Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+

U Cyryla

C. zabrała mnie na kawę w środę. Z dużą przyjemnością odkryłam utrzymany w stylu prawie że twinpeaksowej scenografii lokal, jak sama nazwa wskazuje, tuż przy Cyrylu. Dla tych, co nie znają Poznania, "Cyryl" to plac Cyryla Ratajskiego, potocznie zwany od innej konsumpcji "pigalakiem". Nie wiem, nie próbowałam. W "Cyrylu", poza tym, że prześlicznie wzrokowo, można kawę, śniadania, lancze i wino. Na facebookowej stronie [2020 - link nieaktualny] pojawia się sezonowo zmieniające się menu. Pewnie stoliki z widokiem na jeżdżące dookoła placu samochody nie są optymalne, ale na szybką kawę w ładny dzień - czemu nie. Mnie się podobało (aczkolwiek do śniadania mile widziane byłoby masło i inne warzywa niż pomidory; tak, są czerwone, so what).

I czy to nie jest tak, że ta coroczna tęsknota za latem to nie tyle tęsknota nie za upałem, przestrzenią, słońcem, wodą, ciepłem, zielenią, tylko za tym, że kiedyś był to okres nielicencjonowany? Bez obowiązków, planów, deadline'ów i terminów? Tylko ja i świat, który mógł codziennie przynieść coś cudownego?

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek września 19, 2014

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


Albania, Saranda [2]

[31.08.2014]

Żeby popłynąć do Albanii, wystarczy okazać dowód osobisty (co dość zirytowało jednego z uczestników wycieczki, który machał paszportem, że jakto, że dowód osobowy wystarczy?!) i już można wejść do strefy wolnocłowej w porcie w Kerkyrze. Szału nie ma, perfumy, papierosy, wypiteczności i silna nadreprezentacja Monster High. Do Sarandy płynie się niecałą godzinę, tym razem również - jak na Paxos - Ioanian Cruises. Cena zależy od organizatora, w Rainbow Tours to było ok. 25 euro od łebka (dziecko mniej) plus obowiązkowe 10 euro opłaty portowej.

GALERIA ZDJĘĆ.

To już ostatni odcinek powakacyjny, mogę ewentualnie jeszcze pomarudzić, że chciałabym spędzić dwa dni więcej w samej Kerkyrze, a na wyspie objechać kilka miejsc, których nie widziałam. Może kiedyś.

PS W Albanii zrozumiałam, o co *mogło* (bo o co chodziło, to jednak się nie podejmuję oceniać) chodzić Kydryńskiemu Juniorowi, kiedy zachwycał się niestosownie erotyczną głębią sarnich oczu egzotycznych dziewczynek. Przy huśtawce zobaczyliśmy może 8-latkę, szczupłą, długonogą, czarnowłosą, w samych spodenkach. Tak piękną, że chciałabym przez najbliższe 10 lat patrzeć, jak dorasta.

PSS Oraz starsze dziewczę, handlujące bransoletkami na deptaku, usłyszawszy, że mówimy po polsku, wyskandowało dla nas pean pochwalny na cześć Lewandowskiego i wzniosło jakiś piłkarski okrzyk. Potęga Europy w piłce nożnej, te sprawy.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 31, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: 2014, saranda, albania - Skomentuj


#Korfu, Paxos & Antipaxos [2]

[30.08.2014]

