Więcej o
Listy spod róży
[2.05.2023]
Zawsze chciałam mieszkać w miasteczku z zamkiem. Wybierając jakieś wakacyjną destynację oczywiście zaczynam od szukania zamków i pałaców w okolicy, a mieszkając w Kudowie dostaje się takich przybytków jak naplute. Náchod jest tuż za miedzą i poza supermarketem Albert (wolę Billę, ale i Albert nie jest zły) nad miastem, na wzgórzu, można do zamku. Ponieważ zamek na sporym wzniesieniu, można do niego po setkach schodów z miasteczka, można też autem na (płatny, aktualnie 50 koron) parking. Akurat padało oraz rodzina miała obiecane indyjskie jedzenie, więc odpowiedź była jakby oczywista i znacznie mniej kosych spojrzeń padło pod moim adresem. Zamek można zwiedzać dwoma różnymi trasami, w różnych godzinach, ja wybrałam zwiedzanie za czasów rodziny Piccolomini, której założyciel był prawdziwym XVII-wiecznym Europejczykiem - Florentczyk, hiszpański żołnierz, wymuszał haracze na Pomorzu, walczył dla cesarza Austrii, a zamek dostał za zabicie swojego ówczesnego czeskiego szefa, Wallensteina (co nie było trudne, bo tenże umierał na powikłania po syfilisie). Zwiedzanie jest tylko z przewodnikiem po czesku, ale Polacy dostają wydruki z opisami, a skoro cała grupa okazała się być z Polski, przewodniczka nie przeszkadzała. Wnętrza są umeblowane i ozdobione tak bardziej na bogato, złoto a skromnie. Bilety można kupić online (niestety ten kawałek po polsku nie działa), bo - zwłaszcza jak jest dużo chętnych - ma się pierwszeństwo. Można też wejść na wieżę, ale że zwiedzaliśmy zamek ostatnią turą o 16:30, to już nie było można; trochę foch, ale i z murów były ładne widoki. W zamkowej fosie jest wybieg dla dwóch niedźwiedzi, uratowanych z cyrku, ale były chyba doskonale zakamuflowane, bo się nie pokazały (foch ponownie). Podsumowując - następnym razem chcę na ryneczek, schodami na górę, na wieżę, drugą trasą po zamku i żeby niedźwiedzie pokazały puchate kupry.
Adresy:
- Love Curry - restauracja indyjska, Němcové 858
- Zamek Náchod - Zámek 1282
- hipermarket Albert - Polská 105
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 20, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czechy, nachod
- Komentarzy: 2
[1.05.2023]
Eloy zaproponował Kłodzko, bo jako jedyny z naszej trójki tam już był, nie istotne, że ponad 30 lat temu. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, poza tym, że twierdza, ale nie byłam rozczarowana tym,co zobaczyłam. Śliczne miasteczko z klimatyczną, taką czesko-niemiecką starówką i ratuszem podobnym do libereckiego, z licznymi skosami i podgórkami. Po przejechaniu przez calutką starówkę, zaparkowaliśmy przy rzece na parkingu pod twierdzą (darmo), odbyliśmy kawę, ciasto i lody w pizzerii Daria przy placu Chrobrego 6, gdzie podsłuchałam, że jak się płaci gotówką i chce zwiedzać twierdzę bez przewodnika, to się wbija do środka mimo długiej kolejki i przy stoliku z boku, gdzie kolejki nie ma, kupuje się od ręki bilet. I zaiste tak było. Sama twierdza - poza obłędnym widokiem na miasto - przypominała mi poznańską Cytadelę, tylko bardziej kompaktową. Odbywały się z okazji majówki jakieś pokazy, strzelali hałaśliwie, chodzili poprzebierani klimatycznie ludzie, czego akurat nie zazdrościłam, bo dzień był taki bardziej upalny. Tłumów - poza sporszą kolejką do kasy - nie było.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 14, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
polska, klodzko
- Skomentuj
[30.04.2023]
Jak to znajoma stwierdziła, Czechy są świetnie zorganizowane turystycznie, ale z jednym wyjątkiem - restauracje i kawiarnie działają na całkowicie nieprzezroczystych zasadach. Niby godziny na drzwiach (i w Internecie) sugerują, że otwarte, ale zamknięte. Niby otwarte do późnych godzin wieczornych, ale po wejściu uprzejmie proszę wyjść, bo kuchnia już nieczynna (o 16:30!). Albo “akurat wyszedł nam kurczak i wszystko, co w menu z kurczakiem jest niedostępnie (tu proszę sobie wyobrazić minę nastolatki, której kelnerka proponuje naprawdę smaczny makaron). Trochę to było upierdliwe, zwłaszcza że do Turnova przyjechaliśmy na obiad i zakupy w Billi, kiedy okazało się, że bliższym Nachodzie Billę zamknięto. W każdym razie ostatecznie znaleźliśmy Graala w postaci otwartej i zaopatrzonej restauracji, gdzie jedzenie było fantastyczne i nawet zawierało warzywa (aczkolwiek młodzież tym razem narzekała, że keczup do frytek niesmaczny, zaś kotlet omaszczony roztopionym masłem). Śliczny ryneczek z kamieniczkami i pratchettowską fontanną z rodzinnymi rzeźbami Wręcemocnych, widoczna na każdym kroku historia[1], punkt opravy chytrých zařízení (naprawa inteligentnych urządzeń), trochę błądzenia i niszczenia obcasów na bruku, a w finale wróciłam z torbą czeskich pomazanek do chleba. I studentską.
