9 miesięcy
Dziecko moje umie samo siadać w durszlaku.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Dziecko moje umie samo siadać w durszlaku.
Czasem tak jest, że przypadkiem odkrywa się coś, co się do człowieka przylepia i tak już zostaje. Kupiłam kiedyś za jakieś orzeszki piękną ciemnozieloną aksamitną suknię na Allegrze. Zobaczyłam na metce nazwę "Laura Ashley" i wsiąkłam. Nie we wszystko (bo i nie wszystko mi się podoba), ale zasiliłam szafę w kilka sukni i spódnic. Po czym zobaczyłam chusty i szaliki. Moim usprawiedliwieniem jest, że zajmują mało miejsca i bywają okazyjnie tanie (oczywiście, można iść na ebay i kupować od ręki za sporą kasę, ale to takie niesportowe). Takie hobby na długie lata.
W większości to jedwab bądź sztuczny jedwab (niektóre mną się od samego patrzenia), ale bywają bawełniane (mam jedną, nie jest specjalnie ładna, ale przydaje się do zawinięcia szyi małoletniej). Kwadratowe i podłużne. W większości logowane, co jednak mnie trochę kręci mimo mojej abnegacji markowej (jeden szaliczek nie ma loga, ale jest na tyle podobny w stylu do logowanego, że IMO jest oryginalny, a poza tym uroczy).
I co najważniejsze - bywają podobne w stylu, ale każda jest inna. Nie wiem, czy projektowała je jedna osoba (mam wrażenie, że kwiaciaste chusty z pasem dookoła tak), czy każda pochodzi od innego projektanta, ale mają w sobie coś, co każe mi je mieć pod ręką i szukać takich zestawień odzieży, żeby pasowały.
PS Mam jeszcze jedną chustę, ale mi się znienacka zawieruszyła. A szkoda, bo ładna bardzo. Znajdę, to pokażę).
EDIT: Znalazłam, o:
PSS Do notki przymierzałam się już dawno, ale musiałam się zebrać w sobie, żeby wyjąć żelazko i poprasować. No nie lubię, no. Zmotywował mnie cholerny kapelusik, co go kupiłam dziecku na lato. Cholerny, bo po praniu zamienił się w niekształtną zmiętą kulkę. Nie wiem, z jakiej bawełny był zrobiony, ale więcej do Carrefoura po odzież dziecięcą nie pójdę.
"Made in India Expo" w Kupcu Poznańskim. Mam wrażenie, że coś więcej niż zwykły asortyment sklepu indyjskiego. I pewnie nikogo to nie zdziwi, że miękka jestem na widok opalizujących tkanin, sprzedawanych przez sympatycznego chłopaka z New Delhi ("it's nice weather here, back in New Delhi is 45 degrees!").
Ulewa przeczekana w Starym Browarze. Mieliśmy iść gdzie indziej, ale i tak było miło.
Golem i konwalie. Ktoś był na wystawie Cernego w Arsenale? Bo niżej podpisana zaspała i zapomniała.
Zdziwiłam się ostatnio na Alejach Marcinkowskiego, że różowe i czerwone tulipany zostały zastąpione białymi. Przestałam się dziwić, kiedy zobaczyłam, że kolorowe zwyczajnie opadły i pokazały późniejszą, białą odmianę. Nie tylko zresztą tam tak.