale przy ograniczonym budżecie są inne opcje, o czym poniżej. Z wieży widać pięć jezior: Wdzydze, Radolne, Gołuń, Jelenie i Słupinko, miasteczko, marinę i stanicę PTTK.
Na kąpielisko na jeziorze Rzuno pojechałam, bo mieści się tam darmowa zjeżdżalnia, co jest niewątpliwym plusem dla młodzieży. Niestety, nie można było skakać z pomostu, co jest z kolei minusem. Są przebieralnie i toalety, w środku tygodnia nie było tłumów. Żeby nie było - też zjeżdżałam na zjeżdżalni, aczkolwiek jest zapiaszczona i podrapałam sobie tylną część ciała.
Do Przytarni, gdzie jest darmowa wieża widokowa, z Wdzydz Kiszewskich jest albo 20 km samochodem, albo - jeśli płynie się przez jezioro Wdzydze - nieco mniej. Darmowy parking (kto zna, ten wie), toalety, sklep z pamiątkami, nieco ponad 200 stopni i widoki na lasy i pola.
Najbardziej urocza jest maleńka platforma widokowa we Wdzydzach Tucholskich, niewysoka, ale klimatyczna. Dla odmiany nie trzeba się wspinać, ale można zejść nad jezioro stromymi schodkami.
W kąpielisku Struga nad jeziorem Wielkim dla odmiany się nie kąpałam, bo było zimno; rodzina i owszem, twierdzili, że woda cieplejsza niż powietrze. Są przebieralnie, nie ma toalet, tylko toi-toi, nie polecam. Młodzież chwaliła, bo można skakać z pomostu do wody.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 6, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
kaszuby, polska, wdzydze, przytarnia, rzuno, struga
- Skomentuj