Restauracja: Hospůdka Rozmarýnek pod lékárnou - Havlíčkova 2.
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Bo miasteczko nieduże, ale z XIII wieku. Przechodziło z rąk do rąk, a to napadali Łużyczanie, a to Szwedzi, trochę był polski, trochę czeski, V roce 1356 Lemberky na Rohozci vystřídal Půta z Turgova a od něho koupili panství Vartenberkové, przyszli husyci i spalili, w XIX wieku Austriacy trzaskali się tu z Prusakami - pełen wachlarz.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 9, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czechy, trutnov
- Skomentuj
[30.04.2023]
W tym roku, po kilku udanych wyjazdach na majówkę za granicę, wpadłam na pomysł pożenienia dwóch światów i wybrałam Kotlinę Kłodzką, żeby zobaczyć zarówno kawałek Polski, jak i wyskoczyć towarzysko do Czech. Rookie mistake. Jak czeska strona była bez zarzutu, tak po polskiej na ten sam pomysł wpadło pół Polski, a przynajmniej ¾ Wrocławia. Podjęłam nieudaną próbę wejścia na Szczeliniec, gdzie okazało się, że już nie muszę jechać do Zakopanego, bo mam Krupówki na miejscu. Po kilkudziesięciu minutach w korku do parkingu, krążeniu po miejsce i zapłaceniu, dowiedziałam się od skrajnie nieuprzejmej osoby w kasie, że liczba wejść jest limitowana i można kupić na za trzy godziny, a czas uroczo spędzić w dzikim tłumie i dymie ze smażonych oscypków, bo było sobie kilka dni wcześniej kupić on-line. No więc nie weszłam na Szczeliniec ani nie podeszłam do Błędnych Skał, nie wspominając o Ardšpachu i teplickim Skalnym Mieście. Kiedyś wrócę lepiej przygotowana.
Weszłam za to na Szczytnik, do Zamku na Skale. W zasadzie to można podjechać pod sam zamek, ale ryzykuje się brak miejsca do zaparkowania, a na poboczach krętej drogi na górę są wcześniej parkingowe zatoczki (darmo!). Z drogi zamek wygląda jak topornie narzezany w PRL-u, ale od strony parku już jest bardziej urokliwie. W środku restauracja, na zwiedzanie wnętrza się spóźniłam, bo najpierw poszliśmy na kawę i ciasto, a dopiero potem szukać kasy, która okazała się być w restauracji (tu wstaw przewracanie oczami nad organizacją ruchu turystycznego). Obok zamku punkt widokowy z darmowym widokiem za milion monet, na całą urokliwą okolicę. I nawet nie za tłoczno, chociaż może wstrzeliłam się w porze obiadowej. I to powietrze w drodze na górę, krystalicznie czyste. Młodzież znalazła sobie kijaszek i nawet niespecjalnie narzekała, że trzeba tyle chodzić.
GALERIA ZDJĘĆ
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 6, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
polska, szczytna, szczytnik
- Skomentuj
[22.04.2023]
Więc wyobraźcie sobie, że była taka sobota, kiedy nie dość, że było ciepło, to jeszcze świeciło słońce jak z pocztówki. Rodzina mnie zignorowała, wybierając gnicie na kanapie i innych powierzchniach wyściełanych, pojechałam więc sobie na mikrowyprawę do pobliskiego Puszczykowa. Było gorąco, słonecznie, nie dość, że się spociłam (pierwszy raz w tym roku!), to jeszcze umazałam sobie tuż po wyjściu z domu przód sukienki za pomocą kremu przeciwsłonecznego, bo jak raz chciałam być odpowiedzialna, ale niczego nie żałuję. Las, Warta, dawny dom sanatoryjny, zieleń i dzielnica willowa w okolicach Jasnej, Podleśnej i Słonecznej. Bardzo ładnie, będę kontynuować.
Dawny dom sanatoryjny "Rusałka"
Warta / Rusałka
Podleśna
Korzenie nad Wartą / Natura
Urząd miasta, willa letnia z 1936 roku
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 28, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tag:
puszczykowo
- Skomentuj
[24-26.03.2023]
Podobnie jak w ubiegłym roku, zmęczona przedłużającą się zimą i bezruchem, pojechałam na weekend na warsztaty jogi z Agnieszką, która nie dość, że pokazuje, jak sobie powyginać ciało, to jeszcze karmi (i to jak), to jeszcze rzecz się dzieje w pięknych okolicznościach przyrody. Tym razem weekend spędziłam w miejscowości Kochłowy tuż pod Ostrzeszowem, na miejscu były owce (niechętne) i kot (przechętny), można było sobie też pójść w las, zwłaszcza że trochę padało, a trochę było ciepło. Trafiła się i Maryjka, i mrrroczne niebo, i cmentarz, i zabytkowe zabudowania, w drodze powrotnej zaś zerknęłam ponownie do Antonina, ale bez kawy tamże, bo odwoziłam na lotnisko na czas. Czy po miłych nastu stopniach w marcu spadł śnieg, a temperatura poniżej zera? Ależ oczywiście.
Wyginanie
Wyobraźcie sobie, że tak umiem (bardzo nie, ale się staram)
Dużo dobrego
Jeszcze więcej dobrego
Leniwe poranki / Crumble
Posesja
Posesja w deszczu
Chętny lokales
Niechętna trzoda / Mech na metry
Maryjka nienawigacyjna / Flora
Antonin
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 10, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tagi:
antonin, kochlowy
- Skomentuj