Na Paxos, a w zasadzie na Paxi, bo to określenie całego archipelagu wysp i wysepek, z których największa to Paxos, płynie się z Kerkyry. Płynęłam statkiem Ionian Cruises z obsługą wielojęzyczną, jakościowo fajny rejs, gładki i bez problemów. W trakcie po kolei w wielu językach (greckim, włoskim, francuskim, angielskim, niemieckim, czeskim, polskim i rosyjskim) przewodnicy emitowali informację, gdzie właśnie się przepływa, co było o tyle zabawne, że w większości języków coś rozumiem i skala szczegółowości opisów różniła się dość znacząco (nie ukrywam, że największą radość budził czeski i rosyjski). Stąd wiem, że Posejdon, zakochany aktualnie w Amfitrycie, łupnął trójzębem w dół Korfu i odłupał kawałek, żeby ukochana miała świętych spokój i chęć na igraszki. I tak się rozdokazywał, że na Paxosu potieriał trizubiec, który od tego czasu jest w herbie Paxos. Ale jeszcze zanim się dopłynie na wyspy, można z pokładu podziwiać widok z wody na stare miasto w Kerkyrze - od Nowej Twierdzy przez Campielo aż do Starej Twierdzy.

Przystanek pierwszy - Benitses. Port, do którego statek przybija na chwilę, żeby zgarnąć resztę pasażerów; piękne łodzie, nad nimi na skałkach miasto, obok plaża. Zastanawiam się, ile jest na świecie łodzi nazwanych odkrywczo Panta Rei.

Przystanek drugi - Paxos i błękitne groty. Groty jako takie nie są błękitne, tylko zwyczajnie skaliste, ale woda pod nimi mieni się turkusem, lazurem i szmaragdem. Oczywiście w niektórych z tych grot mieszkała Amfitryta, mimo ewidentnych niewygód. Za każdym razem, kiedy statek wpływał do groty, zastanawiałam się, czy nie zostawi na ścianie masztu. Ale nie. Zaletą niewątpliwą było to, że w grotach było *nieco* chłodniej; aura jednakowoż sprzyjała, ale gorąco było przeraźliwie.

Przystanek trzeci - Antipaxos. Ze względu na pielęgnowaną od dziecka nieumiejętność przemieszczania się w wodzie bez gruntu, do zatoczki wskoczył Maj z TŻ-em. Podobno zimna, ale myślę, że nikomu to nie przeszkadzało. Co mnie zawsze przy takich okazjach zaskakuje, wszyscy wrócili na pokład.

Przystanek czwarty - Gaios. Stolica Paxos, jeden z trzech portów na wyspie, mieszka w nim 200 osób. Tu mi trochę zabrakło czasu, bo po dość szybkim obiedzie, spacerze na plażę i zamoczeniu, nie było już specjalnie kiedy wejść w głąb wąskich, poweneckich uliczek. A szkoda. Plaża kamienista, ale prześliczna (tyle że nie ma muszelek). Obiad jedliśmy w Tavernie Mediterraneo, która na składzie miała dwa półdługowłose koty, z gracją i głębokim spojrzeniem zanęcające jedzących do małego datku. Nie dasz głodnemu kotku?

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 30, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: 2014, grecja, korfu, paxos, antipaxos - Skomentuj


#Korfu, Gouvia, Agios Ioannis

[29.08.2014]

Ponieważ nie samą kulturą grecką człowiek żyje, do Agios Ioannis pojechaliśmy w celu wymoczenia Majuta w nieco chlorowanej wodzie aquaparku (Aqualand, ceny na mają na stronie www, po 15 nieco taniej). Nie mam zdjęć, bo trochę słaba jeszcze pomigrenowo byłam, więc czytałam w cieniu leżaka. W samym Agios Ioannis nie ma w zasadzie nic, celowaliśmy w polecaną restaurację Spiros & Vasilis [2018 - link nieaktualny], ale była czynna od 18, a wymoczony w wodzie człowiek zdradza jednak chęć jedzenia teraz już, pojechaliśmy więc do Gouvii.

Gouvia ma prześliczną plażę, kamienistą, ale z fantastyczną wodą w zatoczce. Przejrzyście błękitną, bez fal, za to ze zmienną temperaturą wody - ciepła, ciepła, aaaa, nagle zimna, ciepła. Po zatoczce pływały też kaczki i gęsi, co jakiś czas emitując zapotrzebowanie na bułkę. W Gouvii jest też marina, ale taka typowo robocza oraz resztki poweneckie w postaci ruin. Na kolację trafiliśmy do restauracji na głównej ulicy, "9 muses". Może i kuchnia nie tak wykwintna jak w planowanym S&W, ale kelnerki szczerze zachwycały się Majutem i bardzo się angażowały w umilenie jej posiłku.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 29, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: grecja, korfu, gouvia, 2014 - Skomentuj


#Korfu, Achilleion[2]

[29.08.2014]

Cesarzowa Sissi, zwana oficjalnie Elżbietą Bawarską, nie była specjalnie szczęśliwa. Jako nastolatka wyszła niespodziewanie za mąż za Cesarza Niemiec, Franciszka Józefa; niby chciała, ale życie na dworze okazało się dla niej trudne. Dlatego uciekała - na Maderę, do Anglii, Francji czy wreszcie na Korfu, gdzie przeniosła się na dłużej po samobójczej śmierci jedynego syna. Stąd, między innymi, powtarzający się motyw Achillesa, obecny w jednym z najczęściej odwiedzanych zabytków na Korfu. Achilleion (Achilleon, Achilion) tuż obok wsi Gastouri, jak to u Greków, dojazd do zabytku nie jest jakoś specjalnie celebrowany (choć należycie oznaczony), pełne autokary turystów jadą prawie że przez podwórka z praniem, szopki i miejsca dość niewidowiskowe. Aż wtem. Zdarza się, że jest spiętrzenie i nagle pojawia się mnóstwo turystów, bo to obowiązkowy punkt na trasie tzw. objazdów, warto chwilę poczekać, po półgodzinie znikają, bo jadą do następnego zabytku. Wstęp: 7 euro (dorosły), 5-latka nie płaciła.

Czytałam o ciężkiej, neoklasycystycznej niemieckiej architekturze z elementami klasycznymi, ale to zdecydowanie nie oddaje uroku pałacu. Nie jest duży - kilkanaście sal, piękna klatka schodowa prowadząca z parteru na drugie piętro, skąd wychodzi się na taras z widokiem na kontynentalną Grecję, ozdobiony figurami Muz. Maj zafascynował się Muzami o tyle, że odkrywał u siebie kolejne talenty, ale prawdziwy zachwyt wzbudził w niej Hermes. Nie wiem, czy bardziej zachwycały ją skrzydełka przy kostkach, czy fakt, że był patronem cwaniaków i oszustów. Ale jak to, mamo?! Dookoła pałacu park, nieduży, częściowo zamknięty, ale przez lokalizację na zboczu góry, robi niesamowite wrażenie wielopoziomowością. Miłe miejsce, żeby się zgubić. Jak się człowiek nie zgubi, to przy wyjściu jest kawiarnia.


(nie ma turystów, są turyści)

Niezmiernie mnie ubawił przydrożny, tak jak u nas w drodze na Zachód, skład z figurami. Zdecydowanie wyglądał, jakby właśnie stąd pochodził asortyment w Achilleionie.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 29, 2014

Link permanentny - Tagi: korfu, grecja, 2014 - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Skomentuj


#Korfu, Paleokastritsa

[27.08.2014]

Chyba najbardziej znany widok z pocztówek - błękitna zatoczka, otoczona skałami. Tak wygląda z góry, a tak z dołu - jak już się zejdzie 104 stopnie krętych schodów w dół (potem tymi samymi krętymi stopniami należy wejść z powrotem do góry; jak wspominałam - trening łydek jest w pakiecie). Niestety, plaża kamienista.

Miejscowość jest typowo hotelowo-turystyczna, dzięki temu jest sporo restauracji. Jedliśmy obiad w Tavernie Spiros - przyjemnie ocienionym miejscu wśród oliwek. Mała wada - duży, otwarty i dymiący grill, na którym nieustająco piecze się mięso.

W drodze do Paleokastritsy landszafty.

EDIT: GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 27, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: grecja, paleokastritsa, korfu - Skomentuj